Mirosław Cierniak nigdy nie należał do największych żużlowych gwiazd. W latach dziewięćdziesiątych uchodził raczej za solidnego wyrobnika. Niewiele brakowało zresztą, by nigdy na motocykl nie wsiadł. W latach młodości odnosił spore sukcesy w żeglarstwie, lecz ostatecznie zdecydował się na wybór czarnego sportu. W swoim dorobku ma indywidualne wicemistrzostwo Polski juniorów oraz ligowe srebro wywalczone z macierzystą Unią Tarnów w sezonie 1994. Poza swym pierwszym klubem reprezentował również barwy drużyn z: Wrocławia, Rybnika, Krosna i Opola. Karierę zawodniczą zdecydował się zakończyć w sezonie 2005, krótko przed swoimi 32 urodzinami. Kontuzje, sprzęt i uciekający złodzieje Rozwój jego sporego potencjału regularnie hamowały trapiące go bardzo często urazy i kontuzje. Co gorsza, był jednym z zawodników, którym najtrudniej było zrezygnować z silników stojących na rzecz leżących. W celu poprawy dyspozycji udawał się regularnie na zagraniczne wyjazdy, jednak nawet treningi w Stanach Zjednoczonych czy na Antypodach nie przynosiły upragnionego wybuchu formy. O Cierniaku mówi się, że należy do grona osób tak pechowych, że cegła może spaść im na głowę podczas modlitwy w drewnianym kościele. Najlepszym potwierdzeniem tej teorii jest jego historia z początku sezonu 2002. - Po zawodach w Krakowie udaliśmy się na kolację do pobliskiego centrum handlowego. Po wyjściu z lokalu okazało się, że mój samochód zniknął, a wraz z nim cały żużlowy ekwipunek począwszy od motocykli aż po drobne akcesoria - opowiadał jakiś czas temu portalowi Niedomice.pl, lokalnemu medium jego macierzystej wsi. Jak zdradził Cierniak, bardzo szybko zadzwonili do niego złodzieje z żądaniem okupu. On sam skontaktował się z policją i robił wszystko, by odzyskać narzędzia pracy. - Cała akcja trwała niemal 24 godziny. Kiedy zjawiłem się na miejscu wyznaczonym przez złodziei, zaczęto sprawdzać każdy mój ruch, tzn.: z kim przyjechałem, jakim samochodem, na jakich numerach rejestracyjnych itd. Byłem pod ciągłą obserwacją. W końcu ok. 3 nad ranem doszło do ostatecznej próby przekazania pieniędzy. Oczywiście cała akcja była zabezpieczana przez odpowiednie służby. Kiedy zjawił się jeden z członków grupy przestępczej, do akcji wkroczyli policjanci. Przestępca uciekł w osiedle domów jednorodzinnych. W tym momencie wydawało się, że jest już "po akcji", gdyż ślad po nim całkowicie zaginął. Policjanci przeczesywali teren, jednak bezskutecznie. W pewnym momencie rozległ się dźwięk telefonu! Okazało się, iż koledzy starali się skontaktować ze swoim kompanem, który właśnie leżał pod żywopłotem - relacjonował. Niestety, nigdy nie odzyskał straconego w Krakowie sprzętu. Mirosław Cierniak - trener kontrowersyjny Po zakończeniu kariery zawodniczej, Cierniak udał się na 5-letni "odwyk do metanolu". Powrócił do czarnego sportu dopiero w sezonie 2010, w roli szkoleniowca Wandy Kraków. Jego współpraca z nowohuckim klubem nie trwała jednak długo. Szybko popadł w konflikt z tamtejszym zarządem i zajął się budową szkółki w Tarnowie. Później dołączył także do sztabu Unii. Po kilku latach konkurencyjną akademię w Tarnowie założył inny wywodzący się z tego miasta żużlowiec - Janusz Kołodziej. Dawni koledzy z toru konkurowali ze sobą bardzo ostro. Sprawa znalazła swój finał w sądzie, bo okazało się, że krytyczne wpisy na forum tarnowskiej Unii dotyczące Cierniaka pochodzą właśnie z komputera należącego właśnie do Kołodzieja. Najbardziej znanym wychowankiem akademii Cierniaka jest bez wątpienia jego syn - 19-letni dziś Mateusz. Co prawda niektórzy rodzice zarzucali trenerowi, że faworyzował go podczas jego występów w Tarnowie, to dziś widać, że przewyższa większość swoich dawnych kolegów o kilka głów. Należy do najlepszej czwórki polskich młodzieżowców, ale w przeciwieństwie do pozostałych trzech ma przed sobą aż 2 sezony, a nie tylko rok pozostałych startów w kategorii juniora. Eksperci są powinni: dzięki wsparciu otrzymanemu od swojego ojca, wkrótce kilkukrotnie przebije jego sukcesy.