Na wyjazd na mecz do Lublina poświęcilismy całą poprzednią niedzielę. Wszystko po to, aby obejrzeć półfinał PGE Ekstraligi w towarzystwie najlepszych żużlowych kibiców w Polsce (tak przez wielu ludzi nazywani są fani Motoru). Obserwując wszystko z bliska, możemy potwierdzić, że w tych słowach nie ma ani krzty przesady. Drużyna mistrzów Polski może liczyć na głośny doping. W Lublinie pojawiliśmy się kilka godzin przed rozpoczęciem spotkania. Kiedy wyszliśmy z dworca, to na ulicy było żółto od koszulek kibiców Motoru (od lat są ich znakiem rozpoznawczym). - Jarek Hampel, Jarek! - krzyczeli. Ma to związek z ostatnimi występami byłego wicemistrza świata, który w play-offach stał się jednym z liderów drużyny. Polak walczy w mistrzostwach Europy. "Były apetyty na więcej"Na trybunach przy Alejach Zygmuntowskich roiło się ludzi w tych koszulkach już w czasach pierwszoligowych, czyli w sezonie 2018. Po awansie o ich fanatyzmie dowiedziała się cała żużlowa Polska. Nawet ludzie nieznający się na żużlu, nieczytający gazet i nieprzeglądający internetu - widząc ich - z pewnością zauważą, że za chwilę odbędzie się ważny mecz. Platinum Motor Lublin - Tauron Włókniarz Częstochowa 58:32 Ale dla kibiców każdy mecz jest ważny. Oni przecież zimą wykupili 7500 karnetów w... 30 sekund! Ich głód żużla nie ma końca i - co trzeba podkreślić - ich zaangażowanie nie jest podyktowane tylko sukcesami z ostatnich lat. - Wygramy z Włókniarzem 60:30! - zapowiadali. Niewiele się pomylili, bo Motor zwyciężył 58:32.W drodze na stadion spotykaliśmy fanów rozmawiających ze sobą. Prawie wszyscy chcieli pojechać w finale z For Nature Solutions KS Apatorem. Nie chodziło im o łatwiejszego rywala w walce o złoto, tylko o... fetę. - Apator musi wygrać we Wrocławiu. Pokonamy jednych i drugich, ale chcemy rewanż w Lublinie, żeby nie celebrować złota na wyjeździe! - usłyszeliśmy. Nie boją się, że będzie niewypałem. Na to licząIm bliżej stadionu, tym było coraz głośniej. Przed kasą tłoczyli się ludzie w nadziei, że jeszcze uda im się wyprosić jakieś bilety - Muszę to zobaczyć! - powiedział pan w okolicach czterdziestki. Pewność siebie fanów Motoru nas nie zaskoczyła. Po gigantycznej wygranej w Częstochowie (54:36) tylko nikt nie mógł oczekiwać zwrotu akcji. Mecz toczył się pod dyktando gospodarzy, a kibice po każdym zwycięskim wyścigu głośno krzyczeli "Motor! Motor!". Po meczu świętowali, natomiast później usiedli przed telewizory, gdzie oglądali drugi półfinał.Ich życzenie się nie spełniło, bo drużyna z Torunia nie wykorzystała ogromnych osłabień Sparty (przez cały mecz nieobecności Taia Woffindena, od drugiej serii Macieja Janowskiego, a od trzeciej Charlesa Wrighta) i to wrocławianie będą rywalem Motoru w finale. Pierwszy mecz odbędzie się w Lublinie (17 września), a drugi we Wrocławiu (24 września). Tego najbardziej lublinianie się obawiali. W mediach społecznościowych narzekali, że nie ma tworzonej małej tabeli po ćwierćfinałach lub półfinałach, tylko bierze się pod uwagę kolejność po rundzie zasadniczej. Zakupy kibiców Motoru nie mają końca! Gigantyczne kolejki Pod stadionem trafiliśmy na grupki kibiców, którzy byli przekonani, że kibicują najmocniejszej drużynie w Polsce. - Z takim składem drugi raz z rzędu zdobędziemy mistrzostwo Polski, obronimy ten tytuł jak kiedyś z Unia Leszno (w latach 2017-2020 Unia cztery razy z rzędu wygrywała rozgrywki PGE Ekstraligi - dop. red.) - mówili. Na stadion na szczęście wchodziliśmy bramą, przy której uniknęliśmy długich kolejek. To przyszła gwiazda. Wiedzą, że trzeba chuchać i dmuchać na niegoCzym jest lubelska kolejka, dowiedzieliśmy się jednak 40 minut przed meczem, kiedy postanowiliśmy udać się do klubowego sklepu. Była tak długa, że zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy zdążymy coś kupić przed pierwszym wyścigiem. - A ja muszę kupić szalik. Zostawiłam w domu, a bez szalika to nie mecz - mówi nam pani w średnim wieku, którą spotkaliśmy w kolejce do klubowego sklepiku. Z rozmów kibiców wynikało, że takich przypadków było więcej.W końcu zrobiliśmy pamiątkowe zakupy. Zajęło to nam około 30-40 minut. Musieliśmy poświęcić próbę toru, natomiast na prezentację wyrobiliśmy się dosłownie w ostatniej chwili. Na pochwałę zasługuje postawa miejscowej publiczności w stosunku do ekipy przyjezdnej. Bardzo ciepło przyjęto nie tylko Mikkela Michelsena i Maksyma Drabika, ale również pozostałą część kibiców Włókniarza z kibicami włącznie. Nie zawsze widzimy takie obrazki na polskich stadionach. W Lublinie wiedzą, jak zachować się z klasą.