Honorowy prezes PZM rzucił hasło - powiększmy PGE Ekstraligę już od sezonu 2022. Chyba sam nie spodziewał, że ruszy lawinę, bo jego słowa wywołały niemałe poruszenie w środowisku. Później za nim do kolejki zaczęli się ustawiać następni. Pomysłem zachwycił się np. Krzysztof Cegielski i paru prezesów. Tak, to świetny moment - wołali jak jeden mąż. Sorry, może włożę kij w mrowisko i przerwę euforyczny nastrój, ale ja z tego wagonu wysiadam. Absolutnie nie podzielam entuzjazmu zwolenników poszerzania PGE Ekstraligi. Nie podpiszę się pod tym pomysłem. Mam nieodparte wrażenie, że chcemy robić coś na wariackich papierach. PGE Ekstraliga, jak sama nazwa wskazuje, to jest coś ekstra, coś elitarnego. Tu występują najlepsze drużyny, jeżdżą najlepsi zawodnicy i są najpiękniejsze stadiony. Właśnie m.in. ośmiu ekipom w PGE Ekstralidze jak na drożdżach rosła nam w siłę eWinner 1. Liga. Spadali do niej coraz mocniejsi żużlowcy, ponieważ właśnie najwyższy poziom ich weryfikował, wypluwał. Zabierając dwie ekipy z eWinner 1. Ligi osłabiamy bezpośrednie zaplecze i wracamy do punktu wyjścia. Może od razu zamknijmy PGE Ekstraligę? Pokażesz, że masz kasę, że możesz wejść z buta rozbetonować rynek, jak z pomocą Rafinerii Trzebinia - Unia Tarnów (beniaminek został w 2004 roku drużynowym mistrzem Polski), zapraszamy. W sezonie 2020 byliśmy zniesmaczeni postawą ROW-u Rybnik. Rekiny zmontowały mizerny skład, jeszcze w zimie oderwano ich od czci i wiary spuszczając z powrotem do eWinner 1. Ligi zanim zdążyli wyjechać na tor. Teraz dążymy do tego, aby dostać w pakiecie dodatkowe dwie ekipy o podobnym potencjale. Nie musi tak być, ale już tak mam, że wolę dmuchać na zimne, bo potem wychodzi polskie "a nie mówiłem". Ale gdyby ten mój czarny scenariusz się sprawdził, oznacza to ni mniej ni więcej, że faktycznie otrzymamy w rundzie zamiast czternastu osiemnaście meczów. Ale boję się, że większość do jednej bramki. A chyba nie o to chodzi, żeby znów narzekać na poziom widowisk. Już poprzedni sezon wystarczająco solidnie wylał z nas morze frustracji. Wypominam to od lat, i od razu za to przepraszam urażonych, ale naprawdę nie posiadamy aż tylu wartościowych zawodników, żeby ich poobsadzać w dziesięciu zespołach. Mielimy się bez przerwy w kręgu tych samych nazwisk, bo prezesi nie mają z czego wybierać. Inna sprawa, że czasami boją zaryzykować i stawiają na zdarte płyty. Zaczniemy mimochodem promować przeciętniactwo, a żużlowcy, którzy wcześniej nie łapali się nawet na ostatnie miejsca na listach życzeń w PGE Ekstralidze mogą powoli zacierać ręce. Znów będziemy płakali, że zawodnicy, którzy na to nie zasługują horrendalnie windują stawki. Kluby raczej nie po to upominają się o nowy, bajoński kontrakt telewizyjny, z sześcioma zerami, żeby dzielić tor na dwie części więcej. No i co z 2. LŻ, przestanie istnieć? Już łatamy ją zagranicznymi klubami, żeby utrzymać stan z trzema klasami rozgrywkowymi. Redukcja do dwóch byłaby jeszcze większym zabójstwem, albo może bardziej strzeleniem sobie samobója. Chyba, że w centrali widzą coś o czym my nie wiemy. Chciałbym, żebyśmy niedługo usłyszeli od zarządców, iż trzymają w szufladach zapewnienie o szykowanym powrocie na żużlową mapę np. ośrodków w Pile lub Krakowie. A najlepiej z obu. W sumie zawsze jest alternatywa, pójść za ciosem, dołączyć jeszcze drużyny z Czech, ewentualnie Rosji. Albo Niemcy ustrzelą hat-tricka.