Smektala zaciął się we Włókniarzu Bartosz Smektała jest na sportowym zakręcie. Dwa lata temu przechodził do zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa licząc na to, że ten transfer pozwoli mu jeszcze bardziej rozwinąć się i dołączyć do światowej czołówki. Tymczasem już na dzień dobry okazało się, że nie będzie to takie proste. Żużlowiec miał mocno pod górkę. Skończyły się czasy, kiedy jego drużynie ligowej wychodziło wszystko, a seryjne zwycięstwa zastąpiły pojawiające się częściej porażki. Z transferem Smektały do Częstochowy wiązano wielkie nadzieje, więc doszła do tego presja. Z innych rzeczy, z którymi musiał radzić sobie młody zawodnik to rzecz jasna nowy tor, otoczenie i trzygodzinne dojazdy z Leszna. Pierwszy sezon poszedł mu przeciętnie (średnia 1,493 pkt./bieg), a rok później było tylko trochę lepiej (1,629 pkt./bieg). Na pewno nie na tyle, aby usatysfakcjonowany był klub i sam zawodnik. Dlatego już w połowie rozgrywek mówiło się, że strony podziękują sobie za współpracę i Smektała zdecyduje się na powrót do Leszna. Byli skazani na siebie Swoją drogą ten transfer był możliwy z dwóch względów. Przede wszystkim Bartosz rozstał się dwa lata temu z klubem w dobrych relacjach i nie spalił za sobą mostów. Poza tym w potrzebie był teraz nie tylko on sam, ale także klub. Fogo Unia straciła Jasona Doyle’a oraz pożegnała się z Davidem Bellego, wiec wzmocnienia były konieczne. - Fakt, że Unia Leszno się osłabiła może Bartkowi pomóc - przekonuje nas Wojciech Dankiewicz, którego pytamy o słuszność tego transferu. - Wraca na stare śmieci, skąd wypłyął na szerokie wody i notował najwyższą formę. Bedzie miał też szereg innych benefitów, jak doskonale znane mu środowisko, tor oraz stadion pod ręką. - Myślę więc, że obrał dobry kierunek wracając do Leszna. To bardzo ciekawy i utytułowany zawodnik. Sam się zastanawiam, gdzie tkwi w nim problem. Zwróćmy uwagę na jego występy indywidualne, które były znacznie lepsze niż te ligowe. Być może wpływ na to miała presja. Smektała jeździł w poprzednim sezonie na tyle chimerycznie, że nie dość, że oddalił się od potencjalnego awansu do cyklu Grand Prix, to do tego wypadł jeszcze z SEC-u. Sporo osób wytyka żużlowcowi fakt, że jego były kolega z młodzieżowej pary z Leszna Dominik Kubera jest dzisiaj w zupełnie innym miejscu kariery. Ten też dwa lata temu opuścił Leszno, przeniósł się do Lublina, ale jemu przeprowadzka akurat wyszła na dobre. Czytaj także: Złote dziecko jest w potrzasku. To oni zgotowali mu ten los