Karuzela transferowa kręci się coraz mocniej. W grze są już nie tylko wielkie pieniądze, ale i drogie zabawki. Platinum Motor Lublin dorzuca zawodnikom do kontraktów luksusowe auta warte nawet pół miliona złotych. Prezesi innych klubów pytają: "jak my mamy z nimi rywalizować?" i zwracają uwagę na to, że na końcu transferowych rozmów nierzadko pada pytanie: "a co jeszcze dostanę, bo w Motorze dadzą mi auto". Kasują miliony, ale gadżety działają na nich niczym magnes Ktoś może zapytać, a po co te drogie zabawki, skoro najlepszy żużlowiec Bartosz Zmarzlik kasuje nawet 6 milionów rocznie, a kilku innych osiąga przychód przekraczający 3 miliony. To przecież góra pieniędzy i wystarczający powód, by skłonić zawodnika do zawarcia umowy. Jednak w żużlu, gdzie jest deficyt dobrych zawodników, tak to nie działa. Duże pieniądze są tylko wstępem, a drogie zabawki są magnesem, czymś, co może przechylić szalę na korzyść danego klubu. Większość zawodników Motoru jeździ teraz nowiutkimi modelami BMW. I ten stan rzeczy będzie trwał, dopóki będą reprezentowali barwy tego klubu. Człowiek lubi się przyzwyczajać do luksusu, więc nic dziwnego, że nie słychać nic o tym, by któraś z gwiazd Motoru nosiła się z zamiarem zmiany barw klubowych. Kiedyś to ich samochodami jeździła cała Polska Motor dzięki współpracy z salonem BMW Best Auto robi konkurencję braciom Garcarkom z Ostrowa. Dotąd mówiło się, że to ich autami jeździ cała żużlowa Polska. Gwiazdy startujący w Arged Malesie mogły liczyć na pełne wsparcie braci. Do tego był samochód marki Mercedes w zamian za reklamę, albo po preferencyjnej cenie. Teraz wszyscy żartują, że taki Tobiasz Musielak, czołowy zawodnik 1. Ligi Żużlowej, już nie ruszy się z Ostrowa, bo ma dobre pieniądze i wygodne auto w pakiecie. Kuszenie zawodnika na auto, to zasadniczo skuteczny sposób. I nie zawsze musi to być wóz osobowy. Cellfast Wilki Krosno po awansie do PGE Ekstraligi stanęły na głowie, żeby zakontraktować zdolnego 16-latka Szymona Bańdura. Działacze zrobili zwiad, wiedzieli, na czym młodemu zależy. Gdy ten przyjechał z rodzicami do Krosna, to już na parkingu zobaczył nowiutkiego busa do przewozu motocykli. Marzył o takim, więc kiedy usłyszał, że będzie jego, jak podpisze kontrakt, to sprawa była praktycznie zamknięta. Bańdur dostał też 3 tysiące za punkt w PGE Ekstralidze i 800 złotych za punkt w Ekstralidze U24. Za podpis nie dostał nic, ale Wilki na start musiały wyłożyć 300 tysięcy, żeby uzbroić nastolatka w sprzęt. Bus odegrał jednak kluczowe znaczenie. Czech zaoszczędził ćwierć miliona Taki bus to spory wydatek. Dwa lata temu można go było kupić w salonie braci Garcarków za 160 tysięcy złotych. Teraz cena nawet za używane busy dochodzi do 250 tysięcy. Nic dziwnego, że Jan Kvech w zamian za busa podpisał w ostatnim oknie transferowym 2-letni kontrakt z Falubazem Zielona Góra. Nie miał busa, więc zaoszczędził ćwierć miliona. Falubaz po zawarciu umowy wypożyczył Czecha do ROW-u Rybnik, ale w sezonie 2024 Kvech ma startować w Zielonej Górze. Wtedy inwestycja w busa się zwróci. A wracając do luksusowych aut, to w przypadku żużlowców są one powodem do dumy, ale nierzadko mają przez to kłopoty. Dekadę temu toruńskie media rozpisywały się o 5 tysiącach złotych grzywny, jakie musiał zapłacić czołowy zawodnik Apatora za to, że nie zapłacił podatku od sprowadzonego z zagranicy Audi A5. W Zielonej Górze za sformułowaniem: auto kryją się wielkie tragedie i dramaty. 3 lata temu junior Falubazu został zatrzymany pod zarzutem próby sfingowania kradzieży luksusowego auta. W przeszłości było jeszcze gorzej. W latach 90. Zbigniew Błażejczak i Marek Molka, dwóch żużlowców Falubazu, zostało zatrzymanych i trafiło na wiele lat do więzienia za zabójstwo biznesmena. Nie zapłacili mu za samochód, który od niego kupili.