W niedzielę na Podkarpaciu wreszcie po raz pierwszy w tym sezonie trybuny modernizowanego stadionu przy Legionów tętniły życiem. Otwartej sprzedaży biletów nawet nie prowadzono. Pierwszeństwo mieli nabywcy karnetów, a ci zgodnie z oczekiwaniami w komplecie zajęli pule dwudziestu pięciu procent dostępności stadionu. Takie czasy. Reżim sanitarny rzecz święta. Już parkując auto nieopodal stadionu nasz wzrok przykuły pachnące świeżością, efektowne, gotowe na pierwsze zawody przy zapadającym zmroku maszty oświetleniowe. W środku piwko, kiełbaska dla każdego coś miłego. Przy parku maszyn promiennym uśmiechem przywitał nas prezes Grzegorz Leśniak. Ubrany w nienagannie wyprasowaną koszulę, która uginała się pod ciężarem sponsorów wyglądał niezwykle efektownie. Do swoich gości i partnerów biznesowych wychodził osobiście. Wolał sam dopilnować, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Zanim zdążyliśmy wtopić się w tłum prezes oprowadził nas jeszcze po dwóch najbardziej obleganych stoiskach. To z gadżetami wprost pękało w szwach. Żeby kupić sobie koszulkę, szalik etc. trzeba było mieć anielską cierpliwość i swoje odstać. Kolejka na Kasprowy to przy tym pryszcz. Furorę robił punkt zajęty przez Centrum Dziedzictwa Szkła Krosno. Kiedy zajęliśmy swoje miejsca na przeciwległej prostej jeszcze mocniej dotarło do nas, że Krosno oszalało na punkcie speedwaya. Nie zauważyliśmy osoby, która nie byłaby przyodziana w wilcze barwy. Szaty nowego tworu przenikały się z tymi jeszcze pamiętającymi czasy KSM-u. Dzieci, dorośli, mali, duzi, różne pokolenia. Chociaż z toru setnie wiało nudą, bo Unia dostawała solidny łomot i jedyną smutną osobą na obiekcie Wilków była księgowa, to przekonaliśmy się na własnej skórze, że kibice na meczach krośnian potrafią stworzyć prawdziwy kocioł. I nie na darmo są nazywani młodszym bratem Motoru Lublin. Punktów wspólnych jest zresztą więcej. Jedni są rewelacją PGE Ekstraligi i wygodnie rozsiedli się w fotelu lidera, w drudzy kopiują ten wyczyn na zapleczu. Od czwartego biegu gospodarze walili w Unię jak w bęben. 4-2, 4-2, 4-2, 4-2, 4-2, 5-1, 5-1, 5-1. Miejscowym fanom ciągle było mało. Nawet wysoka przewaga nie odbierała im animuszu. Do domów większość weszła z pozdzieranymi gardłami, jakby właśnie wróciła z koncertu ulubionej gwiazdy rocka. A i zawodnicy Cellfast Wilków mogli się czuć podobnie. Zjazd do parku maszyn jest tak usytuowany, że każdy z nich po wygranym biegu widział na pewno przez gogle przy zawracaniu morze zaciśniętych pięści. Tłum wiwatował. To nie był koniec atrakcji. Przed biegami nominowanymi, na niebie pojawiły się samoloty Cellfast Flying Teamu, głównego sponsora klubu z Krosna. Show zapierało dech w piersiach. Maszyny leciały w kluczu, niemal stykając się skrzydłami, kilka razy okrążając stadion. Z ziemi wydawało się, że jeden nieuważny ruch jednego z pilotów może doprowadzić do katastrofy. A cały popis opatrzyła słynna melodia z kultowego filmu Top Gun. W końcówce z głośników popłynął też kawałek, który powinni kojarzyć miłośnicy muzyki klubowej. Tony Igi - Astronomia bije rekordy popularności w internecie, a największy szał robi wersja z rytmicznie bujającymi się czarnoskórymi mężczyznami z trumną na barkach. Naprawdę wymowna aluzja do aktualnej sytuacji w eWinner 1.Lidze Unii Tarnów. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź