Dariusz Ostafiński, Interia: Zaangażował się pan w powrót ligowego żużla do Krakowa, a ligi nie będzie. Krzysztof Cegielski, były żużlowiec, ekspert: Z tym angażem to bym podszedł trochę na dystansie. Jakiś czas temu już powiedziałem, że to się nie uda. Moja przepowiednia się sprawdziła. "Kraków nie ma basenu olimpijskiego". Cegielski wbija szpilkę Klątwa Cegielskiego. - No tak. Pamiętam, jak w pewnym momencie powiedziałem parę słów pod adresem prezydenta miasta Jacka Majchrowskiego i jak ten artykuł w Interii wstrząsnął ratuszem. I bardzo pan prezydent był oburzony. Wiceprezydent też. Panowie mówili, że nie mam racji. Natomiast fakty są takie, że na pięć dni przed startem ligi Speedway Kraków ogłosił, że nie pojedzie. - Czyli okazało się, że mam rację, jak mówię, że w Krakowie, drugim co do wielkości mieście w Polsce, posiadającym olbrzymie możliwości, poza infrastrukturą sportową, nie ma nic. Choć w Gorzowie już 25 lat temu pływałem w basenie olimpijskim, a w Krakowie, choć niedawno były igrzyska europejskie, takiego basenu nie ma. Więcej uwag jednak nie mam. Poza tą zasadniczą, że w Krakowie nie ma sportu zawodowego, a na poziomie Ekstraklasy jest tylko jeden klub. Chodzi o Cracovię? - Tak. I od razu wyjaśnię, że to, iż ta Cracovia jest na takim poziomie, to wyłącznie zasługa nieżyjącego już profesora Janusza Filipiaka. To była jego wielka miłość. Teraz klub prowadzi małżonka profesora. No i jest ta Cracovia, a z drugiej jest taka Wisła. Legenda, uwielbiana przez wszystkich, a gra w pierwszej lidze. A tam są takie tradycje i możliwości. Wisła to powinna być na poziomie Legii, walczyć o tytuły. Cegielski o kulisach działania prezesa Wandy Kraków Co do tego ma miasto? - Problem jest taki, że prezydent miasta nie cierpi sportu. Zarządzający miastem nie cierpią sportu jako takiego, nie cierpią sportu zawodowego. Nic nie robią. Nie mówię tu o bezpośrednim finansowaniu, ale o klimacie. Nie ma tego. Nie ma klimatu dla sponsorów, jak chodzi o ich zaangażowanie w sport, zachęcenie ich do tego. W mieście tłumaczą, że mają 150 klubów i każdy dostaje po równo, po 150 tysięcy, żeby nie było krzyku. - Ja to znam. Jakoś inne wielkie miasto sobie z tym radzą. Też mają 150 klubów i wszystko dobrze funkcjonuje. Sport zawodowy i dla dzieci. W Krakowie wiele mówi się o sporcie dla dzieci. Ja mam dzieci i nie widzę jakichś wielkich ulg dla nich. Za każde zajęcia płacę normalnie. Nie widzę tego wsparcia miasta, gdy chodzi o dzieci. A przecież one muszą mieć inspirację i zachętę, o której mówiliśmy. Miasto obiecało ponoć 330 tysięcy złotych na Speedway Kraków, ale z tego co słyszę, to na końcu się z tego wycofało. - Już kilka miesięcy temu zacząłem z dystansem patrzeć na to, co dzieje się w Krakowie. Potem, w pewnej chwili, wydawało mi się, że się pomylę, ale tak się nie stało. Skończyło się na pustych obietnicach polityków. Oni już wiele obiecywali poprzedniemu prezesowi Sadzikowskiemu. Nakręcali go, kazali mu podpisywać umowy, obiecując wielkie firmy i spółki skarbu państwa. A jak się to skończyło, to wszyscy wiemy (Wanda Kraków wycofała się z ligi z długami - dop. red.). Dlatego, jak te same osoby zaczęły teraz obiecywać gruszki na wierzbie, włącznie z prezydentem i wiceprezydentem, co kandyduje na prezydenta w najbliższych wyborach, to ja wiedziałem, że za tym nic nie pójdzie. Ja pytałem o konkrety, ale ich nie było. Nasłuchałem się o wielkich sponsorach, ale bez umów. To były jedynie plany. PZM został oszukany Teraz nie wyszło, ale może uda się za rok? - W tej konstrukcji, z tymi osobami, to się nie uda. Ma pan na myśli miasto, czy osoby zarządzające klubem? - Ja nawet nie wiem, czy te osoby, myślę o Mikołaju Frankiewiczu i Pawle Piskorzu, będą miały dalej ochotę walczyć o ten klub. Mam nadzieję, że tak i że za rok się uda. Szkoda, że nie teraz? - Szkoda. Ja prosiłem Irka Igielskiego, szefa żużla w związku o pomoc i jego mi najbardziej żal. On naciskał, robił wszystko w PZM, żeby czekali. Kilka tygodni temu spotkaliśmy się na Wandzie. Wspólnie zobaczyliśmy piękny stadion. I to trzeba miastu oddać. Tyle pieniędzy zainwestowali, budując żużlowy stadion, a potem nie zadbali o to, żeby na tym stadionie jeździła drużyna. 1 kwietnia odbędzie się turniej o Puchar Prezydenta Krakowa. - Mam nadzieję, że się odbędzie i że się uda. Ja wiem, jaka jest złość w PZM. Taka niewyrażona słowami. PZM został wystawiony do wiatru i w pewien sposób oszukany. Obiecywano rzeczy, których nikt nie był pewien. Kibice są niepocieszeni. Będzie to nieelegancko wyglądało, jak te same osoby, co obiecywały, teraz wyjdą i będą rozdawać ulotki promujące wiceprezydenta Kuliga na stadionie, gdzie miała być liga, ale jej nie będzie, bo miasto nie pomogło. Miał być mecz telewizyjny. - Wiem, bo miałem go skomentować. Wiele osób chciało przyjść na dobry żużel w Krakowie. Teraz wiemy, że tego nie będzie. Unia Tarnów też ma duży problem Ustaliłem, że klub liczył na budżet 1,8 miliona złotych, ale zebrał 1,1 miliona złotych. - Nie wiem. Jak mówiłem, wcześniej podjąłem decyzję, żeby się nie angażować, więc nie wiem, ile finalnie środków zebrał klub i ile brakowało. Rozumiem jednak, że ludzie odpowiedzialni za klub nie zdecydowali się na start w sytuacji, gdy mieli wyłącznie obietnice. Unia Tarnów też nie ma dwóch milionów, może więcej, ale jedzie. - Unia ma duży problem i szkoda, że tak się stało. To jednak kolejny problem. Jaki? - To efekt nagonki na spółki skarbu państwa. Grupa Azoty była na przestrzeni ostatnich lat w różnych trudnych sytuacjach, prezesi często planowali wycofać się z żużla, ale lokalne przywiązanie zwyciężało. Unia, to był taki klub zakładowy. Ulica dzieli Grupę i Unię. Te dwa podmioty są sąsiadami. Rozumiem problemy Grupy, ale długo miałem nadzieję, że się nie wycofa, że będzie jak już nie raz było. Atak na spółki skarbu państwa zaszkodził żużlowi Władysław Komarnicki straszył, że stanie na głowie, żeby zabrać spółki skarbu państwa Motorowi Lublin. - Żałuję, że tak się stało. Przestrzegałem lata temu, że nagonka na spółki przyniesie taki efekt. Te spółki są wrażliwe. Prezesi siedzą, rozmawiają z prezesami innych takich spółek, ze swoimi asystentami i jak widzą, że w jakiejś dyscyplinie jest za dużo zamieszania, to się wycofują. Wybierają kulturę, muzykę, a ze sportu siatkę lub piłkę, bo tam spokojniej. Teraz spółki masowo wychodzą z żużla. Enea, Tauron i Grupa Azoty osierociły w sumie sześć klubów. - I jakby było tak, jak mówili ci, co krytykowali spółki za wsparcie klubów, że ta kasa pójdzie do centrali, a ona rozdzieli pieniądze, jak w komunie, wszystkim po równo, to bym nie marudził, to bym się pogodził. Jednak to tak nie jest. Spółki wyszły i ich nie ma. I to stało się przez zazdrość jednych, że inni mają. A Motor dalej ma spółki. Szkoda, że niektórym, zanim zabrali głos, nie przyszło do głowy, że dziś ma Motor, a jutro mogą mieć inni. Szkoda, bo spółki dopiero co zaczęły wchodzić do żużla, a już z niego uciekają.