Nasi eksperci od kilku dni typują swoją trójkę medalistów, czarnego konia o największe rozczarowanie zaczynającego się dzisiaj w Pradze cyklu Grand Prix 2021. Sam za przesadnego znawcę się nie uważam, ale skoro w dzisiejszych czasach opinię może wydać każdy, chętnie się pobawię i też wskażę swoich faworytów w poszczególnych kategoriach. Podium Grand Prix 2021 1. Bartosz Zmarzlik - Zacznę od niezbyt śmiałej tezy. Jeśli wychowanek Stali Gorzów nie zdobędzie w tym sezonie trzeciego z rzędu indywidualnego mistrzostwa świata będę szczerze zaskoczony. W tej chwili nie widzę przeciwnika, który mógłby zagrozić Zmarzlikowi w zdobyciu złotego hat-tricka. Gdyby cykl ruszał miesiąc, dwa temu, pewnie nie byłbym takim optymistą, ale teraz Bartek wskoczył na najwyższe obroty i nikt nie ma do niego podjazdu. Szczyt formy znów przyszedł w idealnym momencie, a kiedy Zmarzlik poczuje krew zamienia się w maszynę bez układu nerwowego, która niszczy wszystko, co tylko napotka na swojej drodze. Poza tym nie zdziwiłbym się gdyby wspólnie ze swoim tunerem Ryszardem Kowalskim Zmarzlik przygotował na inaugurację cyklu coś ekstra. 2. Leon Madsen - Duńczyk będzie tradycyjnie napalony na złoto jak szczerbaty na suchary. Ten typ już tak ma. Jeśli sobie już coś wbije do głowy, to idzie po trupach do celu. Oczywiście w pozytywnym ujęciu tego zwrotu. Ten facet słowo determinacja powinien mieć na drugie imię, ale wytatuować je sobie na plecach. Zazwyczaj jest tak, że gdzie dwóch się bija, tam Madsen korzysta. Dla mnie to fenomen, bo gość po przegranym starcie potrafi zrobić coś z niczego. Może nie jest jak McGyver i nie potrafi wyczarować z zapałek helikopter, ale wciśnie się w każdą nawet najmniejszą mysią dziurę i wbrew logice wyprzedzi rywala obierając ścieżkę, która nie jest wcale najszybsza. Szacunek za to, że jak mało kto wyciska ostatnie soki z motocykla. Leon w tym sezonie będzie podwójnie zmotywowany żeby strącić z tronu reprezentanta Polski. W 2019 roku na samym finiszu cyklu na Motoarenie w Toruniu Madsen o mały włos nie sprzątnął Bartkowi sprzed nosa krążka z najcenniejszego kruszcu. Moim zdaniem zakusy Madsena spalą jednak na panewce, ale lider Eltrox Włókniarza dołoży do kolekcji drugie srebro. A kiedy tak się stanie, mieszkającemu w Polsce Duńczykowi ktoś powinien puścić film Nic śmiesznego z Cezarym Pazurą w roli głównej. Tam bohater kultowej komedii - Adaś Miauczyński był wiecznie drugi, a przecież niespełna tydzień temu Leon został wicemistrzem SEC. 3. Martin Vaculik - W tym przypadku wygrał sentyment. Pokierowałem się sercem, a nie rozumem. Słowak jest do tej pory najdłużej jeżdżącym w barwach Unii Tarnów obcokrajowcem, co sprawia, że czuję się z nim mocno związany. Martin od lat jest pierwszoplanową postacią w PGE Ekstralidze. O takich żużlowcach zwykło się mawiać, że są maszynkami do zdobywania dwucyfrówek. W naszej lidze od lat panuje przekonanie chcesz mieć pewniaka, zawodnika, który cię nie zawiedzie bierz pan Vaculika. Dziwnym trafem poza pojedynczymi wyskokami Martin nie umie przełożyć dyspozycji w PGE Ekstraligi na tory GP. Chciałbym żeby w tym roku tę klątwę udało się zdjąć. N Rozczarowanie Fredrik Lindgren - Idę tropem Piotra Olkowicza. Zimnokrwisty Szwed nigdy mnie nie przekonywał. Dla jednych Fast Freddie, ale dla mnie człowiek o dwóch twarzach. Chimeryczny do potęgi. Zmora bukmachera. Diabli wiedzą, czy akurat trafi dzień, że wykręci jeden punkt na koledze z drużyny, czy walnie komplet. Czasami odnosiło się wrażenie, że cała para idzie w Grand Prix, a gdy dzień później jechała liga, uchodziło z niego powietrze. Ten sezon ma wybitnie słaby i nie chcę być złym prorokiem, ale po zakończeniu całego cyklu może się okazać, iż Szwecja straci swojego ostatniego Mohikanina czarnego sportu w tym elitarnym gronie. W każdym razie u mnie w okolicy pachnie katastrofą na odległość. Czarny koń Robert Lambert - Brytyjczyk wywalczył sobie przepustkę do GP 2021 zwyciężając w świetnym stylu ubiegłoroczny SEC. Tak jak do Vaculika darzę sentymentem, tak do Lamberta mam słabość. Uwielbiam go oglądać w akcji. Drugim takim zawodnikiem na mojej prywatnej liście kozaków, którzy prowadzą motocykl, jakby to była zabawka, a nie ważąca kilkadziesiąt kilogramów maszyna jest Mikkel Michelsen. Jego w cyklu nie ma więc cała uwaga na LamboJeta. Balans, prowadzenie motocykla, po prostu czysta finezja. Może Lambertowi brakuje trochę wyjść spod taśmy, ale właśnie dlatego piejemy na jego widok, bo to facet, który robi show. Czasami aż prosi się trzymać kciuki żeby Lambert zaspał na starcie, bo potem zaczyna grać swój solowy koncert na dystansie. Lambert będzie nieco w cieniu dużo bardziej utytułowanego kolegi po barwach - Taia Woffinden, a to akurat całkiem niezła perspektywa. Bardzo liczę, że na tej młodzieńczej fantazji zamiesza w tym nieco przebranym nazwiskami kotle z nazwiskami.