Nie odkręcił kurka z kasą Lekko ponad tydzień temu Dariusz Ostafiński napisał w tekście, że szefowie klubów PGE Ekstraligi biadolą, bo Wojciech Stępniewski, czyli szef organu zarządzającego najlepszą ligą na świecie nie odkręcił jeszcze kurka z wielką kasą. A ta z tytułu nowej umowy praw telewizyjnych należy im się jak psu buda. 242 miliony w przeciągu czterech lat, to dopływ do budżetów, bagatela 6,5 "bańki" na głowę. Prezesi nie mają o co się martwić, deszcz pieniędzy wkrótce spadnie im na głowę transzami. Na miejscu Stępniewskiego spróbowałbym czasami panów prezesów przećwiczyć, wyczekać ich świadomie. On jest w końcu bossem. Prezesi są niereformowalni Prezesom od dawna zarzuca się życie ponad stan, że nie ma w nich za grosz długofalowej myśli, że liczy się tylko tu i teraz. To jest stara śpiewka jak świat, ale jak widać nic nie tracąca na aktualności. Dlatego zaraz po rozstrzygnięciu przetargu, kiedy wiadomo już było, że gigantyczna forsa wpadnie do kieszeni ekstraligowców, całe środowisko prosiło prezesów, żeby się opamiętali i schowali coś do skarpety na ciężkie czasy, bo w końcu wykrwawią się na amen. Swoją drogą, to aż zadziwiające, że mijają kolejne lata, a panowie, którzy rozdają najważniejsze karty w polskim żużlu są niereformowalni i wciąż nie uczą się na błędach. Co poniektórzy prezesi chodzą ponoć po sponsorach i proszą o dodatkowe wsparcie, bo ich źródełko na tym etapie lekko wyschło. Na oferowanie bajońskich sum w okresie transferowym było, a teraz brakło. Przyszedł okres wypłaty kwot za podpis, bieżących rachunków i zaczęło się chodzenie po prośbie. Stępniewski może świadomie, może nieświadomie uzyskał fantastyczną wiedzę, kto w tym towarzystwie najcieniej piszczy, a kto rozsądnie jednak gospodaruje budżetem. Prezes Speedway Ekstraligi obiecał, że w marcu poda klubom kroplówkę i naciśnie klawisz Enter przy przelewach. W przynajmniej trzech ośrodkach słychać będzie oddech ulgi. Zachwiana płynność finansowa, przynajmniej na chwilę wróci na właściwe tory. Ciekawe tylko na jak długo.