Kariera 32-letniego Renego Bacha rozpoczęła się niezwykle obiecująco. Z młodzieżową reprezentacją Danii - tworzyli ją wraz z nim Michael Jepsen Jensen czy Peter Kildemand - sięgnął po cztery medale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów. Samemu wywalczył zaś złoto indywidualnych mistrzostw Danii w sezonie 2010. Mimo to, nie mógł zdobyć się na regularne występy nad Wisłą. Podpisywał co prawda kontrakty z drugoligowcami z Łodzi, Krakowa, Piły czy Rzeszowa, ale w barwach tych klubów startował bardzo okazyjnie, zazwyczaj łatając dziury spowodowane kontuzjami. Gollob wytrzasnął go z niebytu Jego los zmienił dopiero spadek Polonii Bydgoszcz do najniższej klasy rozgrywkowej. Na jego potencjale poznał się ówczesny prezes klubu, Władysław Gollob, który ku zaskoczeniu opinii publicznej od samego podpisania umowy głośno mówił o anonimowym Duńczyku jako o nowym liderze swojej drużyny. Nie pomylił się. Gryfy szorowały co prawda po dnie tabeli, ale Bach radził sobie naprawdę solidnie. Zdobywał średnio 1,9 punktu w każdym biegu. Podobne statystyki wykręcał dla Polonii również rok później, gdy siedmiokrotni mistrzowie Polski - prowadzeni już przez Jerzego Kanclerza, który odkupił klub od nestora rodu Gollobów - rozpoczęli powrotny marsz na szczyty polskiego żużla. Aż do finałowego dwumeczu nic nie zwiastowało jakiegokolwiek kryzysu. Problemy zaczęły się podczas spotkania w Poznaniu. Bydgoszczanie ulegli gospodarzom aż 28 punktami! Złość sterników Polonii skupiła się właśnie na Bachu, który nie tylko zdobył zaledwie jeden punkcik, ale do stolicy Wielkopolski przyjechał zupełnie nieprzygotowany. Miał ze sobą zaledwie jeden motocykl, na dodatek z pękniętą ramą. Rozsierdzony tak rażącym brakiem profesjonalizmu Jerzy Kanclerz odsunął zawodnika od składu na rewanż, który Poloniści pewnie zwyciężyli. Chemia pomiędzy Bachem a Kanclerzem wygasła na tyle, że nie było ani grama szansy na to, by Duńczyk utrzymał miejsce w składzie po awansie. Trafił do drugoligowego Opola i w pandemicznym sezonie sprawdził się jeszcze lepiej niż w poprzednich latach. Wykręcał średnio 2,085 punktu na bieg i walnie przyczynił się do zajęcia przez Kolejarza drugiego miejsca w tabeli. Wydawało się, że jego telefon przegrzewa się od propozycji transferowych, a on tymczasem... musiał całkowicie zniknąć z Polski na kolejny rok. Powód? Przepis o obowiązkowym zawodniku U24. Opole wolało młodszych - Gdybym miał poniżej 24 lat od ręki dostałbym kontrakt. Nowa regulacja zadziałała przeciwko mnie i mojemu wiekowi. Co poradzę, że mam już więcej niż 24 lata. W tym roku nie startowałem w Polsce, bo spodziewałem się, że po niezłym sezonie 2020, zostanę w Opolu. Rzeczywistość okazała się inna, a gdy się o tym dowiedziałem, to większość klubów miała już zamknięte składy - wyjaśniał wtedy Maciejowi Kmiecikowi ze Sportowych Faktów. Do Polski, a precyzyjnie rzecz biorąc - do polskiej ligi, wrócił w tegorocznym sezonie. Zainteresowanie jego usługami wyraził łotewski Lokomotiv Daugavpils, który bierze udział w rozgrywkach "naszej" drugiej ligi. Bach wydawał się jeszcze szybszy niż wcześniej. Zdobywał średnio ponad 2,1 punktu na wyścig! Niestety, sezon musiał zakończyć już w maju. Podczas spotkania w Danii zderzył się z Nickim Pedersenem na tyle groźnie, że złamał kość biodrową. Nie zdążył wykurować się na wiosnę. Cała ta seria niefortunnych zdarzeń doprowadziła go do kontraktu z tarnowską Unią - klubem, który pilnie poszukuje nowej tożsamości. Bach to idealny kandydat do stania się nowym faworytem miejscowych kibiców, prawdziwym liderem drużyny. Jaskółki muszą dać mu w zamian tylko jedno - stabilizację. W przeciwnym razie kariera 32-latka może ostatecznie upaść i wydać spektakularne "BACH!". Czytaj także: Dekadę temu weszli na szczyt. Gdzie są teraz?