Polak trzasnął drzwiami i wyszedł. Nie mieli dla niego litości
Polska zepchnięta do narożnika. Nasz zawodnik nie dostał dzikiej karty na Grand Prix 2025, a teraz jeszcze straciliśmy naszego człowieka w Discovery. Jan Konikiewicz wykłócał się o nominację dla Polaków na przyszłoroczne GP, a kiedy żaden z naszych jej nie dostał, to trzasnął drzwiami i wyszedł. To przesądziło sprawę zwolnienia Konikiewicza, który już od dłuższego czasu sprawiał kłopoty.
Jan Konikiewicz trafił do Discovery, gdy te zostało promotorem cyklu Grand Prix. Nie miał prawa głosu, gdy chodzi o kluczowe decyzje, ale kiedy tylko była taka możliwość, to bił się o polskie interesy.
Polak trzasnął drzwiami
Rok temu stanął po stronie Bartosza Zmarzlika, gdy ten został wykluczony za brak stroju z logo sponsora cyklu w kwalifikacjach przed turniejem w duńskim Vojens. Teraz trzasnął drzwiami, gdy żaden z polskich zawodników nie dostał dzikiej karty na GP 2025.
Gdy Armando Castagna (dyrektor FIM CCP), Phil Morris (dyrektor GP), Jean Paul Gombeaud i trójka przedstawicieli Discovery dała dzikie karty Janowi Kvechowi, Kaiowi Huckenbeckowi, Jasonowi Doyle’owi i Mikkelowi Michelsenowi, to Konikiewicz najwyraźniej uznał, że dalsza współpraca nie ma sensu. Nikt nie kwestionuje karty dla Michelsena (wypadł przez kontuzję) i dla Doyle’a (ten sam przypadek, choć z drugiej strony Australia ma czterech zawodników, a nie ma żadnej rundy GP), ale Kvech czy Huckenbeck zostali nagrodzeni w myśl tzw. klucza geograficznego.
Światowe władze ucierają nosa Polakom
Nasi kandydaci do dzikich kart, jak Maciej Janowski czy Patryk Dudek może nie są w tej chwili zawodnikami z TOP5, ale zdobywali medale GP (brąz i srebro), a w tym roku Janowski jadąc za kontuzjowanego Taia Woffindena zgromadził w 6 turniejach tyle samo punktów, co Kvech w 11 i tylko o 9 punktów mniej od Huckenbecka.
To wszystko jednak wygląda tak, jakby osoby zarządzające światowym żużlem korzystały z każdej sposobności do utarcia nosa Polakom. Chodzi nie tylko o wykluczenie Zmarzlika, czy pominięcie naszych przy rozdziale dzikich kart, ale i też sytuację z Janowskim w Cardiff. Maciej mógł pojechać w półfinale, ale regulamin zinterpretowano tak, że Polak został po rundzie zasadniczej sklasyfikowany na dziewiątym miejscu.
Teraz chcą naszymi rękami załatwić temat Rosjan
Teraz jeszcze mamy "zimną wojnę" dotyczącą startu w Grand Prix Rosjan z polskim paszportem. Morris mówi, że to Polacy. W przestrzeni publicznej daje się usłyszeć, że są naciski na PZM, by Artiom Łaguta został zgłoszony do startu w cyklu, jako nasz zawodnik. Władze zdają sobie sprawę, że Łaguta uatrakcyjniłby GP, ale chcą niewygodny temat załatwić naszymi rękami. PZM nie zamierza jednak ustępować.
Władze żużla, w tym ich szef Castagna, zdają się nie pamiętać, że Polska uratowała Grand Prix w czasach COVID-19. Ta sama Polska rokrocznie organizuje trzy turnieje Grand Prix i zasila budżet promotora kwotą minimum 1,5 miliona euro. Tajemnicą poliszynela jest to, że zagranicznych zawodników stać na GP wyłącznie dzięki kasie, jaką zarabiają w naszej lidze.
Konikiewicz na razie nie komentuje sprawy
Wracając do Konikiewicza, to na razie nie chce on komentować swojego rozstania z promotorem. Nie wiadomo też, co będzie z innymi Polakami w Discovery. Na niedawnej Gali PGE Ekstraligi można było usłyszeć, że ich los też jest przesądzony, ale to nic pewnego.
Konikiewicz to jeden ze współzałożycieli One Sport, promotora cyklu Tauron SEC oraz IMP. Z Discovery związał się, gdy to przejęło Grand Prix. Jego żona Marcelina Rutkowska-Konikiewicz też pracowała przy GP, przeprowadzając wywiady z zawodnikami przy okazji kolejnych turniejów.