Kryjom łączy pracę menedżera Trans MF Landshut Devils z pracą jako dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Lesznie. Z okna swojego biura, które mieści się na stadionie Fogo Unii, widzi tylko pierwszy łuk. Zatem ciężko byłoby mu z tego miejsca obejrzeć całe zawody. W latach 2001 - 2010 pracował w leszczyńskim klubie. Był to całkiem udany czas, a najlepiej podsumowują go medale w DMP.Unia pod wodzą Kryjoma zdobyła dwa mistrzostwa Polski (sezony 2007 i 2010), a także dwa wicemistrzostwa (lata 2002 i 2008). Później miał jeszcze dwie przygody w Toruniu, gdzie w 2013 roku jego drużyna wywalczyła srebro, ale po ucieczce z finału o sukcesie nie było mowy. Była to katastrofa wizerunkowa nie tylko dla toruńskiego klubu, która jest wspominana do teraz, mimo że za kilka miesięcy minie dekada. - Ile razy jeszcze mam przepraszać żużlową Polskę? Już wiele razy to zrobiłem. Ten temat jest dawno zamknięty - mówił nam w 2021 roku w Rozmowie Bez Hamulców. Kryjom musiał znaleźć inny sposób na zarabianie pieniędzy Polski menedżer miał poprowadzić zespół z Grodu Kopernika do zdobycia mistrzostwa kraju. Dysponował składem uznawanym za dream team, ponieważ miał do dyspozycji takie gwiazdy jak Tomasz Gollob, Chris Holder, Ryan Sullivan, Darcy Ward czy Adrian Miedziński, który jeszcze 10 lat temu w najwyższej klasie rozgrywkowej był naprawdę bardzo silnym krajowym zawodnikiem.Unibax 22 września 2013 roku przyjechał na finał ligi do Zielonej Góry, lecz żaden z zawodników nie wyciągnął sprzętu z busa. Po kilkudziesięciu minutach wszyscy odjechali, a sędzia orzekł walkower na korzyść Falubazu, który został Drużynowym Mistrzem Polski. Torunianie nie przystąpili do rywalizacji, bo dzień wcześniej kontuzji w Grand Prix Skandynawii nabawił się Tomasz Gollob. To nie był jedyny uraz w drużynie. Wystąpić nie mógł także Chris Holder. Goście próbowali przełożyć spotkanie, by jechać w optymalnych składach. Nie udało się, dlatego nie wzięli udziału w finale Kryjom po tej aferze utracił licencję kierownika zawodów i drużyny na okres dwóch lat. Musiał znaleźć inny sposób na zarabianie pieniędzy. Najpierw była agencja menedżerska. Opiekował się Juricą Pavlicem, Krystianem Pieszczkiem, przez chwilę także Sebastianem Ułamkiem. - Szybko to jednak zamknąłem. Nie dało się z tego wyżyć, biorąc pod uwagę płynność finansową klubów i zawodników - opowiadał. Później przez dwa lata pracował w firmie transportowej, następnie wyjechał do Anglii - do Birmingham, żeby pracować w agencji pracy. Organizował pracowników dla firmowych kontrahentów.Wrócił do Polski z powodów rodzinnych. Od kwietnia 2016 roku jest dyrektorem Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Lesznie. Przy żużlu długo pozostawał jako ekspert. Środowisko żużlowe o nim nie zapomniało, otrzymywał oferty z ekstraligowych klubów. Wszystkie odrzucał. W końcu skusił się na projekt... niemiecki. Kiedy Trans MF Landshut Devils postanowiło dołączyć do ligi polskiej, to namówiło Kryjoma do pracy. W sztabie szkoleniowym współpracuje z Klausem Zwerschiną. Kryjom i Trans MF Landshut Devils Bawarczycy startują w lidze polskiej od sezonu 2021. W pierwszym roku niespodziewanie wygrali rozgrywki 2. Ligi Żużlowej i awansowali na zaplecze PGE Ekstraligi, gdzie w sezonie 2022 zrobili kilka niespodzianek. Efektem tego było spokojne utrzymanie i porażka w play-offach z Cellfast Wilkami Krosno. - Bardzo dobrze czuję się w Landshut. Od początku jestem w tym projekcie. W klubie wszystko jest poukładane, a w 1. Lidze Żużlowej też trzeba się napracować. Zaangażowanie jest takie samo jak w PGE Ekstralidze. Klasa rozgrywkowa nie ma tutaj znaczenia - opowiedział nam menedżer po niedzielnej wygranej w Gdańsku.Po pierwszych kolejkach obecnych rozgrywek Niemcy byli określani jako zespół, który może spaść do 2. Ligi Żużlowej. Wygrana w Gdańsku poprawiła położenie podopiecznych Kryjoma. - Ale my cały czas możemy z tej ligi spaść, bo w tym roku jest ona niesamowicie wyrównana. Falubaz to wyjątek. Zielonogórzanie w tym momencie jadą w swojej lidze, ale w pozostałych zespołach są mniejsze lub większe problemy. Liga jest niezwykle atrakcyjna dla kibiców, ponieważ w każdym meczu jest jakaś osobna historia. O to w tym wszystkim chodzi - skomentował menedżer.- Wiedzieliśmy, że mecz w Gdańsku jest niezwykle istotny dla naszego położenia w tabeli. Nie chcieliśmy, żeby peleton nam odjeżdżał. Wykonaliśmy świetną pracę, cały zespół dobrze zafunkcjonował. Nie mogę się przyczepić do żadnego zawodnika. Wszyscy zostawili serce na torze. Mamy kilka dni spokoju. Zdajemy sobie sprawę, że nasza konkurencja nie śpi. Obserwujemy to, co dzieje się w tej lidze. PSŻ Poznań miał być outsiderem, a nie jest. Do tej pory wygrał dwa spotkania, w dodatku bardzo dobrze jeździ w meczach wyjazdowych. 42 punkty zdobyte w Bydgoszczy mówią same za siebie. Nikt nikomu tego utrzymania za darmo nie da, ciężka praca przed nami - dodał nasz rozmówca.Kryjom wygraną w Gdańsku przypłacił mandatem i punktami karnymi. Na rzecz Skarbu Państwa musiał zapłacić 800 złotych, otrzymał 9 punktów karnych. Podczas rozmowy telefonicznej zażartowaliśmy, że zdobył tych punktów więcej niż Jonas Jeppesen. Menedżer tylko się zaśmiał. - Zdarzyło się, co zrobić. Dużo podróżujemy i niestety takie rzeczy się zdarzają. Chodzi o prędkość - zdradził. Jeppesen w Gdańsku zadebiutował zespole Diabłów. Uzbierał 8 punktów z bonusem. Przy podwójnym prowadzeniu zdefektował mu jednak motocykl. Duńczyk za swój występ zebrał mnóstwo pochwał. Czy Kryjom wróci do PGE Ekstraligi? Z powodów regulaminowych Trans MF Landshut Devils nie może startować w PGE Ekstralidze, która jest określana "najlepszą ligą świata". Czy to oznacza, że Kryjom w najbliższym czasie będzie chciał zmienić klub? Właśnie nie! W przeszłości miał już trzy propozycje pracy. Po awansie chciał go choćby Motor Lublin. - To było parę lat temu. Czy tęsknię za Ekstraligą? Niekoniecznie. Świetnie się bawię w 1. Lidze. Każdy mecz jest jak wojna o życie. Trzeba trochę pogłówkować, żeby przechytrzyć przeciwnika - stwierdził.Z drugiej strony Kryjom nie ma wątpliwości, że miałby większe problemy z połączeniem pracy w klubie ekstraligowym ze swoją pracą zawodową. - Nie wiem też, czy zostałoby to dobrze odebrane w Lesznie, gdybym pracował dla konkurencyjnego klubu - zaznaczył menedżer.W Landshut pracuje się trochę spokojniej niż w polskich klubach. Podejście kibiców i działaczy jest inne. Nikt tam oczywiście nie lubi przegrywać, jednak po przegranych meczach nie ma tak mocnych słów z trybun, mrożenia płac czy 100 treningów tygodniowo. - Siadamy razem i dyskutujemy nad problemami. Pracujemy w zupełnie innej atmosferze i fajnie to się sprawdza - podsumowuje Kryjom, który jest nadzieją Bawarczyków na pozostanie w 1. Lidze Żużlowej. Nikt tak dobrze nie zna ligi polskiej, jak on.