Sebastian Zwiewka, Interia: Czy spadł panu kamień z serca po meczu z InvestHousePlus PSŻ-em? Złapaliście oddech.Mateusz Dul, żużlowiec H. Skrzydlewska Orła Łódź: Na pewno teraz oczyści się atmosfera i w klubie będzie dużo spokojniej niż przed tym meczem. Mieliśmy ciężkie przygotowania.Czyli atmosfera była napięta?- Po prostu wiedzieliśmy, o co jedziemy. Wszyscy zawodnicy przez cały czas bardzo dobrze ze sobą współpracowali. Nie było też żadnego problemu ze sztabem szkoleniowym. Każdy działał, żeby na meczu było lepiej. Trudno było znaleźć złoty środek na to wszystko, dlatego tak to nazwałem. Mogę powiedzieć, że między zawodnikami a sztabem jest wręcz perfekcyjny układ. Tomek Gapiński, czyli nasz kapitan, trzyma naszą drużynę. Bardzo dobrze czujemy się, współpracując razem.Zatrzymajmy się na chwilę przy osobie Tomka Gapińskiego. Przed sezonem mówił nam w wywiadzie, że główny sponsor klubu - Witold Skrzydlewski ma duży piec i jak nie będziecie spełniać oczekiwań, to wiadomo jaki los was czeka. A wyniki do tej pory nie są jakoś bardzo zadowalające... - Co mam powiedzieć? To jasne, że była presja. Nie ma co tego ukrywać. Pan Witold wziął nas na rozmowę przed meczem z PSŻ-em i powiedział, jak to wszystko będzie wyglądało, że jeśli przegramy, to wylądujemy w II lidze. Presję sami nakładaliśmy na siebie z chłopakami. Szef tylko wyjaśnił naszą sytuację. Świadomość, gdzie jesteśmy, sama wywierała presję. Orzeł wygrał ważny mecz, Dul bohaterem w końcówce Mieliście przecież jeszcze dwa koła ratunkowe w postaci dwóch domowych spotkań.- Ale gdybyśmy w niedzielę przegrali, to wtedy ta presja tylko by narastała. Byłoby coraz ciężej, mimo tego światełka w tunelu. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej było załatwić sprawę utrzymania wcześniej niż przeciągać to w nieskończoność. Teraz możemy walczyć o fazę play-off.Po jedenastym biegu przegrywaliście. Czuliście, że wygrana wymyka wam się z rąk?- Było nieciekawie, nie ma co ukrywać. Dobrze, że losy meczu się odmieniły.Same się nie odmieniły. Pan przecież dwa razy wyjechał na tor i przywiózł dwie "trójki".- Udział na pewno w tym miałem, ale najważniejszy jest skutek końcowy. Zaprezentowałem się z dobrej strony, odbiór mojego występu pewnie jest pozytywny.Co dla tak młodego zawodnika znaczy praca z trenerem Markiem Cieślakiem? Zdradzi pan, jakie były pierwsze słowa szkoleniowca w pana kierunku po zakończeniu spotkania?- Generalnie jest to trener, który potrafi uprościć ten bardzo złożony i skomplikowany sport. Kiedy zawodnik siedzi i czasami myśli o głupotach, to trener wie, jak ma wyprowadzić go na prostą drogę. Z nim wszystko staje się łatwe. Tak było w moim przypadku, bo przed meczem z PSŻ-em szukałem, przerzucałem różne rzeczy. Trener poszedł i kazał mi zastosować najprostsze rozwiązania. Zdały one egzamin. Po meczu przyszedł i powiedział, że znowu miał rację. Dul: Orzeł? Pozycja U24 mnie interesuje Zimą mówił pan, że jest to sezon o "być, albo nie być" dalej w żużlu. Za rok będzie pan seniorem.- W tej chwili moja średnia nie jest satysfakcjonująca (1,372 - dop.red.). Ostatnio miałem przede wszystkim dobry mecz w Landshut, później fatalny w Gdańsku. Tam akurat zabrakło szczęścia, bo prędkość w motocyklu była. Wykluczenie w biegu młodzieżowym wybiło mnie z rytmu, zresztą tak samo jak w meczu w Łodzi z ROW-em. Był moment, że moja średnia oscylowała na poziomie 1,5-1,6. Wtedy byłem drugim, bądź trzecim juniorem w całej lidze. Gdzieś to się posypało, w połowie sezonu miałem problemy sprzętowe. Niedawno z nich wyszedłem i mam jeszcze dwa mecze, żeby ten wynik nadrobić. Stracił matkę, a sport zabrał mu zdrowie. Wstrząsająca historia polskiego zawodnikaDwa mecze? Mogą być jeszcze cztery lub nawet sześć.- Wszystko jest w naszym zasięgu. Mamy jeszcze dwa spotkania u siebie i wiele może się wydarzyć. Jak zdobędziemy sześć punktów, to na pewno nie zakończymy sezonu po rundzie zasadniczej. Nie ma co już spisywać bieżących rozgrywek na straty, że jeszcze dwa mecze i koniec. Szkoda tylko tych dwóch czy trzech wpadek, bo moja średnia poleciała w dół. Pamiętajmy jednak, że średnia nie zawsze odwzorowuje, jakim jest się zawodnikiem. Chcę wyjść z tego sezonu z twarzą i pokazać się przed innymi ośrodkami, żeby w następnym sezonie mieć dobry klub.Trafił pan idealnie z formą, bo za chwilę na dobre ruszą rozmowy kontraktowe w I lidze.- Tak to możemy nazwać, natomiast ja nie wierzę w żużlu w coś takiego jak "forma". Już to kiedyś mówiłem, że na wynik zawodnika zawsze składa się wiele czynników. Przede wszystkim głowa musi współgrać ze wszystkim, co się dzieje. Teraz wiem, jak powinienem się zachowywać i nastawiać, na jakiej mocy oraz obrotach powinien działać silnik. W żużlu jednak istotne jest szczęście. Tego szczęścia zabrakło mi w Gdańsku. Praktycznie wygrywałem start za startem, ale na pierwszym łuku znalazłem się w niewłaściwym miejscu. Nadal bardzo boli mnie to, że nie wykorzystałem swojego potencjału i prędkości w motocyklach. Są jeszcze dwa mecze w Łodzi. Postaram się zmazać plamę.Pozycja U24 w pierwszoligowym Orle pana interesuje?- Mnie interesuje, ale nie wiem, czy włodarze klubu są zainteresowani takim rozwiązaniem. Od miesiąca próbuję się umówić na spotkanie z panem Skrzydlewskim. Na razie nie dochodzi to do skutku. Nie mam pojęcia, jak obecnie wygląda moja sytuacja w Łodzi. Na pewno nie jestem zamknięty na propozycje z innych klubów.Rozumiem, że mówi pan teraz tylko o I lidze?- Najpierw zakończmy sezon. Kilka razy muszę się pokazać z dobrej strony, a dopiero później zaczniemy rozmawiać. Wiadomo, że w mojej głowie tkwi myśl, że to mój ostatni rok w gronie juniorów i nie będzie już tak łatwo, jak do tej pory. Muszę dać z siebie jeszcze więcej, zamiast szukać drużyny na następny rok. Daję z siebie bardzo dużo. Sporo osób dzwoniło do mnie po meczach z Trans MF Landshut i PSŻ-em, bo te spotkania były niezwykle ważne. Gdybyśmy przegrali, to mielibyśmy w tabeli tylko z sześć punktów. Słabo by to wyglądało. PGE Ekstraliga mu uciekła. Mówi o powodach Nie czuje pan, że PGE Ekstraliga trochę panu uciekła? Ja mam wrażenie, że kto jak kto, ale pan by sobie tam poradził.- Jestem o tym przekonany. Wiem, gdzie mógłbym być i co mógłbym mieć, gdybym nie podpisywał różnych dziwnych, głupich umów. Gdyby ta moja droga w żużlu była trochę lepiej poprowadzona. Kiedy miałem 16-17 lat, to kontrakty za mnie podpisywali rodzice. Nie byli za bardzo świadomi, co zawierają. Gdyby nie to wszystko, byłbym w zupełnie innym miejscu. Bardzo dużo prezesów ekstraligowych klubów mówiło, że I liga nie jest dla mnie miejscem. Może nie mam najlepszego budżetu przy innych pierwszoligowych juniorach, ale staram się pokazywać z jak najlepszej strony.Właśnie finanse w żużlu odgrywają wielką rolę...- Zawodnicy w PGE Ekstralidze dysponują sześć razy lepszym budżetem niż ja, dlatego tak to wygląda. Boli mnie to, że nie mam medali mistrzostw Polski czy mistrzostw Europy. Uważam, że byłbym w stanie rywalizować na poziomie Kacpra Pludry czy Bartłomieja Kowalskiego, ale na pewno nie z tym sprzętem, teamem i warunkami. Od początku byłem źle poprowadzony. Ubolewam nad tym, jednak trzeba brać to co jest i iść drogą np. Jasona Doyle'a, a nie Bartka Zmarzlika, bo na to jest już za późno. Doyle bardzo późno zaczął ścigać się z najlepszymi, więc ta ścieżka jest dostępna jeszcze dla każdego zawodnika. Oni nie chcą Przyjemskiego. Znamy powódAle było zainteresowanie klubów z PGE Ekstraligi. Chciał pan tam się przenieść?- Czy chciałem, to jedna sprawa. Drugą były ważne umowy z innymi klubami. Dostawałem propozycje za ogromne pieniądze, których nigdy jeszcze na oczy nie widziałem. Mógłbym porządnie się przygotować do sezonu, zamiast szukać środków i się zadłużać. Nie było do końca uzależnione ode mnie to, że do dzisiaj jeżdżę w I lidze.Nie chcę powiedzieć, że byłem młody i głupi, ale byłem młody i niedoświadczony. Tak samo jak ludzie, którzy mi pomagali. Szkoda, że wyszło, jak wyszło. Chcę jednak podkreślić, że nie oceniam czteroletniego okresu w Orle źle. Po prostu żałuję, że nie posmakowałem startów w PGE Ekstralidze, większego profesjonalizmu i ścigania z lepszymi zawodnikami. Nie mówię, że zmiótłbym ligę. Nie dowiem się, co by było. Po prostu tego nie spróbowałem.Klubowi z Łodzi jednak sporo pan zawdzięcza.- Bez dwóch zdań. Mam pozytywne relacje z ludźmi z klubu. Jestem im bardzo wdzięczny za to, jak mnie przyjęli i potraktowali w momencie, gdy byłem bez klubu. Zakończyłem przygodę z tym sportem, ale trener Adam Skórnicki mnie wyciągnął. Gdyby nie on i działacze z Łodzi, to w żużlu już od kilku lat by mnie nie było. Od początku moja kariera była źle poprowadzona. W poniedziałek jeden bardzo dobry trener do mnie zadzwonił i powiedział, że pomoże mi z kontraktem na przyszły rok, żebym znowu nie podpisał jakiejś głupiej umowy.Był pan we Wrocławiu, później w Opolu. Skończyło się rezygnacją z żużla. Co takiego tam się wydarzyło?- Ciężka sytuacja. Był jeden pan, którego już w żużlu nie ma, ale powiedział, że mnie zniszczy. Po prostu mnie nie lubił. Miał załatwić, żebym już nigdzie nie jeździł. W klubie z Opola żużel nie jest na wysokim poziomie. Szkolenie tam dalej kuluje. Kluby z PGE Ekstraligi rocznie przeznaczają około milion złotych na juniora. Między Kolejarzem i innymi jest przepaść. Chciałem spróbować jazdy z tym ekstraligowym budżetem, ale trafiłem na Wrocław. Miałem wtedy też propozycję z Częstochowy. Gdybym tam poszedł, byłbym teraz w zupełnie innym miejscu. Często widzę się z panem Świącikiem i do dzisiaj mam do siebie żal, że na początku kariery nie trafiłem do Włókniarza.Sparta wzięła pana "na sztukę"?- Biorą tam wielu dobrych zawodników i dają im kontrakty zawodowe. Ja na amatorskim mogłem tylko liczyć, że coś dostanę. Nic nie miałem zagwarantowane, zależało od humoru różnych ludzi. Od tego humoru wszystko było uzależnione. Jeździłem i trenowałem we Wrocławiu na starych sprzętach raz na miesiąc lub raz na dwa miesiące. Nigdy w życiu tak bym się nie rozwinął. To była strata czasu, w lidze zadebiutowałem dopiero jako 18-latek. Nie miałem takiego szczęścia jak inni, którzy jeżdżą w lidze od 16. roku życia. Ja miałem wszystko opóźnione, bo trafiłem do niewłaściwych klubów. Dopiero w Łodzi zagwarantowano mi sprzęt i budżet. Przede wszystkim trener Skórnicki mnie poprowadził. Bardzo dużo mu zawdzięczam. Ciężko pracuję, żeby cokolwiek w tym sporcie osiągnąć. Nie jest to, czego bym oczekiwał, ale nie jestem też wpisywany do programu na sztukę. Chciałbym podziękować wszystkim sponsorom, którzy mnie wspierają. Mają wielki wkład w to, że nadal ścigam się na żużlu. Dziękuję za wsparcie. Również w ciężkich momentach zachowują ze mną przyjacielskie relacje.