W ogromnych bólach rodziło się zwycięstwo Fogo Unii Leszno nad Zooleszcz GKM-em Grudziądz i naprawdę nie chciałbym być w skórze Jasona Doyle’a gdyby gospodarzom nie udało się odwrócić losów meczu. Leszczynianie wygrali rzutem na taśmę, bo mieli człowieka ze stali, kapitana z krwi i kości - Janusza Kołodzieja, który po groźnym upadku z grymasem bólu opuścił tor, a potem jak gdyby nigdy nic, kolejnymi trójkami doprowadzał przyjezdnych do szewskiej pasji. Bonusu Unii nie udało się dogonić, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma, albo jak kto woli lepszy rydz niż nic. No i podobno zwycięzców się nie sądzi, ale gdyby podopieczni Piotra Barona sensacyjnie potknęli się u siebie na dostającym zazwyczaj łupnia w delegacjach GKM-em, to czarną owcę wskazać by było bardzo łatwo. Doyle raczej nie miałby tej nocy kolorowych snów. Stare sportowe porzekadło mówi, że dopóki walczysz jesteś zwycięzcą. I były mistrz świata wyglądał po dwóch zerach jakby miał je wyryte w parku maszyn złotą czcionką. Australijczyk odrodził się niczym feniks z popiołów, zabierając nas na przejażdżkę kolejką górską. Niesamowitą huśtawkę nastrojów przeżywali kibice Fogo Unii, którzy przecierali oczy ze zdumienia obserwując nieporadność jednego ze swojego liderów. Jason pokazał dwie twarze, przechodząc w ciągu zawodów piekielną metamorfozę, drogę od zera do bohatera. Po tym poznaje się prawdziwych czempionów, że potrafią we właściwym momencie wstać z kolan. Nad jego boksem unosił się chyba duch byłego premiera Leszka Millera, który zasłynął powiedzeniem, że prawdziwego mężczyznę nie poznaje się po tym jak zaczyna, ale jak kończy. Wcześniej, do połowy zawodów Doyle był wolny niczym mucha w mazi. Toczył nierówny bój ze swoimi słabościami, męczył się, miał problemy z prędkością. Zawodnik żonglował motocyklami, ale rywale mijali go jak chcieli. Pachniało dużego kalibru kompromitacją, a bez zdobyczy Australijczyka i przy absencji kontuzjowanego Piotra Pawlickiego sam Kołodziej to trochę mało nawet na słaby GKM. Pół żartem pół serio, przez moment można było się zastanawiać, czy Doyle nie złożył swojego sprzętu ze szrotu. Polcopper, czyli firma należąca do prezesa Fogo Unii Leszna - Piotra Rusieckiego, to znana marka obracająca złomem, a ten silnik, którego Jason używał na początku, aż prosił się o wyrzucenie po zawodach do kosza.