Duże poruszenie w środowisku wywarła informacja o tym, że menedżer eWinner Apartora Toruń - Tomasz Bajerski siedział przez chwilę na gorącym krześle, a na jego miejsce szykowano Piotra Barona z Fogo Unii Leszno. W ogóle mam wrażenie, że bardziej niż transferami zawodników żyliśmy w ostatnich dniach właśnie roszadami na trenerskich stołkach. Najlepszego obecnie menedżera młodego pokolenia - Mariusza Staszewskiego z pierwszoligowej - Arged Malesy przymierzano przecież do Betard Sparty Wrocław, a Dariusz Śledzia i Adam Skórnickiego kuszono m.in. w Gnieźnie. Wciąż niejasna jest za to przyszłość Piotra Świderskiego z Eltrox Włókniarza. Wróbelki ćwierkają, że jego posada wisi na włosku, a zespół z Częstochowy obejmie jeszcze trener Abramczyk Polonii Bydgoszcz - Lech Kędziora. Takiego ruchu na zabetonowanym i wąskim rynku trenerów dawno nie było. Zwłaszcza jeśli rozmawiamy o klubach PGE Ekstraligi. Karuzelę w tak dynamiczny obrót pchnęli sami prezesi, którzy z roku na rok wykazują do swoich menedżerów coraz mniejszą cierpliwość. Przypomina mi to błądzenie po omacku, jakby szefowie klubów zapatrzyli się na niektóre pochopne działania w zespołach piłkarskiej PKO Ekstraklasy. Wystarczy jeden kryzys, słabszy moment, w przypadku żużla np. fragment sezonu i zaczyna się polowanie na czarownice. Zawodnika z klubu nie wyrzucisz, co najwyżej wyślesz go do rezerw, albo odstawisz od składu, ale najlepszym panaceum jest zmiana trenera. Łatwiej wywalić jednego człowieka, niż dwudziestu. Nie ma myślenia długofalowego. Jest tu i teraz. Wynik na już, inaczej za chwilę spojrzy ci widmo przepakowywania walizek i bilet w jedną stronę. Czasami widać jak na dłoni, iż dany szkoleniowiec nie rozpali ognia u swoich podopiecznych i dalsza współpracy nie ma sensu, że choćby się starał z tej mąki chleba po prostu nie będzie. Takie coś miałem np. oglądając w poprzednich sezonach mecze GKM-u Grudziądz pod dowództwem Roberta Kempińskiego. W żużlu trenera, szkoleniowca, menedżera naprawdę bardzo trudno ocenić po 1-2 latach pracy. Tym bardziej, że tu nic się nie dzieje z dnia na dzień. Tutaj nie ma okresu przygotowawczego jak w piłce nożnej, a trener operuje na żywym organizmie. Bajerski w sezonie 2020 wypełnił plan - awansował do PGE Ekstraligi, a teraz zajął szóste miejsce i utrzymał zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie zrobił może tego w spektakularny sposób, ale zwycięzców się nie sądzi. Plan to plan. Osądźmy go konkretniej za rok, kiedy będzie miał w drużynie Sajfutdinowa oraz Dudka i stuknie mu trzy lata w toruńskim klubie. Niefajne jest również tak szybkie rozliczanie Świderskiego. Trenerski żółtodziób rzucił się na głęboką wodę, dostał przyjemne zestawienie osobowe w Częstochowie, z którym nie awansował do play-off, a co przed startem sezonu wydawało się pewne, ale jego ekipa nabierała rozpędu z każdą kolejką. Skreślany przez wszystkich Woryna stanął wreszcie na nogi, a tor powoli stawał się atutem częstochowian. Sorry, ale "Świder" nie wsiądzie na motocykl za Fredrika Lindgrena, który położył Włókniarzowi sezon, a potem wypłakał się mediom w rękaw, że nawierzchnia mu nie odpowiadała. Szwed nie jest pępkiem świata i sam 46 punktów w meczu nie zdobędzie. Trener jest szefem i zawodnik powinien w tym przypadku zacisnąć zęby, zakasać rękawy, pokazać, że jest klasowym żużlowcem. Bartosz Zmarzlik, czy Artiom Łaguta jakoś potrafią dostosować się do każdych warunków. To jest właśnie kolejny przykry punkt wspólny żużla i piłki nożnej. Często rządzi szatnia. Tolerujemy fochy gwiazd, naciski ich teamów. I to jest bardzo niepokojące. Bo po co nam w takim razie trener? Skoro tylko po to żeby świecił oczami, to może dajmy pełnie władzy zawodnikom, niech się "pozabijają" nawzajem. Albo najlepiej panowie prezesi weźcie na siebie odpowiedzialność, weźcie kierownicę w dłoń i spróbujcie przez rok poprowadzić drużynę w lidze. A jak nie, to dajcie w spokoju popracować tym, których zatrudniacie.Dlatego stanę w obronie Bajerskiego i Świderskiego. W moim subiektywnym odczuciu obaj wykonują w swoich klubach przynajmniej przyzwoitą robotę i dobrze się stało, że ten pierwszy przedłużył już umowę z Apatorem. Mam nadzieję, że po rozum do głowy pójdzie także prezes Michał Świącik i pozwoli Świderskiemu dokończyć projekt, który zaczął. Na każdego można znaleźć paragrafy, nikt nie jest nieomylny. Na Świderskiego i Bajerskiego również. Nawet na Śledzia, który z Betard Spartą pędzi po złoto DMP.