Sebastian Zwiewka, INTERIA: Niedawno pańska prezesura została przedłużona o kolejne trzy lata. Ile czasu daje pan sobie na awans do PGE Ekstraligi? Inne kluby ze Wschodu, czyli Motor i Wilki zrobiły to bardzo szybko. Michał Drymajło, prezes Texom Stali Rzeszów: - Na pewno nie będziemy się do nikogo porównywać, będziemy patrzeć tylko i wyłącznie na siebie. To jest sport i tylko sport. Nie chcę składać deklaracji, kiedy awansujemy. Na horyzoncie widzimy PGE Ekstraligę i do niej będziemy dążyć, ale najpierw musimy spełnić kilka priorytetów, by skutecznie walczyć o utrzymanie. Pierwszy - sponsorski, a drugi - kibicowski, czyli trzeba uzbierać odpowiedni budżet i zapełnić kibicami nasz stadion. Trzecim priorytetem jest drużyna, ona już się tworzy i będzie się kształtować przez najbliższe lata. Są jednak jeszcze inne ważne priorytety, jak np. szkółka. Mogą zmienić się przepisy i być może w zespole będzie musiał startować wychowanek. Musimy nadrabiać zaniedbania poprzedników, nie było przecież żużla w Rzeszowie. Teraz musieliśmy przeprowadzić transfery juniorów ze względu na to, że wcześniej nie prowadzono szkolenia. Jeśli to wszystko nam zagra, to dopiero będziemy myśleć o awansie. Czy szóste miejsce w Speedway 2. Ekstralidze w 2024 roku wziąłby pan w ciemno? - W każdym meczu będziemy jechać z myślą, że chcemy wygrać. Zakładanie z góry szóstego miejsca na pewno mnie nie satysfakcjonuje. Byłoby dobre, ale jak jest szansa na coś więcej, to pojedziemy o wyższą lokatę. Nie chcę brać w ciemno takiego miejsca, powalczymy o lepszy wynik. Nie mówię o finale, czy o awansie, ale dostarczmy kibicom jak najwięcej spotkań. Niech ten sezon będzie w Rzeszowie prawdziwym świętem. Michał Drymajło opowiada o rozmowach z Nickim Pedersenem Kiedy uwierzył pan, że transfer Nickiego Pedersena jest realny? - Prawda jest taka, że byłem w Stanach Zjednoczonych, gdy podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu negocjacji z Duńczykiem. Najśmieszniejsze jest to, że wszyscy mówili, że rozmawiamy z Nickim a wtedy jeszcze nie było u nas takiego tematu. Zadzwoniłem do Pawła (Piskorza - dop. red.) z informacją, że przychylam się do tego, co wcześniej mi powiedział. Pedersen był jego pomysłem, tłumaczył, że mamy fajną i wyrównaną drużynę, lecz brakuje w niej jednego wyraźnego lidera, który w newralgicznych momentach pociągnie zespół do przodu. Co było dalej? - Wspólnie postanowiliśmy spróbować z nim porozmawiać, bo kwoty podawane w mediach czasami nie są zgodne z rzeczywistością. Tak też było w tym przypadku. Paweł relacjonował mi, że jak Nicki odebrał telefon, to bardzo się ucieszył, bo lubi Rzeszów, ma tutaj kibiców i liczne grono potencjalnych sponsorów, którzy mogą go wspierać. Przyleciał do nas. Jeśli chodzi o kontrakt, to bardzo szybko wszystko dogadaliśmy. Na stole leżały trzy oferty, wybrał jedną, chwilę się zastanowił i powiedział słynne zdanie. Na razie nie chcę mówić o szczegółach, zrobię to po sezonie. Ja mam podobne zdanie, które miejsce zajmiemy. Podobnie uważa również Marcin Nowak. Transfer był dopięty przed finałem czy po? - Po finale.Ale Pedersen trochę zepsuł niespodziankę. Na Instagramie pisał, że leci do Polski podpisać kontrakt, a to wszystko zbiegło się z konferencją prasową Stali. - Tylko że konferencja miała mieć zupełnie inny przebieg. Chodziło o to, że chcieliśmy przywieźć puchar do prezydenta, który nie mógł celebrować z nami sukcesu, bo był w delegacji służbowej. Prezydent bardzo nas wspiera w prowadzeniu klubu, więc jest współautorem awansu. Finał II ligi mieliśmy w sobotę, Nicki przyleciał do Rzeszowa w poniedziałek, przegadaliśmy wszystkie tematy, podaliśmy sobie ręce i dopiero wtedy troszkę zmodyfikowaliśmy temat konferencji. Do Ratusza przewieźliśmy puchar i ogłosiliśmy pozyskanie trzykrotnego mistrza świata. Z pewnością rozmawiał pan z Nickim nie tylko o cyferkach na kontrakcie, ale również o stanie jego zdrowia. Wiemy, jak w poprzednim sezonie wyglądała jego jazda w meczach wyjazdowych, a mówi się, że w Speedway 2. Ekstralidze tory mogą być trudniejsze. - W poniedziałek dogadaliśmy kontrakt, ale warunkiem podpisania umowy było przejście testów medycznych. Nicki takie testy przeszedł w poniedziałek, czyli przed wtorkową konferencją. Musieliśmy mieć pewność, że podpisujemy umowę ze zdrowym zawodnikiem. Wydajemy pieniądze sponsorów, głównego sponsora - firmy Texom i miejskie. Naprawdę nie dysponujemy gigantycznymi środkami, tylko proponujemy zawodnikom realne pieniądze. Przestrzelenie kontraktu byłoby katastrofą. Musieliśmy się dobrze przygotować. Uważam, że zrobiliśmy dobry deal. Wschodząca potęga ogłosi ważną decyzję. Te słowa mówią wszystkoMówiło się, że Pedersena na zapleczu PGE Ekstraligi chciałby mieć prawie każdy, ale jest drogi. - Kwoty podawane w mediach były nieprawdziwe, dużo mniejsza kwota widnieje na kontrakcie niż to, co pisała prasa i portale internetowe. Mimo to, dla Stali są to duże pieniądze. Ten kontrakt w 100 proc. opłaca klub czy są jeszcze jakieś umowy sponsorskie? Wymieniano choćby byłą prezes Stali, Martę Półtorak. - Pani Marta miała wielki wpływ na historię rzeszowskiego żużla, prowadziła klub przez 10 lat. Mam za to do niej wielki szacunek. Jednak odkąd ja jestem przy żużlu, to w klubie jej nie było. Zapraszałem ją na mecze. Jak dobrze pamiętam, to pojawiła się chyba na dwóch. Obecnie nie ma wpływu na bieżące zarządzanie Stalą, nie jest też sponsorem. Nie chcę, aby ktoś przypisywał sobie zasługi sprowadzenia Nickiego. Po prostu Paweł do niego zadzwonił i dogadaliśmy co do finansów. Wszystko płacimy z budżetu klubowego. Ten transfer jest zasługą negocjacji menedżera. Nasi obecni sponsorzy składają się na kontrakt Duńczyka. Texom Stal Rzeszów to nie tylko Nicki Pedersen? Słychać opinie, że na wyjazdach w Stali pojedzie Pedersen, za nim będzie Nowak, a reszta sobie nie poradzi. Krystian Pieszczek, Jacob Thorssell i Peter Kildemand zeszli do II ligi, bo kluby za bardzo się nimi nie interesowały. - Widzę, jak ci chłopcy pracują na co dzień. Nazwiska, które pan wymienił, jeszcze nieraz zaskoczą i ludzie przetrą sobie oczy ze zdziwienia. To samo mogę powiedzieć o Wiktorze Rafalskim, Jakubie Poczcie, czy nawet o Mateuszu Świdnickim. Zapytam o mecz finałowy II ligi (aktualnie Krajowej Ligi Żużlowej). Jedynym minusem było to, że na drugi dzień musiał pan wyciągnąć z szafy inną marynarkę? - Powiem tak - jak będzie potrzeba, to mam jeszcze kilka do spalenia. Przy takim sukcesie nie była to strata, tylko przyjemność. W Rzeszowie jest tradycja, że marynarki pali kierownik startu, pan Stanisław. Prezes Stali Rzeszów mówi o kasie i planach na następne lata Budżet Stali w sezonie 2024 wyniesie 10 milionów? - Nie, to nieprawda. Ludzie czasami bardzo mylą pewne rzeczy. Budżet jest bilansem wpływów i rozchodów. Ja w tej chwili mogę przeliczyć, jakie będę miał rozchody. Nie mogę przewidzieć, ilu będę miał kibiców na meczu, bo jest to uzależnione od frekwencji, a frekwencja uzależniona jest od wyniku drużyny. To prosta sprawa. Mamy podpisane umowy ze sponsorami w taki sposób, że jak zespół będzie jechać lepiej, to wtedy do klubu wpłynie więcej środków. Oczywiście, jednocześnie będą też rosły wydatki. Kiedy słyszę, jak ktoś mówi, że jest faworytem rozgrywek z budżetem w wysokości 6 milionów, to mówię, że chyba ma inny kalkulator niż ja. Z taką kasą to bliżej walki o utrzymanie. - Za pięć czy sześć milionów to można się nie utrzymać w Speedway 2. Ekstralidze. W jaki sposób chce pan zapełnić trybuny? - Dla mnie najważniejsze jest to, aby zrobić jak najwięcej eventów, meczów żużlowych. Optymalnie by było pojechać wszystkie, ale nie wiem, czy sportowo dojedziemy do finału. Żużel jako entertainment nie konkuruje tylko z piłką nożną czy innym sportem, tylko z normalnymi rozrywkami, takimi jak kino, wyjście na piwo na miasto. Musimy przekonać ludzi, czyli przygotować event, wprowadzić strefę dla dzieci, strefy rodzinne. Musimy dużo pozmieniać. Mam doświadczenie ze Stanów, bo obserwowałem, jak to odbywa się przy meczach NBA. Trzeba w Polsce trochę zmienić myślenie, to musi być sport rodzinny, lifestylowy. Sporty fanatyczne powoli będą wygaszane, teraz wszystko idzie bardziej w stronę pikniku. Polak poleciał do Ameryki. Niesamowite, kogo tam spotkałZwłaszcza że mecz żużlowy to tylko 15 wyścigów, a trwa dwie, czasem nawet trzy godziny. - A proszę zwrócić uwagę na to, że 15 wyścigów to 15 minut. My musimy zapewnić ludziom rozrywkę na około trzy godziny. Przyjdą przecież wcześniej, nie mogą się nudzić podczas przerw. Pracujemy nad wieloma aspektami. Strefa dziecięca musi kojarzyć się ze sportem lifestylowym. Dążymy do tego, by kibice kibicowali nam, a nie przeciwko jakiemuś zespołowi. Prowadzę z nimi dialog, wszystko im tłumaczę. W 2021 roku powiedział pan w wywiadzie dla portalu PoBandzie: "Rzeszów to nie Gorzów, ale w ciągu sezonu czy dwóch można tu przywrócić normalność". I chyba to się udało. Coraz więcej osób mówi, że Stal jest już poukładanym klubem. Speedway 2. Ekstraliga będzie prawdziwym testem? - To już liga w pełni profesjonalna. Mamy terminarz narzucony z góry, możemy sobie wiele rzeczy zaplanować. Musimy jednak wiedzieć, w którym miejscu jesteśmy i do którego dążymy. Reszta to jest droga, a taką drogę trzeba przejść krok po kroku. Najzwyczajniej w świecie trzeba wiedzieć, do czego się dąży i po prostu należy realizować cele. Pamiętajmy tylko, że muszą być realne. Sport to nie jest biznes, tylko zarządzanie projektem. Ja wywodzę się z zarządzania projektami, dlatego tak to traktuję i widzę, jakie mam cele długoterminowe. Na spotkaniu z Radą Nadzorczą muszę je sprecyzować, najbliższe spotkanie odbędzie się w pierwszym kwartale tego roku. Muszę wiedzieć, jaki zbudujemy budżet. Rozmawiając ze sponsorami, prowadzę rozmowy również pod kątem 2025 roku. Musimy planować budżet długofalowo, żeby klub istniał przez lata, a nie tylko przez chwilę. Na początku pańskiej prezesury ciężej rozmawiało się ze sponsorami? Nie jest tajemnicą, że kilku pana poprzedników nie stanęło na wysokości zadania. - Mnie od poprzednich prezesów odróżnia to, że jestem jednym z głównych sponsorów klubu. Na pytania "a ile Ty dajesz?" z mojej strony pada taka odpowiedzieć, że ludzie się dziwią. Nie jestem tylko prezesem, lecz jeśli zliczymy wszystkie moje firmy, to po firmie Texom, jestem na drugim miejscu. Są sponsorzy, którzy interesują się żużlem, ale też są tacy, którzy dają kasę, tzn. przekazują środki na reklamę, ale nie do końca interesuje ich ten sport. Wielu pamięta czasy moich poprzedników, którzy zrobili Stali złą opinię. Ludzie są ostrożni. Każdy chce ogrzewać się w blasku sukcesu, a nikt nie chce wziąć na klatę porażki. Firma, która sponsorowała klub w złych czasach, była symbolem tych złych czasów. Nie dziwię się, że ktoś jest uważny. Systematyczna praca przynosi efekty. W tym roku będziemy mieć więcej sponsorów niż w poprzednim, a w 2025 więcej niż w 2024. To naturalna kolej rzeczy. Mam następującą zasadę ze Stanów: Spokojnie, step by step. Pan też ma długą historię, jeśli chodzi o żużlowy sponsoring. - Początek to bodajże rok 2009 lub 2010. Sponsorowałem indywidualnie zawodników, zaczęło się od zawodników lokalnych, później przez Jacka Trojanowskiego nawiązałem współpracę z Tai'em Woffindenem. Są też inni, m.in. Daniel Bewley, Patrick Hansen, Tobiasz Musielak, wcześniej byli to Adam Strzelec oraz Łukasz Kret. Nie współpracuję tylko z dużymi nazwiskami, bo cieszy mnie każdy punkt zdobyty przez chłopaka, któremu mogę pomóc w karierze. Wiem, jakim szczęściem jest dla nich progres. Ciężko pogodzić tyle obowiązków? Biznesy, klub, a jeszcze jest coś takiego, jak życie prywatne. - W firmie mam wspaniałych współpracowników, którzy na bieżąco ogarniają wszystkie tematy. W żużlu czasami jest ciężko, zawsze brakuje rąk do pracy. Zdarza się tak, że w krótkim czasie trzeba wykonać dużo rzeczy, a później przez tydzień czy dwa nic się nie dzieje. Traktuję to jako projekt zamknięty czasowo. Namówiono mnie, żebym przez najbliższe trzy lata nadal pełnił funkcję prezesa, ale myślę, że są to ostatnie trzy lata mojej prezesury, bo mam jeszcze inne plany zawodowo-życiowe. I na koniec naszej rozmowy zmartwił pan rzeszowskich kibiców. - Mam nadzieję, że wyklaruje się osoba, która to przejmie. Za trzy lata będę chciał zostawić klub bardzo dobrze poukładany, ma to być bardzo dobrze naoliwiona maszyna. Wdrażamy w życie pewne procesy, żeby przejawiały się w normalność. Proszę zobaczyć na moje firmy. Ze względu na żużel, w niektórych nie ma mnie przez miesiąc, dwa, trzy, a one funkcjonują i zarabiają pieniądze. Chciałbym doprowadzić Stal do takiego stanu. Długa droga przede mną, jednak zrobię wszystko, aby następca miał klub z aspiracjami.