Sebastian Zwiewka, INTERIA: Eksperci i kibice wskazują pana nowy zespół na walkę o utrzymanie i nie dają mu zbyt dużych szans.Mateusz Dul, żużlowiec InvestHousePlus PSŻ-u Poznań: Nie jesteśmy słabi. Mamy w drużynie chłopaków, którzy stale notują progres. Każdy z nas będzie chciał się pokazać z jak najlepszej strony. To młody i ambitny skład, zawodnicy mają wiele do udowodnienia. Tylko prorok mógłby teraz przewidzieć, że PSŻ ma najsłabszy skład w lidze. Pamiętamy sytuację z poprzedniego sezonu, kiedy drużyny z Rybnika i Ostrowa były na dnie tabeli, po czym ci pierwsi dojechali do finału, a drudzy do półfinału. Uważam, że mamy bardzo dobrą drużynę, która wiele może zdziałać.Prezes Jakub Kozaczyk mówi, że to pan będzie kluczem do utrzymania. Takie słowa mobilizują?- Pewnie, że tak. Ja jestem zawsze zmobilizowany, natomiast takie słowa popychają do jeszcze cięższej pracy. Cieszę się, że to nie są puste słowa, tylko są poparte wsparciem działaczy - prezesa Jakuba Kozaczyka oraz wiceprezesa Artura Banacha. Nie jest tak, że oni wymagają czegoś ode mnie, ale w niczym nie pomagają. Jest wręcz przeciwnie. Zapewniają mi sprzęt, team, logistykę, po prostu o nic nie muszę się martwić. Wymagają, jednak we wszystkim mnie wspierają. To ważne. Mateusz Dul mówi, że w poprzednim klubie nie miał łatwo Po kilku latach mógł pan wrócić na giełdę transferową i negocjować z klubami. Nowe doświadczenie? Co się zmieniło?- Zmienił się mój budżet. W zeszłym roku byłem w takiej sytuacji, że rozpocząłem sezon z długiem wynoszącym 50-60 tysięcy. Zanim go spłaciłem, to już była druga połowa rozgrywek. Wtedy wszyscy pytali się mnie, co się stało, że dopiero tak późno zaczynasz dobrze jechać. Odpowiadałem, że głowa była zajęta czym innym niż ściganiem. Teraz podchodzę dużo spokojniej, bo wiem, że budżet się zepnie, że będę mógł inwestować i trenować, ile tylko będę chciał.Proszę mówić dalej.- Nie będę musiał patrzeć na to, czy będę miał za co robić serwisy silników. Klub dał mi kasę za podpis, a dwa dni później zadzwonił do mnie wiceprezes klubu, właściciel firmy InvestHouse - pan Artur Banach i wypowiedział następujące zdanie: "Musimy komuś coś udowodnić". Dodał, że jestem bardzo ważny i pomoże mi w każdym aspekcie. Wcześniej tego nie doświadczyłem.W Łodzi było ciężko o rozwój?- Klub przeznaczył dla mnie budżet, który nawet w II lidze byłby po prostu bardzo słaby. Nie poradziłbym sobie bez moich sponsorów. Wymagania ze strony klubu były, komentarze były, ale nikt nie powiedział, jakie było wsparcie. Nie wiem, czy z tych pieniędzy byłoby mnie stać na opłacenie rocznej pensji mechanika. Teraz mogę kompleksowo się przygotować, nie muszę na niczym oszczędzać. A rok temu oszczędzałem nawet na treningu, tylko po to, by później pojechać na młodzieżówkę. To jednak droga donikąd.To musiało być dla pana trudne.- Mój budżet wyglądał tak, a nie inaczej. Nie chciałem coraz bardziej się pogrążać w tym długu, tylko go sukcesywnie spłacałem. Dopiero gdy spłaciłem większą część, to zacząłem inaczej jechać. Po prostu lepiej. Czy rozmawiał pan z głównym sponsorem Orła - Witoldem Skrzydlewskim o umowie na 2024 rok?- Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy, podałem swoje oczekiwania finansowe, żeby w końcu móc przygotować się do sezonu na poziomie i się rozwijać. Zaproponowałem sumę, wiedziałem, za jakie stawki jeżdżą inni zawodnicy. Pan Skrzydlewski powiedział, że w takim razie w ciągu dwóch tygodni przygotuje umowę i podpiszemy prekontrakt. Później kontakt się urwał. Chwilę później pojawiła się oferta z Poznania i nawet się nie zastanowiałem. Warto raz zmienić otoczenie, poznać żużel z trochę innej perspektywy. Na to nakłaniali mnie inni koledzy, mówiąc, że nie warto siedzieć w jednym klubie, tylko czasem trzeba poznać coś nowego. Orzeł Łódź był moim takim pierwszym domem, przyszła jednak pora iść dalej i zobaczyć, jak jest w innym miejscu. Dlatego zamienił Orła Łódź na PSŻ Poznań Czyli gdyby miał pan na stole porównywalne propozycje z Łodzi i Poznania, to zdecydowałby się pan na PSŻ?- Powiem inaczej. Nie miałem porównywalnych ofert, w Poznaniu dostałem dużo mniej niż to, co zaproponowałem w Łodzi. Poszedłem tam, bo wiedziałem, że będę mógł liczyć na pomoc innych ludzi. Później zadzwonił do mnie pan Artur i dał mi drugie tyle. Zapewnił mi silniki od pana Ryszarda Kowalskiego, busa i mechanika. Będę miał komfort, nie będę się o nic martwił.W okresie transferowym pański telefon był rozgrzany? Słyszałem, że działacze dzwonili, ale od telefonu do konkretów daleka droga.- To też prawda. Były kluby, które tylko dzwoniły zapytać i sprawdzić rynek, ale były też takie, które mówiły, że mnie potrzebują i na pewno się dogadamy. Taki telefon otrzymałem m.in. z Poznania. Może pan zapytać prezesa Kozaczyka, co odpowiedziałem, gdy zapytał mnie, czego oczekuję. Powiedziałem, żeby tylko przygotował mnie do sezonu, a ja będę robił swoje. Miałem przed oczami trenera Skórnickiego i Saszę Łoktajewa, którym bardzo dużo zawdzięczam. Cieszyłem się, że znowu mogę być z nimi w drużynie.Jedno spotkanie wystarczyło?- Nawet nie musieliśmy się spotykać, wszystko ustaliliśmy przez telefon. Byłem w klubie się pokazać, kiedy pojechałem podpisać kontrakt. Co ważne, chwilę później wsiadłem z wiceprezesem Banachem do samochodu i pojechaliśmy zamówić nowe silniki do pana Ryszarda Kowalskiego. Tak klub z Poznania jest zorganizowany. To są ludzie, którzy kochają żużel i oddają serce temu klubowi. Żużel jest ich pasją, nie robią niczego na siłę czy dla kogoś. To widać i czuć. Nie ma toksycznych zachowań. Są to szczerzy ludzie mówiący prosto z mostu, czego potrzebują i oczekują.Prezes Kozaczyk żartuje, że w poprzednim sezonie spuścił pan PSŻ do II ligi.- Do dzisiaj prezes się z tego śmieje, mówi, że ich spuściłem. Nawet jak hejterzy z Poznania się odzywają, to prezes zaznacza: "ale on nas spuścił z ligi" (śmiech). Tak się broni z podpisania kontraktu ze mną. Ja nie uważam, że jestem zawodnikiem, który sobie nie poradzi. Teraz będę bardziej kompletny, w następnym sezonie spróbuję to wykorzystać.Teraz może pan ten sam PSŻ utrzymać.- I taki mam cel. Tylko dwóch Polaków na pozycji U24 Poziom Speedway 2. Ekstraligi pana nie przeraża? - Jest wysoki, nawet bardzo wysoki. Jeśli jednak ktoś dokładnie prześledzi moje wyniki, to zauważy, że nawet w wyścigach nominowanych potrafiłem bardzo dobrze punktować. Nie było stabilizacji, bo wszystkie elementy nie były poskładane w całość. Nie zawsze wychodziło. Teraz powinienem być bardziej kompletnym zawodnikiem. Skompletowałem bardzo dobry team, będę miał bardzo dobrego trenera i bardzo dobry sprzęt. Wszystko zależy ode mnie. Na pozycji U24 w ostatnich latach wybił się Patryk Wojdyło.- To mój bardzo dobry kolega. Dużo z Patrykiem rozmawiam, mówił mi, co wpłynęło na jego rozwój. Chciałbym iść jego drogą. W tej chwili jest tylko dwóch Polaków na pozycji U24 - ja oraz Mateusz Świdnicki.Chce pan być czołowym zawodnikiem do lat 24 w całej lidze?- Szczerze? Nie patrzę na innych, tylko patrzę na siebie. Nie interesuje mnie, kto będzie miał dobry sezon. Po prostu ja chcę mieć jak najlepszy. Oczywiście, życzę wszystkiego dobrego pozostałym zawodnikom, ale dla mnie najważniejszy... jestem ja. Kiedyś pewien trener powiedział do mnie "musisz zdać sobie sprawę, kto jest dla ciebie najważniejszy - Ty sam".