Partner merytoryczny: Eleven Sports

Polski gwiazdor odetchnął z ulgą. Skończył się największy koszmar

Szymon Woźniak zakończył starty w cyklu Grand Prix na 13. miejscu. Za plecami Polaka znalazł się tylko Jan Kvech, spośród zawodników którzy odjechali wszystkie turnieje. Dla byłego mistrza Polski była to droga przez mękę. Choć eksperci mówili o najniższym poziomie cyklu od lat, Woźniak zderzył się ze ścianą. Na lepszy wynik nie wpłynęła nawet współpraca z czterokrotnym mistrzem świata Gregiem Hancockiem. Na domiar złego, kontrakt 31-latka w ebut.pl Stali Gorzów wisi na włosku.

Szymon Woźniak konsultuje się z Gregiem Hancockiem
Szymon Woźniak konsultuje się z Gregiem Hancockiem/Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski

 To trudny rok dla Szymona Woźniaka. Sprawdziły się przewidywania odnośnie tego, że w Grand Prix zderzy się ze ścianą. Ponadto postawa w cyklu miała wpływ także na rezultat w PGE Ekstralidze. Tak źle nie było od lat.

Było dobrze, ale do pewnego momentu

Jeszcze dwanaście miesięcy temu podkreślaliśmy postępy Woźniaka. Polak z roku na rok stawał się coraz lepszy. Według obserwatorów 2023 rok był jego szczytem możliwości. Więcej nie powinniśmy oczekiwać. W tym sezonie jednak znacznie obniżył loty, choć mimo wszystko pierwszą część zaliczano do w miarę udanych. 

Najlepsze turnieje odnotował na PGE Narodowym w Warszawie i w Gorzowie Wielkopolskim. W obu rundach zakończył zmagania na półfinale. W pewnym momencie było jednak coraz gorzej.

Real Betis - Getafe. Skrót meczu. WIDEO (Eleven Sports)/Eleven Sports/Eleven Sports

Fatalny okres gwiazdy, kontrakt wisi na włosku

Druga część zmagań była drogą przez mękę, bo aż trzykrotnie był najgorszym zawodnikiem turnieju. W sumie uzyskał 58 punktów i zajął 13. miejsce. Za jego plecami znalazły się takie nazwiska jak Tai Woffinden czy Jason Doyle, ale żaden z nich nie odjechał tyle samo zawodów. W zasadzie pokonał tylko Jana Kvecha, będącego na 15. pozycji.

Rozdział Grand Prix wydaje się w karierze Woźniaka zakończony. Przynajmniej na jakiś czas. Na dziką kartę nie ma co liczyć, a w eliminacjach odpadł już na samym początku. W przyszłym roku najpewniej znów skupi się w stu procentach na rozgrywkach ligowych. Nie wiadomo jeszcze w jakim klubie, bo choć w Gorzowie ma ważną umowę na 2025, to w tym momencie wisi ona na włosku.

Transfer polskiego klubu, co to oznacza?

Z naszych informacji wynika, że Stal porozumiała się z Andrzejem Lebiediewiem. Łotysz nie dość, że jest tańszy od reprezentanta Polski, ściga się na podobnym poziomie. Cały czas jednak możliwy jest zwrot akcji. Woźniak nawet publicznie przyznawał, że nie został poinformowany o odejściu i ma zapewnienie od zarządu o pozostaniu w klubie.

Kością niezgody są po prostu zarobki, które mają sięgać 1,2 miliona złotych za podpis i 12 tysięcy za punkt. Być może obie strony pójdą na kompromis i w zamian za miejsce w składzie obniżą te wartości. Wówczas pożegnano by Oskara Fajfera, w którego miejsce wskoczyłby Lebiediew. Dzięki temu klub uzdrowiłby nieco kwestie finansowe, wzmacniając tym samym sportowo swój zespół. 

Szymon Woźniak i Greg Hancock/Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
Greg Hancock i Szymon Woźniak wpatrzeni w monitor/Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
Szymon Woźniak podczas Grand Prix Chorwacji/Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem