Wielkie talenty mają łatwiej. Nawet jeśli pierwsze lata przyniosą jakieś tam rozczarowanie, to kredyt zaufania jest większy i kluby dają im więcej czasu na rozwinięcie potencjału. Nie każdy przecież odpala już na starcie. Utalentowanym zawodnikiem interesują się też sponsorzy, którzy pozwalają podtrzymać aktywność zawodową, nawet gdy nie za bardzo idzie i dany żużlowiec na przykład wypadnie ze składu na jakiś czas. A z czegoś przecież żyć trzeba. Poza tym żużel wymaga ogromnych nakładów finansowych. Gorzej, jak tego wielkiego talentu nie masz. Wtedy wyjścia są w zasadzie dwa. Albo tak ciężko pracujesz, że tak czy inaczej zrobić mniejszą lub większą karierę albo po prostu dajesz sobie spokój, bo widzisz że to większego sensu nie ma. Wielu żużlowców walczy o swoje marzenia tak długo, jak tylko się da, ale ile można dopłacać do interesu. Przychodzi czas na poważne decyzje. TIR zastępuje motocykl żużlowy Choćby w ostatnich latach było kilku żużlowców, którzy jeździli bądź jeżdżą TIR-em lub innego rodzaju ciężarówką. Z tych bardziej znanych to chociażby Kamil Nowacki, Adrian Woźniak czy Tomasz Orwat. Pierwszy z nich miał ogromny talent, ale niestety tuż na początku poważnej przygody z żużlem zaliczył paskudny upadek, był w śpiączce i tak naprawdę nigdy nie rozwinął potencjału. Drugi w zasadzie potencjału nie miał i szybko z żużlem skończył. Orwat robotę na ciężarówkach traktował jedynie dorywczo w przerwie między sezonami. Wciąż kontynuuje karierę żużlową. Co takiego przyciąga żużlowców do tej pracy? - Dobre pieniądze można zarobić, a do tego nadal jest się w podróży, tak jak podczas żużlowej kariery. To prawda, że jest się dużo w rozjazdach, poza domem. Nie ukrywam, że to moim zdaniem robota głównie dla młodych singli. Nie wyobrażam sobie tak regularnych i długich rozłąk z rodziną, nawet za dobre pieniądze - mówi nam jeden z byłych żużlowców. Całkiem niedawno skończył wiek juniora, rzucił żużel i jeździ TIR-em po Europie. Zdarza się, że go ktoś rozpozna Nawet mało znani żużlowcy korzystają z tego, że środowisko jest małe i kibice łatwo zapamiętują ich twarze. Nie trzeba być wielką gwiazdą, by ktoś chciał zdjęcie czy autograf, a czasem po prostu zapytał o dalsze plany. - Kiedyś na postoju podszedł do mnie kierowca osobówki. To był środek nocy, trochę się wystraszyłem. Tymczasem ten pan po prostu mnie poznał. Zapytał, co tu robię i dlaczego podjąłem taką pracę. Nie wiedział, że zakończyłem już karierę i rozpocząłem inną pracę - mówi nasz rozmówca. Bycie rozpoznanym przez osobę postronną wywołuje u niektórych nieco mniej przyjemne odczucia. Kibic potrafi zapytać, co poszło nie tak, że trzeba było iść na TIR-y. Dla żużlowca nie zawsze jest to miłe, bo jakby nie patrzeć, kojarzy się z życiową porażką. Pierwotnym planem każdego z nich było zarobkowanie poprzez żużel, a nie wdrażanie w życie planu B, który spełnieniem marzeń nie jest i nigdy nie będzie. O przeszłości nie myślą. Życie nie kończy się na żużlu Często zwłaszcza u młodych ludzi nierobiących w życiu tego o czym marzyli, pojawia się poczucie bezsensu, braku celu i motywacji. Zwłaszcza u tych, którzy jednak jakiś tam talent mieli. - Pewnie, że jest mi szkoda. Kilka medali w kraju zdobyłem, może dało się z tego wyciągnąć więcej. Ale po co mam o tym myśleć? Żeby się dołować? Nie wracam już do tego. Zresztą w ogóle nie chcę wracać do żużla. Ten sport sporo mnie kosztował. Nie mówię tylko o pieniądzach. W szczegóły wchodzić nie chcę - tajemniczo urywa. Generalnie zdecydowana większość byłych zawodników robiących aktualnie coś zupełnie niezwiązanego z żużlem, jest do tej dyscypliny mocno zniechęcona. Nawet ludzie w wieku 20-25 lat, którzy mają przed sobą całe życie, nie chcą już nigdy do żużla wracać. Najczęściej wiąże się to ze złymi wspomnieniami, takimi jak nieuczciwi działacze, zachowania kibiców czy mnóstwo wyrzeczeń, które okazały się ostatecznie bezcelowe. Wśród wielu z nich jest także spory żal, ale nie do innych. Najczęściej po prostu do losu, który mógł potoczyć się inaczej. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata