Wojciech Kulak, Interia Sport: Skąd w twoim życiu pojawiła się miłość do żużlowych liczb? Rafał Gurgurewicz, żużlowy statystyk: - Urodziłem się w Grudziądzu, gdzie łącznie mieszkałem przez piętnaście lat. Dziadek był wielkim fanem żużla, zabierał mnie na zawody i tak wkręciłem się w tę dyscyplinę. Zacząłem uczęszczać na mecze GKM-u Grudziądz, moje zainteresowanie tym sportem zwiększało się wraz z każdym kolejnym spotkaniem. W pewnym momencie stwierdziłem, że chcę być bliżej żużla. Próbowałem swoich sił w różnych redakcjach. A co do liczb, to zawsze w szkole lubiłem matematykę. Dzięki niej zacząłem właśnie patrzeć na żużel pod innym kątem. Swoje zrobiło też moje zainteresowanie amerykańskimi sportami. W Stanach mają inne podejście, bardziej analityczne. I właśnie też tak starałem się spoglądać na żużel. Kiedy to się wszystko zaczęło? - Pierwsze przymiarki robiłem jakieś dziesięć lat temu i to zostało ze mną do dziś. Zaczynałem od prostych rzeczy, typu skuteczność pól startowych. Kiedyś nie było to normą w przekazie telewizyjnym. Swoimi wnioskami dzieliłem się na Twitterze (obecnie "X" - dop.red.). Z czasem zauważył mnie Michał Łopaciński z Canal+ Sport. Napisał do mnie i spytał się, czy mogą wykorzystywać statystyki w przekazie telewizyjnym z PGE Ekstraligi. Po jakimś czasie nawiązaliśmy stałą współpracę. Poza tobą statystykami zajmuje się także twój brat, Krzysztof. Kto kogo wciągnął w żużlowe liczby? - Szczerze mówiąc, już nie pamiętam. Przełomowym momentem było na pewno zaproszenie GKM-u Grudziądz do PGE Ekstraligi pod koniec 2014 roku. Studiowaliśmy razem we Wrocławiu i któregoś razu wpadliśmy na to, że fajnie byłoby stworzyć historyczne statystyki dla naszego ukochanego klubu, polegające na przykład na tym, kto ile zdobył punktów w całej historii drużyny, jak wyglądały występy ekipy w przeszłości. Zaczęliśmy nad tym pracować i stale to wszystko rozwijać. Ja miałem to szczęście, że wtedy miałem trochę więcej wolnego czasu. Byłem na ostatnim semestrze i na studiach głównie pisałem pracę. Ostatecznie skupiłem się na lidze, a Krzysztof poszedł w Grand Prix. Rozpisał sobie cykl pod względem historycznym i teraz mu się to bardzo przydaje, ponieważ podczas transmisji pojedynczych rund dzieli się z widzami swoimi spostrzeżeniami. Krzysztof w sezonie 2024 również będzie pojawiał się na ekranach przy okazji transmisji z turniejów indywidualnych mistrzostw świata? - Wszystko będzie w takiej formie jak w zeszłym sezonie. Przy okazji zagranicznych rund będą stałe łączenia, podczas których kibice dowiedzą się różnych ciekawostek. Pakiet na inaugurację w Chorwacji jest już gotowy, więc widzowie na pewno nie będą mogli narzekać na nudę. Rafał Gurgurewicz to najlepszy żużlowy statystyk na świecie Powiedzmy sobie szczerze, nikt nie zajmuje się statystykami żużlowymi z taką pompą jak ty. To dla ciebie korzystna sytuacja czy przydałby się konkurent, by rywalizować i wymyślać coś nowego? - To też nie do końca jest tak, że jestem jedyny na świecie. Czasem śledzę jakieś źródła zagraniczne i osoby z innych państw również działają, ale skupiają się głównie na swoich klubach. Robią historyczne zestawienia i tego typu sprawy. W Polsce także są pasjonaci zajmujący się liczbami. Nie wszyscy chwalą się jednak pracą w mediach społecznościowych. Nazwałbym ich zdrową konkurencją. My bardziej nie rywalizujemy, tylko pomagamy sobie w swojej pracy. Mam chociażby bardzo dobry kontakt z Karolem Płonką, który robi statystyki dla Eleven Sports. Niejednokrotnie on prosił mnie, a ja go, żebyśmy coś sobie porównali, sprawdzili. Co jest najtrudniejsze w byciu statystykiem? Nie boisz się czegoś w rodzaju wypalenia? - Na szczęście pomaga mi specyfika sezonu żużlowego. Kończy się on w październiku i jest prawie pół roku przerwy. Daje ona naprawdę dużo, bo często przychodzi taki moment, że człowiek jest zmęczony. Wspomniana pauza pozwala nabrać energii oraz ponownej ochoty do pracy. Wypalenia się nie boję. Wierzę, że będzie wręcz przeciwnie i to wszystko jeszcze bardziej się rozwinie. W sportach motorowych dane odgrywają coraz większą rolę. Ja też staram się wymyślać co jakiś czas coś nowego. Ile godzin tygodniowo poświęcasz robieniu statystyk i wyszukiwaniu ciekawostek z nimi związanych? - Kiedyś to sobie liczyłem z pomocą specjalnego programu. Teraz ciężko mi jest to sobie przypomnieć. W trakcie sezonu są to około trzy, cztery godziny dziennie. W tygodniu wyjdzie nawet prawie trzydzieści godzin. Zależy to jednak w głównej mierze od liczby imprez. Raz zdarzy się tak, że żużlowcy jeżdżą praktycznie codziennie. Innym razem kolejkę storpeduje zła pogoda. Pewnie trudno połączyć zajęcie statystyka żużlowego z pracą na pełen etat... - Łatwo na pewno nie jest. Praca na pełen etat zabiera osiem godzin dziennie, czyli minimum czterdzieści w tygodniu. Do tego dochodzą obowiązki rodzinne oraz domowe, co sprawia, że trzeba odpowiednio zaplanować najbliższe dni. Staram się planować nawet na dwa tygodnie do przodu, żeby nie znaleźć się w takiej sytuacji, w której czegoś nie zrobię. Kiedyś zarywałem noce, ale teraz bardziej zacząłem szanować sen, odkąd zostałem dumnym tatą. Mam jednak szczęście, że pracuję w firmie, która pozwala mi na elastyczny dobór godzin. Często robię tak, że w trakcie pracy godzinkę poświęcę sobie na żużel i potem to po prostu odrabiam. Jest czasami ciężko, lecz normalnie idzie to wszystko połączyć. Na twoich dyskach dane liczone są jeszcze w megabajtach czy już w gigabajtach? - Myślę, że już chyba w gigabajtach. Kiedyś liczyłem, ale teraz nie jest to już takie proste. Wszystko jest w różnych folderach, dlatego ciężko poznać dokładną liczbę. Na oko jeden sezon to kilkaset megabajtów. Sporo zależy też od formatu plików. Rzeczy martwe mają to do siebie, że lubią się psuć. W przeszłości spotkała cię przykra sytuacja związana z niespodziewaną awarią? - Tak, dlatego podstawowe pliki trzymam w chmurze. Czasem też jednak zgrywam dane na klasyczny nośnik, ale zabezpieczam się, żeby w przyszłości moja ciężka praca nie poszła na marne. Do tworzenia statystyk używasz specjalnego oprogramowania? - Prostota to klucz do sukcesu, dlatego korzystam głównie z Excela. W zeszłym roku uczyłem się trochę, w jaki sposób szybciej obrabiać, pobierać dane. Czasem we wspomnianym Excelu długo to trwało, więc sporadycznie korzystam z innych programów, by skrócić czas oczekiwania. Excel to oprogramowanie zaskakująco skuteczne, dzięki któremu można robić dosłownie wszystko. Rewolucja w żużlu? Rafał Gurgurewicz jest na tak Twoim zdaniem dojdziemy kiedyś w żużlu do tego momentu, że każdy klub będzie miał swojego statystyka? - Myślę, że prędzej czy później dojdziemy, tylko nie wiadomo kiedy. Funkcja analityka może być przydatna chociażby do tego, żeby była osoba czuwająca w trakcie spotkania nad danymi. Do kogoś takiego mógłby wtedy podchodzić trener i pytać się o różne kwestie. Lepiej czasem bazować na liczbach niż samych odczuciach. Mamy też coraz więcej danych w żużlu. Niedawno weszła telemetria. Na pewno więc klubowy statystyk byłby wartością dodaną dla całego sztabu szkoleniowego. Na razie jednak środowisko wciąż z dużą rezerwą podchodzi do danych. Mam nadzieję, że w przyszłości się to zmieni. Odzywają się do ciebie czasem pracownicy niektórych drużyn z prośbą o przygotowanie specjalnych statystyk? Może nawet dostajesz wiadomości od samych zawodników? - Staram się czasem jeździć na mecze ligowe do rodzinnego Grudziądza i na przykład przy okazji tegorocznej inauguracji w trakcie spotkania dostawałem pytania o pola startowe. Bez problemu podałem statystyki. Była więc taka forma krótkiej wymiany zdań oraz przedstawienia paru cennych danych. Nigdy nie było tak, że odezwał się do mnie klub lub jakiś zawodnik. Na horyzoncie pojawił się jednak ostatnio pewien temat. Jest on w rozpoczęciu, więc za wiele w tej kwestii obecnie nie mogę zdradzić. Mam nadzieję, że będę mógł powiedzieć więcej w przyszłości. Mieszkasz obecnie w Warszawie, gdzie nie ma ligowego żużla. Zdarza ci się czasem pojechać na jakieś zawody? - Bardzo lubię jeździć na żużel i oglądać go na żywo. Jeszcze kilka lat temu potrafiłem odhaczyć nawet czterdzieści imprez w sezonie. Podróżowałem naprawdę sporo. Teraz jednak głównie ze względu na obowiązki rodzinne nieco przystopowałem. Tak czy inaczej, zawsze staram się zaliczyć te kilkanaście imprez w roku. Najczęściej odwiedzam Grudziądz, bo przy okazji spotykam się z rodziną. Mam też u siebie rundę Grand Prix w Warszawie. Staram się ponadto odhaczać nowe obiekty. W zeszłym sezonie byłem w Rydze. W najbliższą sobotę jadę do Chorwacji na inaugurację cyklu. Żużel na żywo to po prostu coś wyjątkowego. Telewizja co prawda zrobiła ogromny krok do przodu. Zmagania ogląda się przyjemnie, są powtórki, analizy, wszystko człowiek widzi. Przed ekranem nie ma jednak tej atmosfery, tego specyficznego zapachu i hałasu. Wspomniałeś o telewizji. Dzięki niej żużel jest obecnie dostępny jak nigdy dotąd. - To co teraz ma miejsce to mistrzostwo świata. Na samym początku jak zaczynałem liczyć wyprzedzenia, to były dekodery na których się nagrywało. Musiałem więc specjalnie włączyć nagrywanie albo czasami poprosić o to siostrę, potem to gdzieś zgrać, a pliki wideo nie ważyły wcale mało. Teraz wszystko dostępne jest w Internecie. Odpalam stronę i przewijam do momentu, który mnie interesuje. Kiedyś zdarzyła się nawet sytuacja, że poprosiłem klub z Tarnowa o zapis ciągły z kamery umiejscowionej na prostej startowej, bo nie było spotkania w telewizji. Dzięki znajomemu udało się dostać nagranie. Wspomniana kamera pokazywała wszystko, nawet ciągniki równające tor w trakcie przerwy między seriami. Czujesz się osobą rozpoznawalną? Gdy przebywasz na trybunach to inni kibice lub dziennikarze cię kojarzą i chcą zamienić parę zdań? - Rzadko się zdarza, żeby ktoś zaczepił mnie na krótką rozmowę. Z osobami ze środowiska mam jednak dobry kontakt ze względu na to, że w przeszłości współpracowałem z kilkoma redakcjami. Przez pewien czas nawet u was na Interii zajmowałem się między innymi klasyfikacją generalną Speedway Grand Prix. Współpracowałem też z PGE Ekstraligą w projekcie z ambasadorami rozgrywek. Niektóre osoby, które poznałem rozkręciły swoją karierę w żużlu. Część z nich komentuje mecze. Dzięki licznym wyjazdom mam też kontakt z fotoreporterami oraz fanatykami tej dyscypliny sportu. Rafał Gurgurewicz zna odpowiedź na prawie każde pytanie W mediach społecznościowych słyniesz też z tego, że w ciągu kilkunastu minut potrafisz odpowiedzieć niemal na każde pytanie dotyczące statystyk, które inni użytkownicy zadają ci na Twitterze. Nie masz czasem dosyć tego ciągłego oznaczania? - Wręcz przeciwnie. Uwielbiam te pytania, bo czuję, że mam wtedy jakieś wyzwanie. Odpowiadanie innym osobom sprawia mi ogromną przyjemność. A jak uda mi się znaleźć odpowiedź w błyskawicznym tempie, to już w ogóle jestem niesamowicie szczęśliwy. Misja nie zawsze kończy się jednak sukcesem. Na niektóre z pytań nie potrafię wciąż znaleźć odpowiedzi. Zawsze walczę do końca. Czasem potrafię spędzić nawet kilka godzin przeglądając różne pliki i dane w nich zawarte. Z bycia statystykiem żużlowym da się zarobić jakiekolwiek pieniądze? - Większość rzeczy robimy z czystej satysfakcji i nie dostajemy za to pieniędzy. Z telewizją współpraca jest już za to pod umowami. Nie są to oczywiście stawki, które pozwoliłyby rzucić wszystko i skupić się tylko i wyłącznie na żużlu. Zawsze to jednak fajny dodatek za poświęcony czas. Planujesz może niebawem wprowadzić coś nowego w swoim projekcie? - Obecnie trwają prace nad nową wersją strony. Myślałem początkowo, że uda się zdążyć przed startem sezonu 2024, ale jeszcze trochę trzeba uzbroić się w cierpliwość. Odświeżymy wygląd, wprowadzimy kilka nowych funkcjonalności. Aktualną wersję zrobiłem po podstawowej nauce programowania. Teraz jednak będzie bardziej profesjonalnie. Mam nadzieję, że zmiany pozwolą na lepszy odbiór statystyk przez kibiców oraz zwiększy się popularność strony. Nie kusi cię zajęcie się ligami zagranicznymi? - Kiedyś prowadziłem statystyki ligi szwedzkiej oraz brytyjskiej, ale to było chyba za dużo. Musiałem odpuścić, bo czułem, że zabiera mi to zbyt wiele czasu. Trochę starałem się przeciągać w czasie decyzję o porzuceniu Szwecji, bo mecze odbywały się tam regularnie co wtorki i czwartki, w przeciwieństwie do Anglii, gdzie czasem jeżdżą nawet codziennie. Na Wyspach regulamin jest również strasznie zawiły, co nie ułatwiało pracy. Jakoś wtedy zacząłem też współpracę z Canal Plus, więc w końcu stwierdziłem, że muszę odpuścić rozgrywki zagraniczne. - Kiedyś napisałem nawet do szwedzkiej telewizji, czy nie byliby zainteresowani niektórymi danymi w trakcie transmisji spotkań. Przedstawiłem się im. Napisałem, że zbieram takie i takie dane, mam doświadczenie i współpracuję z polskimi rozgrywkami. Wysłałem nawet testowy plik, by pokazać im jakby to wyglądało. Niestety nie dostałem żadnej odpowiedzi. Stwierdziłem wtedy, że trudno, najwidoczniej nie ma zainteresowania i trochę odpuściłem. W środowisku jesteś jednak doceniany. - Bardzo cieszę się z tego, że moje statystyki zostały podchwycone między innymi przez Phila Morrisa, dyrektora Speedway Grand Prix. Od kilku lat prosi mnie on czasami o dane, bo lubi sobie porównać jak wygląda ściganie w zarządzanym przez niego cyklu, a jak na przykład w PGE Ekstralidze. Cieszę się, że moją pracę widzą tacy ważni ludzie w tym sporcie.