Kamil Hynek, Interia: Złośliwi, albo może zazdrośni mówią, że jak poszliście w okresie transferowym na zakupy, to nie patrzyliście na ceny. Na papierze i jak na warunki drugoligowe skład zbudowaliście bardzo mocny. Paweł Piskorz, menedżer Texon Stali Rzeszów: Ja nikomu do portfela nie zaglądam, ale tych ciekawskich, pragnę uspokoić, nam pieniądze naprawdę nie rosną na drzewie. Nie wykopaliśmy też złotego pociągu. To skąd te zarzuty, że psuliście rynek i nie żałowaliście kasy na wzmocnienia? - Wie pan, teraz wujków dobra rada jest od groma. W dyrygowaniu jesteśmy najlepsi, ale żeby skupić się na swoim poletku, to już średnio. Gwarantuję panu, że u nas w klubie wszystko odbywa się na zdrowych zasadach. Nikt nikomu nie oferował wirtualnych pieniędzy. Mało tego, kwoty, które proponowaliśmy wcale nie były najwyższe w lidze, w stosunku do tego, co się słyszy. Czyli nie przepłacaliście? - Wiem, że nas wskazuje się palcem, jako tych szastających gotówką na lewo i prawo jednak muszę wiele z tych osób rozczarować. Nasz budżet też nie jest z gumy. Ale zgodzi się pan, że jeśli chodzi o zawodnicze cenniki, zapanowało szaleństwo? - Stawki na pewno są wyższe niż w poprzednim sezonie. Jeśli pije pan jeszcze do naszej kadry, to mamy pokrycie na kontrakty i bankructwo nam nie grozi. Ile celów transferowych udało wam się zrealizować? - Odpowiadałem za budowę tego składu i zupełnie szczerze jestem bardzo zadowolony w efektów prac. Wypełniliśmy dziewięćdziesiąt pięć procent planu, aczkolwiek musieliśmy dokonać małych korekt ze względu na wprowadzony regulamin o zawodniku U24. Zależało pan na kimś szczególnie, a kogo nie udało się ściągnąć? Wróbelki ćwierkały, że zarzuciliście sieci na Grzegorza Walaska. - Nic pan ze mnie nie wyciągnie. To są delikatne tematy i niech pozostaną tajemnicą klubową. Do Krosna uciekł wam utalentowany Szymon Bańdur. Rodzice chłopaka mieli obiecać Stali pięcioletnią umowę w zamian za poważne zainwestowanie w syna. W poprzednim sezonie wydaliście na sprzęt żużlowca 100 tysięcy złotych, a mimo to młodzieżowiec odszedł. Odpuściliście tę sprawę, czy będziecie się domagać swoich racji w sądzie? - Temat jest dość delikatny i wolałbym nie prać brudów publicznie. Mam dużo sympatii do Szymka więc chciałbym rozwiązać tę kwestie we własnym, zamkniętym gronie. Po minionych rozgrywkach ostał wam się jedynie Eduard Krcmar i Kevin Woelbert. Reszta drużyny, to nowe twarze. - Świadomie przeprowadziliśmy małą rewolucję. Uznaliśmy, po nie ma co ukrywać słabym i zakończonym ogromnym rozczarowaniem 2022 roku przewietrzenie szatni będzie nie tylko potrzebne, ale i wręcz konieczne. Złożyliście skład z zawodników po przejściach. Thorssell nie miał rewelacyjnego roku w Opolu, Karczmarz nosił się z zamiarem zakończenia kariery, to samo Jeppesen. Kildemanda kibice wysyłają do sanatorium. - Jeśli sugeruje pan, że pozbieraliśmy emerytów, albo chłopaków, którzy są na zakręcie kariery, to myślę, że jest pan w grubym błędzie i będzie mi niezmiernie miło, jak wrócimy do tego pytania po za kilkanaście miesięcy. Nie udało się wam zatrzymać Timiego Salonena, który zrobił wam formacji młodzieżowej dużą różnicę. Nie było szans na ponowne wypożyczenie Moje Bermudy Stali Gorzów? - Mamy świetne relacje z gorzowskimi władzami oraz trenerem Stanisławem Chomskim. Stal uznała, że Fin zostanie w Stali i po zakończeniu wieku juniora będzie walczył o miejsce w zespole na U24. Trzymam kciuki za Timiego, bo to wartościowy i przyszłościowy zawodnik. Czy w klubie jest odczuwalne ciśnienie na awans, że jak teraz się nie uda, to polecą głowy? - W klubie dominuje spokój. Nikt nam nie przystawia pistoletu do skroni. To wy, dziennikarze i ogólnie media wywieracie na nas presję. Potencjał zespołu jest ogromny, ale podchodzimy do sezonu na chłodno. Nie wybiegami daleko w przyszłość, najpierw trzeba załapać się play-off. Podobno Dawid Lampart stoi w blokach, żeby zasilić sztab szkoleniowy? - Ciągle jesteśmy na etapie negocjacji z potencjalnymi trenerami, którzy mogliby przejąć szkolenie młodzieży. Według mojej wiedz do porozumienia już bliżej niż dalej.