Tyle samo, co o genialnym występie Maksyma Drabika w spotkaniu przeciwko zielona-energia.com Włókniarzem Częstochowa mówiliśmy także o jego zachowaniu i tym co mówił w mixed-zonie już po zakończeniu meczu. Wzrok wlepiony w ziemię, czaka nasunięta na oczy. On tam ewidentnie nie chciał być, ktoś go tam posadził za karę. Z drugiej strony, będę szczery, w pierwszej chwili nieźle się ubawiłem, gdy z jego ust padały kolejne zdania rodem z tomików wierszy. Zastanawiałem się nawet, czy działacze Motoru Lublin w ogóle wiedzieli, że wzięli przed sezonem do zespołu pakiet zawodnik plus poeta. I to wszystko po jednych pieniądzach. Pomyślałem, jaką ten chłopak przez ten okres absencji przeszedł dziwną przemianę. Nie ma opcji, ktoś nam go zabrał na inną planetę. Maksym niczym Van Gogh swoje obrazy, tak malował słowem, jakby przez rok zawieszenia za niedozwoloną wlewkę i w konsekwencji złamanie procedur dopingowych nie robił nic innego tylko wyczytywał się w dzieła Herberta oraz Słowackiego, a jego mentorami byli profesorowie Bralczyk i Miodek. Możliwe jednak, że tutaj do śmiechu nie ma. To, że Maks bierze media na dystans jest raczej zrozumiałe. To też tłumaczyłoby jego mowę ciała w strefie wywiadów. Odniosłem wrażenie, że siedzący w studio dziennikarze Canal+ chyba też nie za bardzo chcieli zadać Maksymowi niewygodnego pytania, żeby go nie urazić. Dlatego obchodzili się z nim jak z jajkiem. Maksym w ciągu tych kilkunastu miesięcy nieobecności stworzył wokół siebie syndrom oblężonej twierdzy. Długo nie odbierał telefonów, zamknął się w skorupie, do której dostęp mają tylko nieliczni. Taki wybór Drabika, trzeba go uszanować. Może przyjdzie dzień, że Maksowi rozwiąże się język i opowie nam, co nim kierowało stosując taki zabieg izolujący. Ale jest pewien element mroczności w zachowaniu Drabika, coś takiego budzącego niepokój. Te podejrzenia Maksym spotęgował jeszcze piątkowym, krótkim wywiadem dla Przeglądu Sportowego. Mówił w nim, że nie wie, co to jest radość. Nie ma nic gorszego dla sportowca niż utrata entuzjazmu z racji wykonywania zawodu. Drabik na torze, a poza nim to zupełnie inny człowiek. Po zejściu z motocykla jest apatyczny, wycofany, ale kiedy zakłada kask wstępuje w niego zwierzę. Zmienia się w gościa nie do poznania. Wygląda jak robot zaprogramowany na wygrywanie. Jest wszędobylski, waleczny, nie uznaje straconych pozycji i mija rywali niczym tyczki slalomowe. Aż chciałoby się krzyknąć, że wrócił stary, dobry Drabik. Na razie jest tak, że sprzęt Maksyma pracuje aż miło. 24-latek znajduje się w genialnej formie, a to ułatwia zabawę na torze. A nikt nie ma wątpliwości, że Maks w topowej dyspozycji w połączeniu z talentem czystej wody jaki dostał w spadku po ojcu - Sławomirze jest typem żużlowca, dla którego przychodzi się na stadiony. Jeśli ma tak przemawiać na torze, ja to kupuję i przymykam oko na jego finezyjnie i może czasem niezgrabnie budowane zdania. Ale w sumie, to ani trochę nie zdziwię się, gdy Maks powie po ostatnim meczu, że przez cały sezon miał z nas niezły ubaw, bo tak naprawdę, jego zachowanie było zwykłą grą spowodowaną np. jakimś przegranym zakładem. Raper Quebonafide na potrzeby promocji nowej płyty potrafił zmienić swój wizerunek, by potem z rozbrajającą szczerością wyjaśnić, że to był tylko żart. Fani koncertowo połknęli haczyk. Masowo pobiegli do sklepów muzycznych po krążek artysty. Maksym przed bieżącym sezonem, po wielu latach jazdy w Betard Sparcie postanowił zmienił otoczenie. Jest tu jakaś zależność.