Natalia Maliszewska prawdopodobnie nie wystąpi na swoim koronnym dystansie 500m w short tracku podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Jedna z naszych największych nadziei medalowych uzyskała już po przylocie do Chin pozytywny wynik na koronawirusa. Covidowe koło fortuny nie było również łaskawe m.in. dla murowanej kandydatki do zdobycia złota w skokach narciarskich kobiet - Marity Kramer. Holenderka nawet nie wyruszyła z ojczyzny. Najważniejsza impreza czterolecia w sportach zimowych jeszcze na dobre nie wystartowała, a kibice już czują do niej obrzydzenie. Igrzyska zamieniły się w farsę. Nie ma w nich ani grama klimatu wielkiego święta. Można w ciemno zakładać, że rywalizacja będzie notorycznie wypaczana i uzależniona od tego, kto jaki "wylosuje" wynik testu, a to oznacza, że czysto sportowe emocje zejdą niestety na dalszy plan. Przedsmak tego, co może nas czekać w Pekinie oglądaliśmy w niedawno zakończonych mistrzostwach Europy piłkarzy ręcznych. Tam też absurd gonił absurd. Plaga zakażeń w drużynach narodowych powodowała, że trenerzy nie nadążali z powoływaniem kolejnych zawodników, nawet spoza tzw. listy rezerwowej. Podważano sens rozgrywania tak ważnych międzynarodowych zawodów. W odniesieniu do ZIO w Pekinie rozterki są podobne. Za zwycięzców będzie można uznać już tych zawodników, którzy trafią negatyw na koronawirusowej ruletce. Ten przydługawy wstęp, to tak ku przestrodze. Fani żużla zacierają powoli ręce, bo za niecałe dwa miesiące, jak pogoda pozwoli, żużlowcy wyjadą na pierwsze w tym sezonie treningi, a potem w wariancie bardzo optymistycznym sparingi. Wrodzony sceptycyzm i obserwacja tego, jak pandemia w Polsce wariuje nakazuje przygaszenie nadmiernego hurraoptymizmu. Od kilku tygodni kręcimy się wokół rekordowej liczby zakażeń i nie podstawiłbym teraz głowy pod topór, że naszym ligom nie grozi paraliż. Runda wiosenna w PKO Bank Ekstraklasie startuje zgodnie z planem, ale kto wie, co się stanie za kilka tygodni. Nikt nie teraz złamanego grosza na to, że żużel nie będzie miał w marcu ciepło. W przerwie między sezonami zawodnicy masowo wybierali wakacyjne wycieczki w egzotycznych krajach, a niektórzy mieli takie "szczęście", że przywozili zarazę z sobą. Prawdziwa "zabawa" zacznie się wraz z pierwszym pozytywnym testem. Na rozgrywki padnie wtedy blady strach. Pełne wrażeń zapowiadają się nie tylko weekendy, gdy zawodnicy wyjadą na tor, ale i dni w których do klubów będą spływać wyniki testów. Nie chciałbym być wówczas w skórze prezesów, którzy z nerwów pewnie obgryzą wszystkie paznokcie. Z drugiej strony dominuje względny spokój, że Speedway Ekstraliga i GKSŻ jest mądrzejsza o to, co działo się w 2020 roku, kiedy jeszcze nikt tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy, jak poważnym i niewidzialnym rywalem przyszło nam się mierzyć. W gabinetach na najwyższych szczeblach pewnie od dawna trwa debata i analiza różnych regulaminowych łamigłówek na zasadzie, co by było gdyby COVID-19 jeszcze raz miał nam storpedować wszystkie trzy szczeble. Potrafię sobie wyobrazić np. taki scenariusz, że w sezonie 2022 oprócz gości bardziej niż nam się to wydaje potrzebni będą w PGE Ekstralidze goście - strażacy (oby na normalnych zasadach) plus armia debiutantów z zespołów U24.