Zwycięstwo 48:42 i miano najlepszej drużyny kraju. Porażka z tej pozycji w dwumeczu z Unią Leszno brzmi jak mission impossible dla spartan. Niemniej, pewność siebie może być zgubna. Tym bardziej, że leszczynianie uwielbiają ścigać się na torze we Wrocławiu. Jeśli dodamy do tego, że mają dziury w składzie w postaci niepewnej dyspozycji Piotra Pawlickiego, Macieja Janowskiego oraz Taia Woffindena, jakaś szansa dla Unii się tli. - Na pewno do rewanżu podejdziemy z większym oddechem, mając na uwadze zwycięstwo w Lesznie. Trzeba jednak pamiętać, że jest to faza play-off, gdzie trzeba mieć się na baczności. Rewanż odjedziemy na własnym torze, więc to daje nam pewien komfort, ale musimy podejść ze spokojem do tego starcia - powiedział Bartłomiej Kowalski. Tor w ćwierćfinale był inny niż w rundzie zasadniczej W rundzie zasadniczej leszczynianie zwyciężyli z Betard Spartą Wrocław. Nawierzchnia była jednak inna, niż ta, którą zawodnicy zastali na ćwierćfinale, a ponadto szeregi Sparty zasilił wracający po kontuzji Piotr Pawlicki. Czuje się tam, jak ryba w wodzie Bartłomiej Kowalski czuje się w Lesznie, jak ryba w wodzie. W ćwierćfinale zdobył 6 punktów w trzech startach i to nie był jego pierwszy tak udany mecz na stadionie im. Alfreda Smoczyka. - Mieliśmy pewne obawy, bo leszczyńska drużyna na domowym torze jest bardzo mocna. Mają waleczny i zgrany zespół, więc nie było nam łatwo. Nie przyjechaliśmy tutaj pewni swego. Od kiedy pierwszy raz do Leszna przyjechałem na zawody młodzieżowe, to czułem się dobrze na tym torze. Lubię się tam ścigać, bo jest multum ścieżek. Mając odpowiednią prędkość można naprawdę wiele punktów uzbierać. Nie jest jednak łatwo dopasować się do nawierzchni - zakończył Bartłomiej Kowalski.