Obiekt we wschodnich Niemczech w sobotni wieczór wprost zalał się kibicami i pod względem frekwencji na pewno przegonił niedawne Grand Prix Czech oraz Grand Prix Chorwacji. Ogromna w tym zasługa niewielkiej odległości od Polski, bo poza miejscowymi na trybunach pojawiło się wiele osób w biało-czerwonych szalikach. Niestety ekspresowo marzenia o wielkim ściganiu prysnęły niczym bańka mydlana. Żużlowcy właściwie od pierwszego biegu mieli problem z płynnym przejeżdżaniem łuków, a z nawierzchnią toru już na dzień dobry zapoznał się na przykład Tai Woffinden czy Martin Vaculik, czyli niedawny triumfator z Pragi. O ile w przypadku wcześniej wspomnianych zawodników skończyło się na niegroźnych uślizgach, o tyle o krok od wielkiego dramatu był Jason Doyle. Australijczyk po udanym starcie zmierzał po pewne, biegowe zwycięstwo, aż nagle wpadł w przepotężną dziurę, wylądował na czterech literach i tylko cud sprawił, że w plecy nie wjechał mu żaden z rywali. Jazda na dziurach ewidentnie podpasowała z kolei Robertowi Lambertowi, który odjechał turniej życia i po raz pierwszy w karierze awansował do finału Grand Prix. Ogromna w tym zasługa Jasona Crumpa. Legendarny Australijczyk znów pojawił się bowiem w boksie swojego ucznia. Niestety tak dobrze nie wiodło się Pawłowi Przedpełskiemu i Maciejowi Janowskiemu. Obaj zawiedli zwłaszcza w końcówce i zamiast awansować do półfinału, udali się w przedwczesną drogę do domu. Szkoda przede wszystkim Macieja Janowskiego. Strata punktów prędzej czy później odbije się mu czkawką w klasyfikacji generalnej. Pozostali biało-czerwoni byli już jednak w innej lidze. Patryk Dudek totalnie zdominował rundę zasadniczą i swój półfinał. Bartosz Zmarzlik musiał się co prawda trochę napocić, ale efekt był ten sam - awans do najważniejszej gonitwy wieczoru. Szkoda, że przykładu z naszych bohaterów nie wzięli organizatorzy, którzy kompletnie nie radzili sobie z coraz bardziej rozsypującą się nawierzchnią. Prezesi klubów widząc to jak ich zawodnicy skaczą po dziurach wyglądali tak jak pan ze zdjęcia - Tony Briggs. W finale także nie obyło się bez problemów i pomimo ogromnego prowadzenia Patryk Dudek musiał zachować czujność do samej mety. Na całe szczęście udało się, a radość polskich fanów spotęgowało dodatkowo drugie miejsce Bartosza Zmarzlika. Polacy zajmując dwie czołowe pozycje powtórzyli wielkie osiągnięcie z 2019 roku. Wówczas najlepszy okazał się Maciej Janowski. Teraz miejsce kapitana Betard Sparty dość niespodziewanie zajął Patryk Dudek, który jeszcze niedawno szorował dno klasyfikacji generalnej cyklu. Obaj nasi zawodnicy w końcu mogli spokojnie zabalować. Raz, że w niedzielę mają wolne w PGE Ekstralidze. Dwa, że kolejne Grand Prix odbędzie się dopiero pod koniec czerwca w Gorzowie. Nie chcielibyśmy za to być w skórze Macieja Janowskiego i Pawła Przedpełskiego. Pierwszy z nich skomplikował sobie sytuację w generalce, a drugi jeżeli się nie poprawi, to z hukiem wypadnie z najlepszej piętnastki globu.