Dariusz Ostafiński, Interia: Pan pewnie w szampańskim nastroju? Kamery uchwyciły pana radość po wygranym, półfinałowym meczu Apatora z Motorem. Adam Krużyński, członek rady nadzorczej Apatora Toruń: Radość była, bo nie spodziewaliśmy się wygranej różnicą aż 12 punktów. Liczyliśmy na zwycięstwo, ale niższe. Cztery, sześć punktów więcej, to wydawało nam się realne. I sądziliśmy, że jeśli tak się uda, to będzie to bardzo dobry wynik. Mecz ułożył nam się jednak nieprawdopodobnie. Apator może wyrzucić Motor z finału: To nie będzie spacerek A jakie macie odczucia przed meczem rewanżowym w Lublinie. Uda się to obronić? - Na pewno wierzymy, że się uda. Spacer to jednak nie będzie. Determinacja Motoru będzie gigantyczny. Zakładam, że będziemy bronić tego wyniku i robić wszystko, żeby jak najdłużej ten rezultat był na styku. Wiem jedno, to nie będzie łatwy wieczór dla mentalu. Jednych i drugich. Oby tylko nie wyszły z tego jakieś niepotrzebne spięcia. Eksperci lubią mówić, że w takich meczach jest duże ryzyko połamania kości. - Myślę, że nikt nie będzie chciał robić niczego za wszelką cenę, jakby jutra nie było. To nie będzie koniec sezonu, bo potem jedna z drużyn pojedzie o złoto, a druga o brąz. Dlatego sądzę, że nikt nie odpuści, ale rywalizacja będzie się toczyć w ramach rozsądku. Tylko że mecz o brąz może być sukcesem dla Apatora, a nie dla Motoru, któremu marzy się mistrzowski hat-trick. - Pewnie, jakbyśmy spojrzeli na nasz zespół sprzed kilku kolejek, to powiedzielibyśmy, że brąz jest ok., ale proszę pamiętać, że rok temu wypuściliśmy szansę z rąk we Wrocławiu, choć oni mieli problemy, a teraz jesteśmy w innym miejscu i bardzo chcemy to nadrobić. Los nas doświadcza, ale wszystko w naszych rękach. Nie jedziemy do Lublina, żeby nas zbito. Przedpełski zdruzgotany wynikiem Mówi pan, że los was doświadczył. Proszę szerzej. - Mamy problemy zdrowotne. Z Lampartem i Rowe. Jakby można było skorzystać z całego zespołu i wszyscy byliby w optymalnej dyspozycji, to byłbym spokojniejszy i samopoczucie miałbym lepsze. Jednak tak w życiu bywa, więc bez względu na wszystko musimy być gotowi na to, by zmierzyć się z Motorem. To będzie mega-trudne wyzwanie. Teoria mówi, że jak macie trzech liderów, to powinni zrobić 30 punktów. Do awansu potrzebujecie 40, więc wszystko zależy od tego, czy czwarty senior, zawodnik U24 i juniorzy uzbierają te 10 punktów. - Zakładam, że nasi liderzy pojadą na bardzo wysokim poziomie. Natomiast każdy punkt juniora i Nicolaia Heiselberga będzie niespodzianką. Jak coś dołożą, to będzie górka. Z drugiej strony nikogo nie spisywałbym na straty, bo to tylko sport. Wystarczy, że ktoś złapie ustawienie, trafi na swój moment, wygra jeden, drugi start i będziemy się martwić, jak to dobrze wykorzystać. Zasadniczo nadzieja w całej drużynie Apatora. Ważne będzie to, jak pojedzie Przedpełski. Słyszałem, że od ostatniego meczu już na silniku Briana Kargera. - Rok temu Paweł pojechał w Lublinie nieźle. I tak, w ostatnim meczu pojechał na Kargerze. Ta zmiana przyszła trochę za późno. Miałby inny, lepszy sezon, jakby wcześniej zmienił tunera. Szkoda, że tak się złożyło. Najważniejsze, że doszedł do momentu, w którym musiał sobie powiedzieć, co dalej. Po ćwierćfinale w Gorzowie on był całkowicie zdruzgotany swoim wynikiem. Pomimo awansu do półfinału nie cieszył się. Dlatego postanowił zaryzykować, nie czekać dłużej i spróbować tej zmiany. Dlaczego Apatora nie ma w stajni Kowalskiego Gdyby przesiadł się wcześniej, to być może nie musiałby odchodzić po sezonie z Apatora. - To jest trochę takie gdybanie. Pewnie, że jakby miał dobry sezon, to nigdzie by się nie wybierał, ani klub by tego nie chciał. Sport składa się jednak z takich drobnych elementów i decyzji podjętych w różnych momentach. Rozstajemy się z Pawłem w dobrych relacjach, a jak on będzie chciał wrócić do Ekstraligi, to liczę, że Apator będzie jego pierwszym wyborem. Ktoś mi zwrócił uwagę, że już żaden z waszych najważniejszych zawodników nie korzysta z silników Ryszarda Kowalskiego. - Żaden z seniorów, ale mamy dwóch juniorów. Poza tym to zupełny przypadek. Dwa lata temu zawodników w stajni RK było więcej, jeszcze Patryk Dudek tam był, ale to sami żużlowcy decydują o tym, na jakim sprzęcie czują się najlepiej. Ale przecież kiedyś Apator to była kuźnia dla silników RK Racing. - No i dalej mamy dobre relacje, tu się nic nie zmieniło. Nie szukałbym wielkiej sensacji w tym, że teraz jest inaczej. W biznesie tak to już jest, że różne marki raz mają lepsze, a raz gorsze czasy. U tunerów też kiedyś był czas Johnsa, który dominował długo, a potem zniknął na wiele lat. Teraz wrócił i z Kowalskim będzie tak samo. Ja bym na miejscu zawodników nie palił za sobą mostów. Mówi ile zarabiają największe gwiazdy żużla Z jednej strony mamy walkę o medale, z drugiej kręci się transferowa karuzela i pojawiają się doniesienia o kontraktach na 4, 5 milionów złotych. - Ja takich kontraktów nie widzę. Myślę, że zarobki tych dobrych zawodników, którzy zdobywają około 200 punktów, wynoszą około 3 milionów złotych. Jest też wąska grupa, a tu mówię o kilku nazwiskach, że mają ciut więcej. Dla mnie 5 milionów brzmi abstrakcyjnie. To nie jest realne. Mówi się jednak, że Madsen zgarnie za rok w Falubazie nawet 4,5 miliona, a Doyle we Włókniarzu podniesie nawet i 5. - Myślę, że jak oni obaj pojadą dobrze, to nie zgarną więcej niż 3,5 miliona złotych. Wasz przykład pokazuje, że nie trzeba mieć składu naszpikowanego gwiazdami, żeby rzucić wyzwanie Motorowi. - Jak chodzi o nazwiska, to mamy skład porównywalny do Motoru, ale mamy też kłopoty. Naszą bolączką jest druga linia. Mam na myśli Wiktora Lamparta na U24 i Pawła Przedpełskiego w formie sprzed ostatniego meczu. Jakby oni jednak byli w normalnej dyspozycji, to między nami i Motorem nie byłoby wielkiej różnicy. Dlaczego Apator cieszył się mimo przegranej Apator rodził się w tym sezonie w bólach. Miał pan chwile zwątpienia? - Jak się jest długo w sporcie, to nie ma zwątpienia. Są chwile z porażką przeplatane sukcesami. Ja byłem przekonany, że my się w tym półfinale znajdziemy. Nie da się niczego zbudować w miesiąc, potrzeba przynajmniej kilku. Potem jest jednak taki weekend, jak ten ostatni, gdzie udało nam się zaskoczyć faworyta. W ogóle to dziwna jest ta wasza historia. W ćwierćfinale przegraliście dwa mecze i weszliście, jako lucky loser. Przyznam, że dziwnie wyglądała ta wasza radość po porażce. - Widok był nierzeczywisty, ale dla nas normalny, bo my już trzeci rok jesteśmy lucky loserem i znamy smak zwycięstwa przez porażkę. Wolelibyśmy awansować w innych okolicznościach, ale nie będziemy marudzić, że w Grudziądzu zdarzyło się coś, co nam pomogło. Będą dwie zmiany w składzie Apatora na 2025 Zatrudnienie menadżera Piotra Barona okazało się strzałem w dziesiątkę? - Patrząc na to, jak funkcjonuje drużyna, to tak. Na zapleczu jest wciąż praca do wykonania, ale Piotr potrzebuje wsparcia, poszerzenia sztabu. Wtedy przyjdą sukcesy związane ze szkoleniem juniorów i zapleczem w Ekstralidze U24. Na to potrzeba czasu. Jeśli jednak popatrzę na to, jak Piotr poukładał pierwszy zespół, jakie są jego relacje z zawodnikami, jaka jest atmosfera, to jestem optymistą. Ja jestem na każdym meczu i widzę różnicę między tym, co jest, a tym co było. Ile będzie zmian w składzie Apatora na 2025? - Myślę, że już wszystko zostało o tym powiedziane i napisane. Na pewno będą dwie zmiany w seniorskim zestawieniu, a zobaczymy jeszcze, co się wydarzy, jak chodzi o kwestie juniorskie. Chcemy jednak stawiać na swoich i jak wejdzie przepis o zagranicznym juniorze, to liczę na to, że będziemy dysponować polską formacją młodzieżową. A jeśli Ekstraliga wprowadzi system motywacyjny i będzie płacić za starty krajowych juniorów, to liczę, że będziemy z tego czerpać korzyści. Zresztą na rynku juniorskim nie ma wielu możliwości. Nas nie stać na Ratajczaka. Wolimy te pieniądze, które mielibyśmy wydać na niego, przeznaczyć na szkolenie. Problem w tym, że macie kilku dobrze zapowiadających się juniorów, z których co najmniej dwóch walczy ze strachem. - To przypadłość całego żużla. Klasę zawodnika poznajesz po tym, jak wraca po kontuzjach. Często pierwsza groźna kończy karierę. Często te powroty, to są traumatyczne historie. Często zawodnicy nie potrafią wygrać ze strachem. Rozum podpowiada, by skręcać gaz, czy jak to mówimy w żużlu "klapować". Często zawodnik wracający potrzebuje roku, a nawet dwóch, by wyjść na prostą, dlatego nie tracę nadziei, jak chodzi o naszych juniorów.