Zacznę od tego, że zarobki Piotra Protasiewicza nie stanowią dla mnie problemu. 40 tysięcy miesięcznie? Dla mnie to on może dostawać nawet milion. Czytam jednak, że Zielona Góra jest zadłużona na 382 miliony, a na koniec tego roku zadłużenie ma wynieść 644 miliony. Prezydent mówi o trudnym budżecie, a teraz się dziwi Pan prezydent Janusz Kubicki w portalusamorzadowym.pl mówi, że tegoroczny budżet jest najtrudniejszy, jaki przygotowywał, odkąd jest prezydentem, a jest nim od 15 lat. Doprawdy nie rozumiem, jak w tej sytuacji pan może się dziwić, że dziennikarz Interii pyta pańskich urzędników o to, czy dyrektor żużlowego klubu jest na garnuszku miasta i jakie jest jego uposażenie. Pisze pan o człowieku, który obdzwania redakcje i sprzedaje newsy o 40 tysiącach dla Protasiewicza i dodaje coś o sraxxx we własne gniazdo. Szkoda, że nie przyszło panu do głowy, że ten człowiek, o ile w ogóle istnieje, to jest obywatel zatroskany o stan pańskich finansów. Bo nie chodzi o to, ile zarabia Protasiewicza, ale o to, że płatnik ma kolosalne długi, co można łatwo sprawdzić i o czym pan sam mówi. Projekt miasto w Falubazie nie ma racji bytu Poza wszystkim cała sytuacja pokazuje, że projekt: miasto większościowym akcjonariuszem klubu sportowego, to najgorsza z możliwych opcji. Ciekaw jestem ilu jeszcze pracowników Falubazu jest na etacie w mieście? W tym miejscu publicznie o to pana pytam, żeby potem nie było, że ktoś dzwoni i opowiada głupoty. Chciałem też pana zapytać, kiedy Falubaz osiągał największe sukcesy? Czy aby nie było to wtedy, gdy klub był w prywatnych rękach, a miasto wspierało go jedynie dotacjami? Niektórzy i na to narzekają, ale ja bym aż tak bardzo się nie czepiał. Jednak co innego dać milion, dwa na szkolenie i ze środków na promocję, a co innego wziąć sobie cały klub na głowę. Zresztą moim zdaniem ten klub stoi teraz na głowie. Gdybym miał być złośliwy, to pewnie zapytałbym też pana, czy ten klub w ogóle nazywa się Falubaz? Czy ma prawo do używania tej nazwy? Tak się kończy mieszanie sportu z polityką Zostawmy jednak złośliwości. Najlepszym miernikiem tego, jak sobie radzi Falubaz są wyniki. Jeszcze niedawno był to klub bez nazwy, bez prezesa i bez tytularnego sponsora. Tego ostatniego załatwiliście, ale przy okazji strzeliliście sobie samobója. Cały żużlowy świat zamiast o Enei mówi o tym, że konferencja z posłem Łukaszem Mejzą była błędem i ta sprawa będzie się ciągnąć za Falubazem jeszcze 5 lat. A jeśli to był błąd, to kto na to pozwolił? Bo o to, kto jest odpowiedzialny nie ma sensu pytać. Odpowiedź jest oczywista. Atmosfera wokół klubu, miejsce, w którym się znajduje, to też jest coś, co pokazuje, do czego doprowadziło "ręczne sterowanie z urzędu". Bo miasto zwyczajnie nie jest od tego, żeby bawić się w zarządzanie sportową spółką. Mieszanie polityki ze sportem nigdy nie było dobre, nigdy nie wychodziło klubowi na dobre. Klub powinien być od tego jak najdalej, powinien dbać o dobre kontakty zarówno z lewą, jak i z prawą stroną sceny politycznej. Bo żużlowy kibic ma różne barwy polityczne. W interesie klubu nie jest okopywanie się po jednej stronie. Też jesteśmy murem za Protasiewiczem Pisze pan #muremzaPePe i zarzuca nam, że coś nas w sprawie Protasiewicza boli. Pomija pan, że kolega, który napisał tekst, docenił sportowe zasługi Protasiewicza. Ja też pozwolę sobie to zrobić, bo Protasiewicz to jeden z najbardziej zasłużonych sportowców w historii polskiego żużla. Niesamowicie ambitny, perfekcjonista w każdym calu. Patrzeć na jego akcje, to była prawdziwa przyjemność. I tak jak napisałem, dla mnie może zarabiać nawet miliony czy dwa rocznie. Lepiej bym się jednak czuł, gdyby te pieniądze wypłacała prywatna spółka, a nie zadłużone po uszy miasto. PS: Mam tylko nadzieję, że Pan prezydent w trakcie sobotniego pożegnania Protasiewicza nie stanie z jego zdjęciem, czy też obrazkiem w rękach. To nie polityka. Proszę jej nie mieszać ze sportem.