- Wtedy była rzeźnia i walka o swoje - mówi Jakub Jamróg w rozmowie z polskizuzel.pl o tym, co zaczęło się z nim dziać w sezonie 2018, gdy awansował z Unią Tarnów do PGE Ekstraligi. - Wówczas nie było ochronek dla juniorów wchodzących w wiek dorosły. Nie było w składzie zawodnika U-24. Rollercoaster Jamroga w PGE Ekstralidze Jamróg w Unii zaczynał, jest wychowankiem tego klubu. W 2013 roku przeniósł się jednak do Orła Łódź. - Tam umocniłem się jako zawodnik - wspomina. Wzmocniony wrócił do Unii, która po spadku z Ekstraligi chciała do niej szybko wrócić. To się udało. I tak zaczął się ekstraligowy rollercoaster Jamroga. Unia spadła równie szybko, jak wróciła, ale Jamróg na rok przeniósł się do Betard Sparty Wrocław, a kolejny spędził w Motorze Lublin. Wszędzie musiał się bić o skład. W Motorze rywalizował z Pawłem Miesiącem. Obaj wyszli z tego mocno poturbowani. Miesiąc dotąd nie potrafi się pozbierać. Wierzy, że z Orłem Łódź może awansować Jamróg odnalazł się w Wybrzeżu, gdzie spędził dwa ostatnie sezony. Wrócił jednak do Orła, bo wciąż z tyłu głowy ma Ekstraligę, a wierzy, że z tym klubem może awansować. Przypomina, że Orzeł już raz okazał się dla niego trampoliną. Poza tym teraz jest trener Marek Cieślak, który był dla Jamroga dużym magnesem. Zawodnik nie przejmuje się tym, że teraz Orła nazywa się drużyną emerytów. - I co z tego? Będziemy bazować na doświadczeniu. Żużel jest inny niż dawniej. Tory są ugłaskane, doświadczenie wygrywa. Zdaniem Jamroga Orzeł może zburzyć hierarchię i wbić klina między duet faworytów. - Nie ma takiej drużyny, jak kiedyś miał Apator, który rozjechał ligę. Wtedy nie było fazy play-off, ale nikt nie narzekał, bo każdy się Torunia bał. Przypomnę, że rok temu dwóch faworytów nie weszło. Pierwsza liga jest wyrównana. Mamy szansę - przekonuje Jamróg. Czytaj także: Za te słowa trener wicemistrza trafi na dywanik