Sebastian Zwiewka, INTERIA: Czym pan się teraz zajmuje? Krążą słuchy, że otworzył pan biznes związany ze sportem żużlowym.Ernest Koza, były żużlowiec, wychowanek Unii Tarnów: Przygotowuję części z włókna węglowego, czyli carbonu. Produkuję je do motocykli żużlowych. Wcześniej, kiedy byłem jeszcze zawodnikiem, przygotowywałem części dla siebie. Miałem jednak w głowie ułożony taki plan, że po zakończeniu jazdy chciałbym się tym zająć na poważnie i jednym z kierunków byłby właśnie żużel. Nie ukrywam, że od kwietnia będę startował z częściami do samochodów. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Na razie plany są ambitne, projekty do samochodów się tworzą, czekam na ich realizację.To tylko pański biznes czy ma pan jakiegoś wspólnika?- Jestem jedynym właścicielem, siedziba firmy jest pod Tarnowem. Nie ukrywam, że mocno zainwestowałem w maszyny do produkcji. Niestety, tutaj nie ma tak, że zderzaki i inne części robią wtryskarki, tylko trzeba to wszystko nakładać ręcznie. Jest to praca rzemieślnicza, ale efekty finalne wyglądają bardzo fajnie.Od kiedy działa pan w tym kierunku?- Części zacząłem dorabiać dla siebie z osiem lat temu. Powoli przechodziłem przez procesy laminowania, aż w końcu doszedłem do carbonu. Uczyłem się, podpytywałem znajomych, którzy w tym działają przed dłuższy okres czasu niż ja. Nie powiem, było trochę nauki, jednak teraz jestem z tego produktu bardzo zadowolony. Ernest Koza zaczyna nowe życie Słyszałem, że z pańskich usług już korzystają żużlowcy.- Kilku zawodników w tym roku było, ale ja wcześniej w ogóle nigdzie się nie ogłaszałem, robiłem to tylko dla siebie i dla znajomych. Tak naprawdę cały rok to wszystko testowałem, żeby sprzedawać dobry, wytrzymały i jakościowy produkt. Aby spełniał swoje zadanie. Żużel to sport wyczynowy, z samochodami jest inna bajka. Jadąc autem na autostradzie, może trafić kamień, a na żużlu jest dosyć mocna i częstotliwa szpryca.Gdzie na samym początku sprzedał pan wyprodukowane części?- Myślałem, że na początku działalności będzie trudniej. Nawet zaskoczyłem się od liczby zamówień, m.in. od zawodników indywidualnych. Znaczną część sprzedałem też do sklepów żużlowych - w kraju i za granicą. Z tego na razie się cieszę. Jak już wspomniałem, wcześniej ani się nie reklamowałem, ani nie afiszowałem, że będę coś takiego robił. Wdrożyłem wiele pomysłów na części, których wcześniej z carbonu nie było i zdaje to egzamin. Sezon się zaczął, spływają do mnie zamówienia. Moim celem jest to, by klienci byli zadowoleni i ze mną zostali.Jak czasochłonne jest to zajęcie?- Zimą byłem bardzo zajęty. Teraz dochodzą jeszcze dwa modele samochodów, które fajnie chciałbym zrobić w carbonie. To będą moje projekty, stricte wizualne do sportowych aut. Wakacji na razie nie przewiduję (śmiech). Mam osobę do pracy. W przyszłości chciałbym się jeszcze o kogoś postarać, bo - tak jak mówiłem - na brak pracy na razie nie narzekamy. Wybudowali najpiękniejszy stadion w Polsce. Odebrali sobie największy atutTo pański plan na życie po karierze żużlowca?- Tak, chciałbym się w tym temacie rozwinąć. Skupiam się na produkowaniu części, jednak nie ograniczam się tylko do części żużlowych, bo jest to mały rynek. Dlatego chcę się też rozwinąć w branży samochodowej. A nie chce pan pozostać w parku maszyn, np. jako mechanik?- Nawet o tym nie myślałem, lecz porozumiałem się z Marko Lewiszynem. Mam mu pomagać w trakcie zawodów ligowych, spoglądać na niego i wypowiadać swoje zdanie. Na razie tyle. Na więcej czas mi nie pozwala, mam bardzo dużo innych zajęć związanych z biznesem. Żużel. Enest Koza bardzo wcześnie zakończył karierę. Mówi o powodach Chęć rozwoju własnego biznesu była kluczem do zakończenia pańskiej kariery w tak młodym wieku?- Nie dawałem rady. Już wcześniej zaplanowałem sobie, że jeżeli do trzydziestki moja kariera ruszy, to dalej będę jeździć. Niestety wszystko zostało na tym samym poziomie, zabrakło dużego progresu, więc skupiłem się na czymś innym, na rozkręceniu fajnego biznesu. Lista niespełnionych talentów. Krzyżyk na "następcach" ZmarzlikaJazda na poziomie II ligi i balansowanie pomiędzy I a II jest tak nieopłacalne?- Tak, zwłaszcza że mam dwójkę dzieci na utrzymaniu. Jazda na żużlu na tym poziomie nie była dla mnie jakoś bardzo satysfakcjonująca. Nie powiem jednak, że nie miałem fajnych meczów. Były też oczywiście słabsze występy. Kluby w niższych ligach mają problemy finansowe, nie ma nawet o czym gadać. Trochę pieniędzy pozostawiłem po klubach. Dlatego też powiedziałem: "Dość! Trzeba się przebranżowić".Jak wspomina pan swoją karierę?- Ogólnie dobrze, były momenty. W 1. Lidze Żużlowej przytrafiały mi się dwucyfrowe wyniki, a nawet komplety. Na żużel się nie obrażam, raz na jakiś czas na pewno pojeżdżę sobie na treningu, ale już tak stricte amatorsko. Nadal będę uczestniczyć w tym sporcie, tylko teraz z innej strony - produkując części.Już tak ciągnie wilka do lasu?- Powrót do zawodowego uprawiania żużla mi nie grozi. Klamka zapadła, nie planuję wracać. Jestem przekonany, że nie wznowię kariery. Pojeżdżę tylko dla siebie i tyle.W ostatnich dniach obserwował pan to, co działo się z Unią Tarnów?- Szczerze? Odciąłem się od artykułów w mediach i od różnych doniesień. Wiem, że nie było za ciekawie. Unii groziło zamknięcie i wycofanie drużyny z rozgrywek. Na szczęście sprawy potoczyły się na tyle dobrze, że klub przetrwał i wystartuje w lidze. Wiem, że ludzie z klubu mocno starają się o sponsorów. Oby te działania były korzystne dla klubu i zawodników. Między innymi o tym mówiłem wcześniej. Mamy końcówkę marca, za półtora tygodnia pierwszy mecz, człowiek zimą zrobił duże inwestycje i... życie w stresie. Zawodnicy nie wiedzieli, co z dalej z klubem, co dalej z pieniędzmi za przygotowanie do sezonu. Tego też już miałem troszeczkę dość, choć nie powiem, w zeszłym roku w Unii Tarnów pod względem płac było naprawdę dobrze. Oby w nadchodzącym sezonie zostało to utrzymane na tym samym poziomie. Taki cios przed samym startem ligi. Klub straci duże pieniądze