Milowymi krokami zbliża się niedziela prawdy dla Eltrox Włókniarza Częstochowa. Drużyna, która przed sezonem 2021 miała medalowe aspiracje, po serii wstydliwych porażek znalazła się pod ścianą i jeśli nie chce wypisać się walki o czołową czwórkę już w pierwszej rundzie, musi koniecznie pokonać na wyjeździe eWinner Apator. Spotkanie w Toruniu będzie zresztą potyczką czarnego konia i największego pozytywnego zaskoczenia PGE Ekstraligi z największym rozczarowaniem. Jedno zwycięstwo w czterech meczach, w tym dwie porażki u siebie, to bilans rozbitych i poranionych żołnierzy Piotra Świderskiego. W tym zbiorze zawiera się wymęczone zwycięstwo nad Marwis.pl Falubazem Zielona Góra, gdzie nie było nawet piątki z przodu. Do ogólnego dorobku zespołu przed rundą rewanżową dopiszemy jeszcze w ciemno dwa oczka za tryumf ze słabiutkim ZOOleszcz DPV Logistics GKM-em Grudziądz i wyjdzie nam, że Eltrox Włókniarz pokona zespoły, którym wróżono na papierze ostatnią i przedostatnią lokatę w tabeli. Prawda, że lepszej okazji na strącenie Lwów do piekła Tomasz Bajerski i jego ekipa nie mogli sobie wymarzyć? Rywala mają rozłożonego na łopatkach. A póki co wszystko w rachunkach ekspertów zgadza się co do joty. Bo choć wpisaliśmy dwa oczka Włókniarzowi nieco na kredyt i mając na uwadze, że zwłaszcza pod Jasną Górą cuda się zdarzają, to jednak, gdyby częstochowianom podwinęła się noga z GKM-em prezes Michał Świącik wyszedłby chyba z siebie i stanął obok. Klęska z Betard Spartą sprawiła, że tydzień poprzedzający batalię, która może przewartościować cele Włókniarza nie był na pewno przy Olsztyńskiej spokojny. Co gorsza przed wyprawą do Torunia nie widać żadnych przesłanek, aby uwierzyć w rychłe odrodzenie Eltrox Włókniarza. Próżno szukać nawet najskromniejszej łuny światełka. Zespół jest dziurawy, jak wysokiej klasy szwajcarski ser, na własnym torze czuje się jak na wyjeździe, zawodnicy są pod formą, błądzą niczym dzieci w mgle, a na dodatek prezes zamiast podtrzymywać swoich żużlowców na duchu, publicznymi wypowiedziami dolewa jeszcze oliwy do ognia. Włókniarz słabą jazdą na własną prośbę przyłożył sobie nóż do gardła. Tu już nie ma przestrzeni do pomyłek, limit przegranych został wyczerpany z nawiązką. Zamiast patrzenia w górę tabeli trzeba się przestawić na brutalną rzeczywistość i zerkanie bliżej dołu. A tam ścisk jak w piekarni o siódmej rano. Terminarz tak się układa, że jeśli w zbliżającej się kolejce nie odnotujemy niespodzianek, po weekendzie Włókniarz powinien mieć już cztery oczka straty do uciekającej z prędkością światła grupy uwikłanej w play-off. eWinner Apator, którego w przedsezonowych dywagacjach Częstochowa miała wciągnąć nosem, teraz czai się na wejście w jego buty. Nastąpiła nieoczekiwana zamiana miejsc, bo to Anioły miały okrutnie "męczyć bułę". Tymczasem to na spotkania torunian aż miło włączyć telewizor, a od podrygów Włókniarza bolą oczy. Apator nie dość, że nie jest chłopcem do bicia, to w delegacjach, u murowanych faworytów nie przynosi wstydu. I trudno nie oprzeć się wrażeniu, że menedżer Bajerski nie wycisnął jeszcze maksa ze swoich dżokejów. Torunianie odprawiając Włókniarz mogą upiec za jednym zamachem dwie pieczenie na jednym ogniu. Raz utorować sobie drogę do czegoś więcej niż tylko bezpieczne utrzymanie, choć Gorzów, Leszno, Wrocław i Lublin potwierdziły potworną siłę i jednak ciężko będzie je złapać, a dwa usadowić się na bezpiecznym miejscu i oswajać się powoli z myślą, że o ekstraligowy byt to będą się musieli martwić inni. Mieczysław Fogg w swoim legendarnym utworze śpiewał: (...) daj mi tę jedną niedzielę, ostatnią niedzielę, a potem niech wali się świat, ta ostatnia niedziela, dzisiaj się rozstaniemy, dzisiaj się rozejdziemy (...). Czy późnym popołudniem popłynie z głośników toruńskiej Motoareny? Przesłanie byłoby adekwatne. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź