Nawet jeśli Fredrik Lindgren wystartował szybciej od Polaka, to ten na trasie pokazał mu, jak się jeździ. Bartosz Zmarzlik swoimi atakami przyprawił Szweda o taki zawrót głowy, że ten w końcu musiał dać za wygraną. Łokieć poszedł w ruch. Pokazał Szwedowi, że nie uznaje miękkiej gry Zmarzlik w Rydze nie był przesadnie szybki, ale wiedział, gdzie i jak jechać, żeby wyciągnąć ze swojego motocykla maksa. Naszemu mistrzowi nie przeszkodziło wykluczenie po akcji na Macieju Janowskim, ani trzy podejścia do finałowego biegu. Pierwsza z powtórek została zarządzona po ataku Lindgrena, który na łuku chciał założyć Zmarzlika i prawie się na niego położył. Nasz żużlowiec szybko jednak pokazał, że nie kalkuluje i nie uznaje miękkiej gry. W ruch poszedł łokieć i Szwed wyłożył się jak długi. Po turnieju na Łotwie Zmarzlik ma już 22 punkty przewagi nad drugim Lindgrenem. Zważywszy na to, że Zmarzlik w sześciu z siedmiu dotychczasowych zawodów jechał w finałach, możemy w ciemno powiedzieć, że on już ma ten czwarty tytuł mistrza świata w kieszeni. Tylko jakiś kataklizm może mu to odebrać.' Wyrównał jeden rekord, a drugi poprawił Zmarzlik wygrywając na Łotwie, wyrównał rekord Tomasza Golloba w ilości wygranych turniejów. W Rydze pobił też swój dotychczasowy rekord w liczbie wykluczeń. Dotąd sufitem były dwa wykluczenia w jednym sezonie. Zmarzlik przebił jednak sufit i teraz ma trzy. I o tym chciałbym napisać, bo wykluczenia za upadek Janowskiego nasz żużlowiec mógł śmiało uniknąć. Zmarzlik miał w tamtym momencie 5 punktów po dwóch biegach i jechał na drugiej pozycji. 5 plus 2 dałoby siedem i już taki absolutny komfort przed czwartym wyścigiem. Zmarzlik mógł spokojnie dojechać za plecami Janowskiego. On jednak nie zadowolił się tym, co ma. On musiał zaatakować. Jak rok temu w Warszawie, gdzie nie kalkulował i najpewniej stracił przez to awans do finału. Zmarzlik przestałby być Zmarzlikiem, gdyby nie robił takich akcji W pierwszym odruchu chciałem Zmarzlika za ten jeden atak w Rydze zaatakować. Jednak szybko tę myśl porzuciłem. Bo Zmarzlik nie byłby sobą, gdyby jechał inaczej. Wygrywanie leży w jego DNA. On nienawidzi drugich miejsc, ani meczów, w których zabiera się mu biegi lub przesuwa do tych mniej ważnych. Dlatego w Rydze musiał wejść po Janowskiego i spróbować. Nie wyszło, rywal upadł i Zmarzlik poniósł tego konsekwencje, bo został wykluczony. Nie napiszę jednak, że Zmarzlik powinien wyciągnąć wnioski z tej lekcji. Nie powinien. Zmarzlik przestanie być Zmarzlikiem jeśli zacznie się zastanawiać nad tym, co mu się bardziej opłaca. Zresztą Warszawa rok temu mu nie zaszkodziła i tak samo będzie z Rygą. A tak w ogóle, to pocieszające jest to, że choć sprzętowo Zmarzlik nie odstaje od rywali (często jest od nich gorszy), to swoimi niesamowitymi umiejętnościami wyprzedza ich o kilka długości. Oczywiście to nie jest tak, że nie można go pokonać, ale na razie na horyzoncie nie widać rywala, który mógłby to zrobić. Kilku zawodników ma papiery na dobrą jazdę, ale brakuje im detali. Dlatego Zmarzlik bije ich na głowę. Talentem, regularnością, a przede wszystkim ogromnym apetytem na złoto. On ma ten swój plan i realizuje go niczym dobrze zaprogramowana maszyna.