Razem z byłą prezes klubu z Rzeszowa - Martą Półtorak zastanawialiśmy się ostatnio, dlaczego żaden polski klub nie chce sprowadzić do siebie z dalekiego Daugavpils trenera i człowieka orkiestry w jednym, czyli Nikołaja Kokina. Kluby szukają, obracają się bez przerwy w tej samej giełdzie nazwisk, a on dalej jest omijany szerokim łukiem. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że u nas otwierałby listy życzeń. Kluby starają się coraz bardziej profesjonalizować, obdzielają przeróżnymi, nowymi stanowiskami kolejne osoby. I tak w wielu ośrodkach mamy trenera pierwszej drużyny, menadżera, szkoleniowca młodzieży, dyrektora sportowego i Bóg wie jeszcze kogo. A po wynikach zamiast pachnieć zachodem, bardziej to wygląda na przerost formy nad treścią. W Lokomotivie wystarczy Nikołaj Kokin. On jest alfą, omegą, kluczem do tych wszystkich furtek. Chcesz coś załatwić w łotewskim ośrodku nie wykręcasz piętnastu numerów telefonów. Dzwonisz do niego i tyle. Czy zna ktoś nazwisko prezesa Lokomotivu? Nie, bo Kokin ogarnia ze trzy etaty, a mógłby pewnie jeszcze kolejne trzy, bez szkody dla poprzednich. A jak zrobi tor, to goście łamią sobie zęby jeszcze po ostatnim biegu sprzątając maszyny z parku maszyn. Po prostu fachura przez duże F. To jeden z nielicznych gości, który na pierwszy rzut oka nie wydaje się zepsuty środowiskiem. Mógłbym mu zaufać. Gdybym wyjechał na urlop, dałbym mu klucze do mieszkania, żeby podlał mi kwiatki na czas mojej nieobecności. Facet zna się na swojej pracy jak mało kto. Robi swoje, ale po cichu. Nie ma much w nosie, a niestety w żużlu taka postawa stawania okoniem robi się coraz bardziej nagminna. O trenerze najlepiej świadczy jego CV. A to ma przebogate i aż dziw bierze, że jest tak niedoceniany. U siebie, na Łotwie dokonuje cudów. To nie Polska, Dania, czy nawet Szwecja gdzie łatwiej dorobić się wartościowego narybku. Krawiec kraje, jak mu materii staje i Kokin z małego skrawka co roku potrafi wysmażyć perełkę, o której mówimy, że ma papiery na fajną karierę. Jest już niezły - Oleg Michajłow, niedawno objawił się harpagan - Francis Gusts, a będą następni. A u nas w Polsce ciągła narzekaczka, że się nie da. Kokin nie psioczy tylko zakasuje rękawy i udowadnia, że dla niego nie ma sufitu. Łotewski Roman Jankowski? Czarodziej z Daugavpils dokonywał dużych rzeczy i na poletku ligowym. Już dawno prowadziłby swój ukochany Lokomotiv w PGE Ekstralidze, gdyby tylko nie blokował go przepis o braku możliwości startów w niej dla ekip z zagranicy. Zaplecze wygrywał i to wcale nie dream teamami. Na Łotwie nie mają kieszeni wypchanych kasą. Gdy rywalizowali o zawodników z innymi polskimi klubami, wiadomo było, że stoją na straconej pozycji. Nasz bohater brał żużlowców po przejściach i dawał im nieraz drugie lub trzecie sportowe życie. Fredrik Lindgren, Antonio Lindbaeck, Peter Ljung rodzili się na nowo właśnie w Daugavpils. Start Gniezno wyszukał Timo Lahtiego właśnie tam. Pierwszą poważną rysą na jego pomniku jest tegoroczny spadek do 2 LŻ. Raczej spodziewany, bo przed sezonem nikt nie dawał szans Łotyszom na pozostanie w eWinner 1. Lidze. Trzymali się jednak do końca dzielnie i dopiero wspaniały finisz Abramczyk Polonii Bydgoszcz przelał czarę goryczy. Chociaż jeśli napiszemy, że Lokomotiv zleciał na własne życzenie, to nie będzie dużym błędem. Raz pokazał też inną, wcześniej mało znaną twarz. Przed finałem 1. LŻ w 2016 roku przeciwko Ostrovii zdarzyło mu się ponoć huknąć grzdyla koniaczku z Markiem Cieślakiem. Wybuchł niezły skandal, ale nikt nikogo za rękę nie złapał. ------------------------------------------------ Samochód 20-lecia na 20-lecie Interii! Zagłosuj i wygraj ponad 20 000 zł! Zapraszamy do udziału w 5. edycji plebiscytu MotoAs. Wyjątkowej, bo związanej z 20-leciem Interii. Z tej okazji przedstawiamy 20 modeli samochodów, które budzą emocje, zachwycają swoim wyglądem oraz osiągami. Imponujący rozwój technologii nierzadko wprawia w zdumienie, a legendarne modele wzbudzają sentyment. Bądź z nami! Oddaj głos i zdecyduj, który model jest prawdziwym MotoAsem!