16. zawodnik PGE Ekstraligi, lider klubu z Torunia oraz awans do Grand Prix. To już przeszłość, choć wydawało się, że Paweł Przedpełski narodził się na nowo. Za nim jednak fatalny sezon, jak na jego możliwości. W przyszłym roku będzie musiał udowodnić swoją wartość. W tym tkwi problem gwiazdy Paweł Przedpełski ma za sobą naprawdę dwa bardzo przeciętne lata w Toruniu. Wychowanek tego klubu jeszcze trzy lata temu zamykał wszystkim krytykom usta, będąc czołowym zawodnikiem najsilniejszej ligi świata. Teraz z roku na rok jest jednak coraz gorzej. - Myślę, że to jest kwestia motywacji. W 99% wszystkie problemy w sporcie zaczynają się od głowy. I to w każdej dziedzinie. Jak głowa jest odpowiednio poukładana, to wszystko idzie zgodnie z planem. Gdy głowa szwankuje, to jest nieciekawie - mówi nam Marek Cieślak. 28-latek był jednym z najlepszych młodzieżowców na świecie. Jak często bywa nie przełożył tego na starty w gronie seniorów. Prócz jednego wyskoku w 2021, to próżno szukać zadowolającego sezonu. - Jako młodzieżowiec spisywał się znakomicie. Wydawało się, że będzie tylko lepiej. Okazało się, że jednak nie. U nas są cieplarniane warunki dla juniorów. Nie muszą walczyć o miejsce w składach i to usypia tych naszych zawodników. Nie wychowują ich na tzw. tygrysów, którzy będą walczyli o to, aby zaistnieć - tłumaczy były selekcjoner kadry narodowej. Jednym meczem załatwił sobie kontrakt Tragiczna dyspozycja wychowanka nie przeszkodziła FNS KS Apatorowi w wywalczeniu brązowego medalu. Działacze już praktycznie skreślili Przedpełskiego, lecz ten uratował im spotkanie ćwierćfinałowe w Lublinie. Tam zdobył dwanaście punktów, po którym powiedziano na antenie, że Paweł się nigdzie nie rusza. Klubowi opłacało się to także finansowo, bo Piotr Pawlicki miał ofertę życia z Falubazu i nie mieli ochoty licytować się z beniaminkiem. - Przypuszczam, że oni wiedzą, co mają robić. Paweł też musi się starać i wiedzieć, że poprzez bycie wychowankiem tego klubu nie będzie miał wiecznego miejsca w składzie. Klub jednak też z pewnością chce się pochwalić, że jeździ jakiś miejscowy zawodnik. Paweł jeździ tylko dla sportu, a nie dla pieniędzy. To jest ciężkie, bo zawodnik powinien walczyć o tę kasę, bo jak wiemy kariera żużlowca nie trwa wiecznie. Teraz w Polsce mamy na rynku swego rodzaju "eldorado" i za niektóre kwoty można zorganizować sobie nawet resztę życia - przyznaje. To będzie sezon prawdy Ostatecznie tym jednym spotkaniem załatwił sobie kontrakt w Toruniu na sezon 2024. Nie ma co jednak ukrywać, że teraz będzie na cenzurowanym i kolejna taka wpadka może poskutkować wymianą go na lepszy model. Sam zainteresowany powinien także pomyśleć, czy aby na pewno jego miejsce jest w Ekstralidze. Przykład Przemysława Pawlickiego jasno pokazuje, że czasem warto uderzyć się w pierś i zrobić krok do tyłu. - Trudno jest ich porównywać, bo repertuar umiejętności Przemka jest dużo większy, niż Pawła. Jest ogólnie lepszym zawodnikiem i w tym minionym sezonie pokazał co potrafi. Jeśli Paweł ma zabiar robić w Ekstralidze po 5-6 punktów, to już lepiej startować w tej pierwszej lidze i zdobywać dwucyfrówki. Wtedy jest większa radość z jazdy, a szczerze powiem, to ta pierwsza liga też wcale nie jest taka łatwa - kończy.