, Według nowego regulaminu w nazwie klubu mogą widnieć dwa człony nie licząc nazwy miasta. PZM przeprowadził tym samym nieformalny zamach na budżety drużyn z niższych lig. Nie wiem też, kto konkretnie stoi za wprowadzeniem tego przepisu, zresztą nie ważne, ale moment wybrał sobie zaiste wybitnie niefortunny, wręcz fatalny. W czasie pandemii, kiedy stoimy przed groźbą startu rozgrywek bez kibiców, o których zwykło się mawiać, że są najważniejszym sponsorem zasilającym klubową kasę pytania, dlaczego akurat teraz nasuwa się samo. Zamiast w trudnym okresie grać do jednej bramki rzucamy sobie kłody pod nogi. W klubach oglądają każdą złotówkę z dwóch stron po piętnaście razy, każdy sponsor, każda forma wsparcia jest dla ośrodków w niższych ligach na wagę złota. Właśnie, w niższych. Bo PGE Ekstraligi, która pławi się w luksusie, wielkiej kasie przepis nie dotyczy. Czyli mamy równych i równiejszych. Kopniaka sprzedano uboższym krewnym, eWinner 1. Lidze i jeszcze mniej zamożnej 2. LŻ. Rozumiem, że to poniekąd sprawa telewizji posiadającej prawa do pokazywania PGE Ekstraligi i zaplecza. Długie nazwy nie wyglądają zbyt estetycznie na szklanym ekranie. Mają forsę, to rządzą, takie prawo, ale coś mi się tu nie zgadza. Bo skoro w najlepsze lidze świata kilku sponsorów w tytule jest do przeżycia, to niżej chyba tym bardziej. W zeszłym sezonie Start Gniezno utrzymał się na powierzchni tylko dlatego, że miał w nazwie zbitkę kilku darczyńców. I co z tego, że drużyna przystąpiła do sezonu 2020 z dziwolągiem Car Gwarant Kapi Meble Budex, skoro dzięki temu działaczom z pierwszej stolicy Polski udało się spiąć budżet. Gdyby nie ten krok być może Start musiałby się właśnie ratować się podpisywaniem ugód z zawodnikami, albo co gorsza kombinować jak wyjść z długów. Dlatego osobiście wolałbym wrzucić do nazwy nawet ośmiu zaufanych partnerów dzięki, którym nie będę się musiał martwić, że nie wystarczy mi kasy i w konsekwencji nie nabiję zawodników z butelkę. Aby przetrwać w tych trudnych czasach i związać koniec z końcem prezesi w akcie desperacji będą odchodzić od historycznych członów. Znikną Unie, Kolejarze, ROW-y itp. Prezes Waldemar Górski już zapowiedział, że aby połatać budżet i wypełnić reformę wyrzuci z nazwy Ostrovię. Za chwilę się okaże, że jedynym śladem po ukochanej nazwie klubu, z którą kibic się utożsamia będzie okrzyk na trybunach. Młodsi będą pytać starszyznę, co ci ludzie w szalikach skandują, bo oni patrzą na okładkę programu i tam jest np., Zooleszcz, czy Aforti, a Polonii, albo Startu brak. Nie lubię uprawiać czarnowidztwa, ale udeptujemy sobie najkrótszą drogę do sytuacji, w której kolejne kluby, zwłaszcza 2 LŻ. będą padać ja muchy. Planowaną nowinką nie zachęcamy do powrotu na żużlową mapę Krakowa, czy Piły. A przecież chodziło nam o odwrotny efekt. W sezonie 2021 w 2 LŻ Opole ma występować po szyldem OK Bedmet, a odradzający się mozolnie Rzeszów 7r Stolaro. I co teraz? Prezesi mają zrywać kontrakty i wybierać kogo wyróżnić? A co jeśli jakiś sponsor postawi warunek, że albo wchodzi w nazwę, albo do widzenia? Panowie zamiast odpinać pacjenta od aparatury, podajmy mu tlen i dajmy żyć. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!