Szymon Makowski, Interia: Dziś mija 20 lat od tragicznej śmierci Rafała Kurmańskiego. Nadal zadaje pan sobie pytanie, dlaczego to się stało? Jacek Frątczak, były menadżer klubu z Zielonej Góry: Czas leczy rany, więc nauczyliśmy się już z tym żyć. Myślę, że całe środowisko łącznie z kibicami zadawało sobie pytanie "dlaczego?". Nie znaleźliśmy odpowiedzi. Życie potoczyło się dalej, rana się zabliźniła, bo żal wielki. Nie chodzi tylko o zawodnika, ale przede wszystkim o człowieka, którego się najnormalniej w świecie znało. To była dla nas najtrudniejsza sytuacja w życiu sportowym i zawodowym. Miarą tej osobowości jest legenda, jaka wokół niego urosła. Jeżeli cokolwiek ma nas pocieszać, to przede wszystkim, że pamięć jest wciąż żywa. Tak doszło do tragedii. "To nie było zaplanowane" Dlaczego Rafał znalazł się w takim stanie psychicznym? Na ten temat trzeba byłoby rozmawiać z psychologami. Podejmowanie takiej decyzji jest zależne od osobowości i chyba trudno jest znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Każdy z nas ma problemy, a jednak ludzie podejmują takie decyzje. Żyjemy w czasach, kiedy takich zdarzeń szczególnie wśród młodych ludzi jest bardzo dużo. Nie są to niestety odosobnione przypadki. Myślę, że geneza takiej decyzji jest całkowicie różna. W mojej opinii są to impulsy i generalnie są to momenty, bo to nie było zaplanowane przez Rafała. Było to podyktowane kumulacją pewnych zdarzeń. Pod wpływem silnych emocji podjął taką decyzję. Jak pan go pamięta? Rafał nie był nigdy łatwą osobowością. To był chłopak bardzo nieufny w stosunku do ludzi. Byliśmy w czasach, kiedy to wszystko wokół zawodników się rozwijało. Profesjonalizm był coraz bardziej powszechny. Wiele osób chciało się pokazać i poklepać z Rafałem, bo był wschodzącą gwiazdą polskiego żużla. Rafał był jednak bardzo nieufny i zdystansowany. Ciężko było sprawnie do niego dotrzeć. Muszę powiedzieć szczerze, że był bardzo skrytym człowiekiem. Dopuszczał do siebie tylko te osoby, które chciał. A co z resztą? Reszta miała z tym problem, bo żył własnym życiem. Pierwsze lata spędzał na stadionie, ale jak dorósł, to żył bardzo niezależnie. W tym bezpośrednim kontakcie w klubie czy na stadionie, to trzeba przyznać szczerze, że był bardzo inteligentnym chłopakiem i pozytywną postacią. Wychodzę z założenia, że będąc wielkim sportowcem, a Rafał był wielkim sportowcem bez dyskusji, to wielkie sukcesy mogą odnosić ludzie naprawdę inteligentni. Rafał miał tę inteligencję naturalną, więc to dla nas wielka szkoda i strata. Skumulowały się w jego życiu pewne kłopoty, przede wszystkim sportowe. Do tego doszły pewne zdarzenia, których jest bez liku. To nie były jednak takie problemy, których nie dałoby się rozwiązać. Był największą nadzieją Falubazu, kibice go uwielbali Rafał w tamtym okresie był największą nadzieją zielonogórskiego żużla? Z całą pewnością. Kolejnym dowodem na to jest to, że cały czas o nim rozmawiamy. Dzisiejsi nastolatkowie kompletnie go nie pamiętają, natomiast ci, którzy go pamiętają ze startów na torze, to wiedzą jakim talentem dysponował. Jak łatwo prowadził motocykl. Nie był osiłkiem, nie prowadził motocykla siłowo, dawał mu mówiąc kolokwialnie jechać. To bardzo pożądana cecha w dzisiejszych czasach. Rafał tworzył spójną całość z motocyklem. Nie było też tak, że na co nie wsiadł to wygrywał, bo warunkiem w każdym przypadku jest prędkość. W sezon 2004 wszedł dość skomplikowanie, jeśli chodzi o wyniki i jazdę. Nie był wybitnym startowcem, natomiast potrafił się świetnie odnaleźć w pierwszym łuku. Przeprowadził wiele akcji po zewnętrznej części toru, takich na ostrzu noża, słynny wyścig w Gnieźnie w 2002 roku, który dał nam awans do Ekstraligi. Kompletny zawodnik i materiał na wielką postać. Wbrew pozorom indywidualnie nie osiągnął zbyt wiele, ale potencjał był na to ogromny. Jakim zawodnikiem był Rafał? To był z całą pewnością zadzior. Zawsze w okolicach zawodów był bardzo skupiony na sobie oraz na sprzęcie. Absolutnie pod tym względem był zawzięty i to było widać na torze. On musiał większość punktów wyszarpywać na dystansie i większość jego wyścigów kończyła się wyprzedzaniem rywali. Miał charakter do ścigania, był bardzo charakternym chłopakiem. Bardzo trudno było się z tym pogodzić w obliczu tego, jak pan opisuje jego postać? Całe środowisko kibicowskie bardzo to przeżyło. Sport jest dla ludzi. Rafał był ikoną, wychowankiem, nadzieją na przyszłość w Zielonej Górze. Falubaz spadł z ligi w 1998 roku. Potem dwa, trzy lata w pierwszej lidze i odejście Piotra Protasiewicza, następnie Grzegorza Walaska. Dlatego on był zawodnikiem, który miał przywrócić świetności temu klubowi. To nie był wymarzony okres dla Falubazu, przyszły chude lata i wychowankowie odchodzili z klubu. Nagle pojawił się on. Był nadzieją, wokół której chcieliśmy budować przyszłość tego klubu. Ten cały sport jest robiony dla kibiców i on był ich bohaterem, idolem i to dla niego przychodzono na stadion. "Brakuje nam Rafała jako człowieka" W Zielonej Górze brakuje teraz takiego zawodnika. Na pewno, a przede wszystkim brakuje nam Rafała jako człowieka. Najpierw rozmawiajmy o ludziach, a potem o zawodnikach. Gdyby na to tak dokładnie spojrzeć, to dziś w każdym klubie brakuje takiego zawodnika. Tym bardziej, że on był taki specyficzny, charakterny. My bardzo często stawiamy się za tymi charakternymi ludźmi, a żużel nie jest sportem grzecznych chłopców. To był pozytywny łobuz, a my takich bohaterów w sporcie kochamy. Rafał to wszystko miał, dlatego po 20 latach kibice na stadionie oddają mu szacunek, choć część z nich zupełnie go nie zna i to jest niesamowite. Umowa Rafała z firmą BOLL mówi chyba sama za siebie, jakim talentem dysponował. Pan Wojtek Dalewski wiązał się z dużymi markami. Wtedy na topie był Piotr Świst, Rafał Okoniewski i do tego grona dołączył Rafał Kurmański. To był ten pociąg, który miał nas ciągnąć w kierunku wielkich sukcesów i przyciągać nowe talenty. To wszystko miało się kręcić wokół Rafała. Pamięć o Rafale jest wciąż żywa. Kibice robią to bardzo skutecznie od lat. To jest dowód na to z jaką legendą mamy do czynienia, ale też klasą samych kibiców. To idzie razem w parze. Odwiedzam grób Rafała każdego roku. Może nie zawsze w okolicach rocznicy śmierci, bo akurat nie jest to dla mnie moment, który ja chcę wspominać. To nie są przyjemne momenty dla osób, które wówczas były w klubie. Natomiast w Dzień Wszystkich Świętych jest to obowiązkowe miejsce, które muszę odwiedzić. Robię to od 20 lat. Żadne z moich dzieci go nie pamięta, ale to jest taki moment, w którym zatrzymujemy się i chwilę na ten temat rozmawiamy. Morze zniczy jest każdego roku. To jest bardzo znamiennie, symboliczne i ujmujące bez dwóch zdań. W przypadku potrzeby udzielenia pomocy lub rozmowy z psychologiem, skorzystaj z jednego z poniższych numerów telefonów: Czynny całodobowo, 7 dni w tygodniu telefon Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym - 800 702 222 Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka - 800 121 212 Możesz też odwiedzić stronę centrumwsparcia.pl, gdzie znajduje się grafik dostępnych specjalistów: lekarzy psychiatrów, prawników i pracowników socjalnych. W przypadku, gdy potrzebna jest natychmiastowa interwencja, zadzwoń na numer alarmowy 112.