Od zeszłej soboty nazwisko Pawła Fajdka jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Na naszego świetnego młociarza spadła lawina zasłużonej krytyki po tym, jak delikatnie mówiąc nie spodobały mu się wyniki Plebiscytu na Sportowca Roku. Słowo "wstyd" opublikowane w social mediach było wycelowane w zwycięzcę - Roberta Lewandowskiego i przede wszystkim w trzeciego - Bartosza Zmarzlika. Fajdek popatrzył krótkowzrocznie, wyłącznie na swoje podwórko, tak jakby oprócz Igrzysk Olimpijskich nic się na światowych arenach w 2021 roku nie działo. Według Fajdka najlepszy polski żużlowiec, przedstawiciel jednej z najpopularniejszych dyscyplin w kraju nad Wisłą, dwukrotny mistrz świata, aktualny wicemistrz świata, podpora naszej reprezentacji, nie zasłużył nawet na miejsce w szerokiej dwudziestce. Wtedy ogólnie pojęte sportowe środowisko zawrzało. Żużlowa brać zjednoczyła się i wkroczyła do akcji nie zostawiając na lekkoatlecie suchej nitki. Szanuję Fajdka za osiągnięcia, jest czterokrotnym mistrzem świata, ale czasami naprawdę warto ugryźć się w język, albo oddać przed wejściem na salę telefon do depozytu, żeby rączka nie świerzbiła przed palnięciem jakiejś głupoty. Zmarzlik nie popełnił żadnej zbrodni, za którą on i żużel powinni być traktowani jak gorszy sort. Bartek wdrapał się na podium głosami kibiców i tym należałoby zamknąć całą dyskusję. Vox populi, że tak "polecę" naszym felietonistą - Ryszardem Czarneckim. Swoją drogą Fajdek ma szczęście, że trafił na Lewandowskiego oraz Zmarzlika. Sportowców z klasą i dobrymi manierami, po których podobne opinie spływają jak po kaczce. A jak powszechnie wiadomo tych dwóch, cechujących prawdziwych mistrzów atrybutów nie kupi się na straganie z warzywami. Kiedy pan Paweł jechał do Londynu, jako jeden z głównych polskich faworytów do olimpijskiego złota, spalił trzy próby w eliminacjach. W Rio też nie udźwignął presji. Nie zakwalifikował się do finału, na które ciężko było mu się zwlec z łóżka, bo te były zaplanowane na 9.40 i budzik trzeba było ustawić na 6.00, a jak powszechnie wiadomo złej baletnicy... Wtedy 32-latek ze Świebodzic nie był taki "hej do przodu". Płakał jak bóbr przepraszając tych samych kibiców, którzy wybrali Lewandowskiego za to, że tak ich zawiódł. Coś czuję, że gdyby miał pan żelazną psychikę Zmarzlika lub naszego najlepszego piłkarza już dawno miałby pan w domu olimpijski krążek z najcenniejszego kruszcu i tytuł Sportowca Roku na koncie. A tak może pan w tej chwili czyścić Bartkowi kewlar. Fajdek trafił kulą, przepraszam młotem w płot, albo idąc w żużlową nomenklaturę zdefektował na starcie. Zmarzlik podobnie jak koleżanka pana Pawła po młocie - Anita Włodarczyk zdobyła w swojej konkurencji wszystko, a on sam ma w domu tylko brąz IO i może właśnie dlatego, gdy żużlowiec wchodził na mównicę, Fajdek dla odmiany klepał w komunikator pod stolikiem. Pierwsze, co sobie pomyślałem po tej burzy, to, że fajnie chłopaki bawią się w tym Orlen Teamie. Przecież Zmarzlik i Fajdek są w tej samej wielkiej, sponsorskiej stajni i zamiast jeden drugiemu pogratulować, waszak, to też może przełożyć się na profity dla obu, to Fajdek podkopał jeszcze pod kolegą dołek. Panowie, co już widać na pierwszy rzut oka są ulepieni z innej gliny i nie muszą się lubić, czy chodzić razem na kolacje, ale dla dobra wspólnego interesu warto zachować przynajmniej minimum pozorów. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że Fajdek nawet nie pomyślał, iż nawrzucał kamieni do swojego gniazda. Wielki brat, prezes Grupy - Daniel Obajtek na razie tylko się przygląda, choć niewykluczone, że odbył rozmowę za zamkniętymi drzwiami z jedną ze swoich gwiazd, w końcu tego typu sytuacje w jakimś stopniu uderzają także w wizerunek firmy.