Nawierzchnia w Ostrowie nie nadawała się w sobotę wieczorem do jazdy i mówił to każdy zawodnik, niezależnie od drużyny. Żużlowcy prosili, apelowali, próbowali doprowadzić do przełożenia meczu. Oliver Berntzon użył nawet zwrotu, że nie dba się o nich oraz o ich rodziny. Mecz ruszył, choć tor był w koszmarnym stanie. Od samego początku żużlowcy mieli na nim wielkie problemy. Do bardzo groźnego upadku doszło już w drugim wyścigu. Zderzyło się trzech zawodników - Jakub Poczta, Aleksander Grygolec oraz Jakub Krawczyk. Zajście wyglądało naprawdę bardzo niebezpiecznie. Przeraził się komentujący ten mecz Maciej Noskowicz.- O mój Boże! Oby tylko wszystko było w porządku - krzyknął. Finalnie Poczta i Krawczyk nie kontynuowali już zawodów. Na razie nie wiemy, czy odnieśli jakąś kontuzję. Grygolec był bardzo poobijany, ale on postanowił jechać dalej. Choć w zasadzie jazda tego nazwać nie można. Kibice murem za nimi. Czekali po meczu Wściekli na torowe wydarzenia byli ostrowscy kibice. Oni też domagali się przełożenia meczu, co zresztą głośno komunikowali. Po zakończeniu rywalizacji długi czas stali pod parkiem maszyn, mimo że pora była już późna. Zapewne chcieli wyjaśnień od sędziego, dlaczego zdecydował się przeprowadzić zawody. Wielu z nich było też wściekłych z powodu porażki miejscowych, która mimo wszystko była zaskoczeniem. Być może historia tego meczu nie jest jeszcze zakończona. W mediach społecznościowych jest sporo głosów mówiących o tym, że Arged Malesa powinna domagać się powtórzenia spotkania, bo nawet Orzeł nie chciał jechać. Na takie rozwiązanie trudno liczyć, ale sędzia z pewnością będzie miał przed sobą trudne dni. Nie jest wykluczone, że czeka go rozmowa z władzami polskiego żużla. Jakby nie patrzeć, w Ostrowie naprawdę mogło dojść do bardzo poważnych rzeczy.