"Wiosna, panie sierżancie" - tym tytułem starej i dobrej polskiej komedii można przywitać zbliżającą się wielkimi krokami wiosnę polskiego żużla. Na pierwsze treningi rycerze "czarnego sportu" wyszli we Włoszech, Francji i Niemczech, ale często były one odwoływane. Wreszcie ruszyły konie (mechaniczne) po betonie w Rzeszowie - odbyły się tam pierwsze treningi, pierwsze jazdy sezonu 2024. Dobrze, bo tęsknota za speedwayem była (i jest) doprawdy wielka. Trwoga zagląda do oczu kibiców Unii W odległym od Rzeszowa rzut beretem Tarnowie duże zaniepokojenie: czy tamtejsze Azoty - będące częścią wielkiej państwowej korporacji o tej samej nazwie - odejdą czy nie odejdą od sponsorowania żużla. Bo ponoć mają... Trwoga zagląda do oczu kibiców Unii - klubu, który kilkukrotnie zawojowywał żużlową Rzeczpospolitą. I tu jest szerszy problem sponsoringu żużla przez państwo polskie. Na razie słyszymy szereg niepokojących sygnałów, ale póki co, generalnie, nic tak bardzo złego się nie dzieje. Rzecz w tym, że jak to w sztuce teatralnej strzelba powieszona na ścianie w końcu musi wystrzelić. Czy zabije żużel? Nie. Czy zrani? Może. I to nawet ciężko. Chcą dzielić po równo państwowe pieniądze. Czarnecki: To utopia! Niektórzy roją, że te wszystkie pieniądze przeznaczane na "czarny sport" będą złożone na jedną kupkę i w miarę równo podzielone. Nadzieja umiera ostatnia, a ja nikomu tejże nadziei odbierać nie chcę, ale to absurd, typowe "wishful thinking", czyli "myślenie życzeniowe". To doprawdy, powiadam Wam, utopia i nie łudźmy się, że ktoś taki scenariusz nawet rozważa - nie mówiąc już o realizacji... Trzeba po prostu tworzyć silną presję, aby władze państwowe nie zrobiły naszej dyscyplinie sportu takiego harakiri. Tylko tyle. I aż tyle jednocześnie.