Discovery miało ambitne plany dotyczące Grand Prix. Cykl miał się stać światowy. Amerykański promotor miał zerwać z tradycją poprzednika. Angielskie BSI w pewnym momencie zaczęło bowiem koncentrować się wyłącznie na zarabianiu pieniędzy, a o rozwoju i nowych kierunkach nie myślało. Cztery rundy w Polsce, to 10 milionów w kieszeni Nowy promotor jeszcze w 2021, na kilka miesięcy przed przejęciem cyklu, roztaczał piękne wizje, a już w trzecim roku obowiązania umowy poszedł na łatwiznę i cztery rundy w Polsce, bo z tego wyciągnie grubo ponad 10 milionów złotych. - Przy jedenastu rundach cztery w Polsce, to trochę za dużo - zauważa prezes PZM Michał Sikora. - W Moto GP jest dominacja Hiszpanów i oni też mają cztery rundy, ale wszystkich jest dwadzieścia. Na najbliższym kongresie FIM w Liverpoolu pogadam z prezydentem Jorge Viegasem, że nie tędy droga, że brniemy w ślepą uliczkę. Znowu Polska musi ciągnąć ten wózek Szef polskiego związku zauważa, że znowu wychodzi na to, że Polska ciągnie wózek Grand Prix. - Żałuję, że promotorowi nie udało się znaleźć nowych lokalizacji. Trudno sprzedać turniej w nowym miejscu. Z drugiej strony uważam, że w takich miejscach, jak Australia, czy chociażby Kalifornia, z pomocą Hancocka (były amerykański 4- krotny mistrz świata - dop. aut.), byłoby to do zrobienia - ocenia Sikora. Prezes PZM zdradził, że za rok promotor chciał zrobić turniej w Australii, ale znowu nie wyszło. - Może zabrakło Francois Ribeiro, który miał swoją wizję. Poruszę te tematy w rozmowie z prezydentem FIM. Zapytam, dlaczego mimo tych opowieści, tak się dzieje. Pamiętamy konferencję Ribeiro i zapowiedzi ekspansji. Są nowe boksy, nowe podium, ale ekspansji nie ma - komentuje działacz. Jakby nie spojrzeć organizowanie prawie połowy cyklu w Polsce, to pójście na łatwiznę. U nas zawsze jest wielu chętnych na GP i nawet nie trzeba ich specjalnie szukać.