Trybuny na Stadionie Olimpijskim jak na razie świecą pustkami, ponieważ po dwóch słabych frekwencyjnie półfinałach, na baraż ponownie wybrała się niezbyt okazała grupka kibiców. Smutne sceny jakiś czas temu na naszych łamach próbował tłumaczyć Joe Parsons z Monster Energy. - Ten sport działa na szkodę samego siebie poprzez takie windowanie cen. Fani nie będą przychodzić na stadion. Dokąd zmierzamy? Czy w przyszłości żużel będzie dostępny tylko dla bogatych osób? - mówił na temat drogich wejściówek. Swoje trzy grosze dorzuciły też niemiłosierne nudy na torze. W piątek efektownych ataków znów oglądaliśmy jak na lekarstwo. Ponadto natychmiastowo na okazałe prowadzenie wysforowali się Australijczycy, którzy oddalali się od pozostałych rywali wraz z każdym kolejnym wyścigiem. Wśród złotych medalistów Speedway of Nations 2022 nie było praktycznie słabych punktów. W pięknym stylu do reprezentacji powrócił zwłaszcza Chris Holder. Zawodnik Fogo Unii Leszno jeszcze niedawno leczył poważną kontuzję kręgosłupa, a teraz jest na dobrej drodze do wywalczenia podium Drużynowego Pucharu Świata. Żużlowcy w żółto-zielonych barwach w barażu nie dali szans przeciwnikom i z 54 "oczkami" na koncie triumfowali w zmaganiach ostatniej szansy. Drudzy Szwedzi stracili do zwycięzców prawie dwadzieścia punktów, co tylko pokazuje jak bardzo Australijczycy zdominowali resztę stawki. Dość niespodziewanie na lidera ekipy ze Skandynawii wyrósł Antonio Lindbaeck. Do 38-latka poziomem doszusował jedynie Fredrik Lindgren, a to było zdecydowanie za mało, by namieszać w walce o bilet do finału. Wielkich emocji kibice nie doświadczyli nawet w pojedynku Francuzów oraz Czechów o trzecią pozycję. Trójkolorowych do historycznego szóstego miejsca na koniec Drużynowego Pucharu Świata poprowadził duet David Bellego - Dimitri Berge. U naszych południowych sąsiadów zawiedli natomiast wszyscy zawodnicy, w tym jeżdżący w PGE Ekstralidze Vaclav Milik, który nie wygrał choćby jednego wyścigu. Dla piątkowych dominatorów z Australii zabawa tak naprawdę dopiero się zaczyna. Jeżeli w sobotę nie spuszczą z tonu, to nie zdziwimy się jeśli za kilkanaście godzin będą oblewać się szampanem. Kto wie, być może ekipa z Antypodów zagrozi faworyzowanej reprezentacji Polski.