Niewielu kibiców i ekspertów dawało ZOOleszcz GKM-owi jakiekolwiek szanse na sukces w niedzielnych derbach kujawsko-pomorskich. Drużyna straciła swojego lidera Jasona Doyle'a, lecz nadzieję na triumf podtrzymywała czarna seria KS Apatora w meczach wyjazdowych. Od 2017 roku torunianie wygrali tylko trzy spotkania rozgrywane na wyjeździe. Polak popełnił szkolny błąd, legenda nie pozostawiła na nim suchej nitki Choć początek nie zwiastował żadnej niespodzianki, to w drugiej połowie meczu działy się cuda. Gospodarze musieli sobie radzić praktycznie w dwóch zawodników, bo trzy zera na start zanotował Jaimon Lidsey. Australijczyk później dołożył cenne punkty, lecz w kluczowym momencie dotknął taśmy. Wydawało się, że było już pozamiatane. Nic z tych rzeczy, bo gdy para Lambert-Przedpełski jechała na 4:2 w wyścigu czternastym przeciwko Pludrze i Łobodzińskiemu, to kapitan gości popełnił kuriozalny błąd. Nie opanował motocykla, o mało nie wleciał w tylne koło młodzieżowca rywali, po czym obróciło go o 180 stopni i upadł na plecy. Co prawda junior lekko skontrował swoją maszynę, ale nie był to tak drastyczny ruch. Przedpełski po prostu spanikował i stracił kontrolę. Przez to przegrali spotkanie Jeśli sobie dokładnie policzymy, to ta sytuacja pod tym kątem nie miała większego znaczenia. Apator przegrał podwójnie bieg piętnasty i to zadecydowało o końcowym wyniku. Marek Cieślak zwrócił jednak uwagę na bardzo istotny aspekt, czyli mentalność zawodników. Emil Sajfutdinow i Patryk Dudek wyjeżdżali do ostatniego wyścigu mając na uwadze, że startują z gorszych pól. Musieli wygrać co najmniej 4:2, presja była ogromna, bo przecież nie wyobrażali sobie przegrać z niżej notowanym rywalem, w dodatku osłabionym. Czarny scenariusz się jednak ziścił. Torunianie ponownie ośmieszyli się w meczu wyjazdowym. Kibice wytykają błędy trenerowi, desygnował złego zawodnika? Zatem zachwyt nad Przedpełskim nie trwał zbyt długo. Polak fatalnie rozpoczął tegoroczne rozgrywki, tłumaczył się głównie sprzętem. Nagle temperatura wzrosła i silniki Przedpełskiego zaczęły coraz lepiej pracować. Na początku maja zanotował świetne spotkanie przeciwko Betard Sparcie Wrocław i wydawało się, że jest już na dobrej drodze. W Grudziądzu zaczął słabo, lecz kolejne dwa wyścigi zwyciężył z dużą przewagą. Następnie znów pogubił ustawienia i już nie wyglądał tak okazale. W dodatku tak jak wspomnieliśmy zawalił bieg nominowany. Co niektórzy kibice nie są w stanie pojąć, dlaczego jechał właśnie on, a nie Wiktor Lampart. Wychowanek rzeszowskiej Stali spisywał się bardzo dobrze. Miał sześć punktów z trzema bonusami. Zepsuł tylko swój ostatni wyścig, kiedy startował z najgorszego pola. To najprawdopodobniej wpłynęło na decyzję Piotra Barona. Sympatycy toruńskiego klubu uważają jednak, że było to błędem. Lampart ich zdaniem powinien otrzymać pierwsze pole i uciec ze startu. Zakładano w ten sposób, że Lambert jakoś sobie poradzi.