Do wypadku doszło w piątek, 27 sierpnia podczas treningu na toruńskiej Motoarenie. W jednym z wyścigów, na wyjściu z drugiego łuku, Mateusz Jabłoński zahaczył przednim kołem swojego motocykla o tylne koło motocykla, jadącego przed nim Kacpra Łobodzińskiego. Młody gnieźnianin stracił kontrolę nad swoją maszyną i z dużym impetem uderzył w dmuchaną bandę. Na domiar złego w żużlowca uderzył jego motocykl. Początkowe wieści nie były optymistyczne. Ojciec Mateusza, Mirosław Jabłoński, który również jest żużlowcem, następnego dnia opublikował na swojej stronie na Facebooku lakoniczny komunikat. - Czekamy...walczy o życie...powstrzymajcie się od komentarzy, że nie żyje bo cierpią na tym nasi najbliżsi... - napisał. Na szczęście walka o życie młodego zawodnika została wygrana. W zeszły poniedziałek pojawił się kolejny post, w którym Mirosław Jabłoński poinformował o tym, że jego syn się obudził. - Żyje! Obudził się! Mati ma się dobrze! Długa droga przed nami, ale najważniejsze, że możemy ją planować razem!!! - czytamy na jego stronie na Facebooku. Dodatkowy optymizm w serca kibiców wlał Tomasz Dryła, komentator Canal+. Na początku transmisji z przedostatniej rundy Grand Prix w Toruniu opowiadał, że był w szpitalu u Mateusza, że z nim rozmawiał i widział jak chodzi. Policja prowadzi dochodzenie Jak informowaliśmy dzień po wypadku, policja wszczęła dochodzenie w tej sprawie i jeszcze w dniu zdarzenia policjanci dwukrotnie wizytowali toruńską Motoarenę. Jak ustaliliśmy, czynności prowadzone przez toruńską policję toczą się w kierunku art. 160 Kodeksu karnego, który dotyczy narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Pytana przez nas o wstępne ustalenia rzeczniczka toruńskiej policji, podinsp. Wioletta Dąbrowska, stwierdziła krótko, że to jeszcze nie jest czas by mówić o jakichkolwiek wnioskach. - Jest za wcześnie by mówić o ustaleniach. Dochodzenie jest dalej prowadzone - powiedziała w rozmowie z Interią. Niewiadomych jest więcej Nie wiadomo jeszcze jak długo będzie prowadzone dochodzenie, ale raczej nie należy się spodziewać rychłego zakończenia. - Czekamy na dokumentację medyczną ze szpitala i prawdopodobnie czekają nas jeszcze powołania biegłych, więc to może jeszcze trochę potrwać - tłumaczy podinsp. Dąbrowska. Na tę chwilę nie wiadomo też, czy ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności. Sprawa różni się od innych postępowań prowadzonych w związku z art. 160 KK, ponieważ chodzi o wypadek, które wydarzył się w związku ze sportem, gdzie są podpisywane różnego rodzaju umowy, zobowiązania, czy zgody. Toruńska policja będzie musiała to wszystko sprawdzić, więc na razie nie wiadomo, czy ktoś poniesie jakiekolwiek konsekwencje i jeśli tak, to jakie.