Pożar w firmie prezesa zasłużonego klubu! Znamy szczegóły
Dziś (10 lutego 2024 r.) o godzinie 12:01 straż pożarna odebrała zgłoszenie o potężnym pożarze w Przysiece Polskiej (powiat kościański, województwo Wielkopolskie). Pożar objął jedną hałdę śmieci na terenie zakładu zajmującego złomem i śmieciami. Na szczęście nikt nie ucierpiał, a sytuacja jest już opanowana przez służby ratunkowe.

O sporym pechu może mówić Piotr Rusiecki, prezes Fogo Unii Leszno, a także prezes firmy Polcopper, jednego ze sponsorów leszczyńskiego klubu. Dziś przed południem wybuchł pożar w jednym z jego zakładów, w Przysiece Polskiej
- Wstępnie wykluczono celowe działania, jak podpalenie. Po ugaszeniu odpowiednie osoby będą ustalać co dokładnie było przyczyną pożaru - przekazał nam Jarosław Lemański, rzecznik prasowy kościańskiej policji.
21 zastępów straży pożarnej pracuje na miejscu
Straż pożarna otrzymała zgłoszenie o pożarze, o godzinie 12:01 i niemalże natychmiast zjawiła się na miejscu wydarzeń. Strażacy zastali wielki dym unoszący się na kilkadziesiąt metrów w powietrze.
- Cały czas powadzimy działania na terenie tego zakładu. O godzinie 12:01 przyjęliśmy zgłoszenie, że na terenie zakładu zajmującego się przetwarzaniem odpadów i złomu wybuchł pożar. Stwierdzono, że pożarem jest objęta jedna z hałd składowanych tam odpadów. Głównie to metalowe rzeczy, takie jak mauzery - mówi Dawid Kryś, rzecznik prasowy kościańskiej straży pożarnej.
Na miejscu pracuje 21 zastępów straży pożarnej, jest także chemiczna służba specjalna z Poznania. Praktycznie z całego powiatu kościańskiego pracują strażacy. Pożar został zlokalizowany i opanowany. Trwa dogaszanie ognia przy pomocy sprzętów udostępnionych przed właściciela obiektu. Odpady są aktualnie przygaszane i przerzucane w inne miejsce, a także oblewane wodą. Jeszcze dziś uda się w całości zagasić pożar.
Nie ma żadnych ofiar pozaru
Na całe szczęście nie ma żadnych ofiar pożaru. Choć na miejscu byli pracownicy Piotra Rusieckiego, nikt nie ucierpiał.
- Najważniejsze, że nikt nie odniósł obrażeń. Na miejscu byli pracownicy firmy, którzy wykonywali swoje obowiązki, ale nikt nie ucierpiał - kończy Dawid Kryś.
Próbowaliśmy skontaktować się z prezesem Rusieckim, ale nie odebrał telefonu, co jest w tej sytuacji zrozumiałe.


