Piotr Pawlicki jeszcze kilka lat temu jeździł w cyklu Grand Prix i był gwiazdą światowego żużla. Stopniowo jednak jego poziom spadał i obecnie jest tylko średniakiem na skalę PGE Ekstraligi. W zasadzie bez większego żalu pozbyto się go w Lesznie i podobnie postapiono we Wrocławiu. Pawlicki trafił do Falubazu Zielona Góra, który jest beniaminkiem ligi. To dość częsta sytuacja w przypadku zawodników, którzy są po kiepskich sezonach. Beniaminek nie ma wyboru, więc bierze tych, którzy mu zostaną. Mistrz Polski z 2018 roku miał do niedawna potężnego sponsora w postaci firmy Red Bull, ale chyba dołączył do grona tych, dla których logo tej firmy było za ciężkie. Dobitnie przekonali się o tym choćby skoczkowie narciarscy: Andreas Wellinger i Tomasz Pilch. Pierwszy na dwa lata mocno zgasł (wrócił w wielkim stylu, zostając mistrzem olimpijskim), drugi całkowicie zniknął, choć miał spory talent i jest rodziną Adama Małysza. Dla Pawlickiego Red Bull chyba też okazał się utrapieniem w sensie mentalnym. Bo finansowo był spełnieniem marzeń. BOLL bierze Pawlickiego, ale co z Woryną? Część kibiców zastanawia się, co będzie z Kacprem Woryną, skoro do BOLL dołączył właśnie Pawlicki. Z naszych informacji wynika, że nie ma zagrożenia dla żużlowca Włókniarza Częstochowa. Za Woryną dość słaby sezon. Pod koniec oprócz kiepskich wyników przytrafiło się mu także sporo dziwnych upadków. Gołym okiem było widać brak Rafała Lewickiego, który w sezonie 2022 był dla Woryny wielkim wsparciem. Teraz musiał wrócić do Artioma Łaguty. Fakty są takie, że zarówno dla Pawlickiego, jak i dla Woryny nadchodzący rok będzie bardzo ważny pod kątem ich przyszłości. Obaj są jeszcze względnie młodymi zawodnikami jak na żużlowców (odpowiednio 29 i 27 lat), ale czas nie będzie stał w miejscu. Tylko teoretycznie ma się go dużo. Panowie zdecydowanie powinni na stałe dołączyć do światowej czołówki, jeśli chcą wykorzystać swój talent. A ten niewątpliwie mają.