Sparingi zadecydowały. Adrian Miedziński wygrał wewnętrzną rywalizację o jedno miejsce w składzie eWinner Apatora Toruń i to wychowanek klubu pojedzie na inaugurację sezonu 2021 w PGE Ekstralidze przeciwko Falubazowi Zielona Góra. Tym samym mamy jasność, co do ostatecznej przyszłości Tobiasza Musielaka, który okazał się słabszy od kolegi i działacze zgodnie z zimową obietnicą dali mu wolną rękę w poszukiwaniu nowego miejsca pracy. Nikt nie ma do nikogo pretensji, bo takie były pierwotne ustalenia i się ich trzymamy. Proste, prawda? No właśnie, okazuje się, że nie do końca. Podaliśmy scenariusz, który od miesięcy nam do znudzenia powtarzano, a my uwierzyliśmy, że on będzie obowiązywał. Teraz przesłanie jest diametralnie inne i brzmi: dajemy sobie czas do namysłu. Może i faktycznie szefowie klubu za tydzień lub cztery puszczą tego biednego Tobiasza w świat, ale przekaz był klarowny. Kończą się mecze kontrolne, ty się pakujesz. Trener Tomasz Bajerski powiedział w niedzielnym magazynie PGE Ekstraligi, że on już podjął decyzję i przekazał ją zarządowi. Możliwe, że trener wyszedł przed szereg, kiedy na najwyższych szczeblach wciąż trwały debaty nad losem żużlowców. To tylko luźne rozważanie, bo co by jednak nie mówić, Bajerski jest menedżerem i do niego powinno należeć finalne zdanie. Cała sytuacja jest dziwna i przypomina zabawę w ciuciubabkę. Jakby działacze postanowili teraz zmienić reguły i grać na zwłokę. W pierwszej kolejce wystawimy Miedzińskiego i zobaczymy co się stanie. A co jak zawali? Nic, przecież w pogotowiu jest Musielak. A jak Tobiasz pokaże się ze znakomitej strony? Też nic. Miedziński na ławę i dawaj dalej. Tylko, że takie wrzucanie na karuzelę nie przyniesie korzyści ani samym zawodnikom, ani trenerowi. Miedziński będzie miał w wielkanocną niedzielę z tyłu głowy, że ten Musielak jeszcze nie odszedł i być może czyha na jego potknięcie. Być może zwrot akcji nastąpi na dniach. Może ta teoria jest naciągana, ale pisana okiem z perspektywy dziennikarza-kibica, który akurat z Toruniem nie ma nic wspólnego. Takie wrażenia można po prostu odnieść siedząc z boku. Najgorsze, że nie dostaliśmy czarno na białym, że któryś z żużlowców jest tym podstawowym i ma komfort zaprezentowania się w każdym meczu bez względu na osiągane wyniki, o czym zawodnicy tak często mówią. Medal ma jednak dwie strony. Nieco na usprawiedliwienie działań prezesów trzeba przyznać, że żaden z dwójki zawodników nie dał twardych argumentów, że to na niego warto postawić. Trochę wedle powiedzenia i bądź tu mądry i pisz wiersze, raz jeden miewał przebłyski, innym razem wyskakiwał drugi. Musielak np. zaskoczył w Kryterium Asów, wygrał bieg z samym Bartkiem Zmarzlikiem, ale ostatni sparing wypadł na korzyść Miedzińskiego, więc chyba ważne jak kończysz. Kolejne pytanie brzmi, czy Musielak chce w ogóle czekać i znaleźć sobie klub już teraz, aby nie tracić połowy sezonu. W poprzednich latach, po nieudanej przygodzie z PGE Ekstraligą chwilę udowadniał swoją wartość zanim ponownie do niej trafił. Gdyby znów powinęła mu się noga, wróciłby do punktu wyjścia. Może w Toruniu wychodzą z założenia, że skoro koronawirus szaleje, notujemy rekordy zakażeń, coraz częściej zakażenia dopadają zawodników, warto jednak posiadać tego zawodnika zapasowego i nie trzeba sięgać po gościa i być zdanym na łaskę klubu eWinner 1. Ligi. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź