Odejście z macierzystego klubu miało być zbawienne dla Piotra Pawlickiego. Efekt jest jednak zupełnie odwrotny, bo z roku na rok jego notowania spadają. Eksperci i kibice mówią, że gwiazdor rozmienił się na drobne tak, jak jego brat. Wyjście ze strefy komfortu nie okazało się kluczem do sukcesu. Transferowa klapa. Miliony wyrzucone w błoto Wyniki Pawlickiego we Wrocławiu traktowano z przymrużeniem oka. Betard Sparta miała gwiazdorski skład, a on miał być po prostu solidnym uzupełnieniem formacji seniorskiej. W Zielonej Górze ma jednak wprost idealne warunki, by grać pierwsze skrzypce, natomiast po pięciu kolejkach jest 30. zawodnikiem PGE Ekstraligi, a jego średnia wynosi nieco powyżej 1,5 pkt/bieg. Falubaz był bardzo zmobilizowany, żeby go pozyskać, a tymczasem inwestycja się nie zwraca. Pawlicki podpisał największy kontrakt w swojej karierze, bo otrzymał 1,1 mln złotych za podpis i 10 tysięcy za punkt. Wyniki świadczą o tym, że nie był wart tych pieniędzy. Upada na zawołanie. Nie dają mu spokoju Kibice nie dają mu spokoju, bo na swoim koncie w tym roku ma więcej upadków, niż dwucyfrówek. Najbardziej zastanawiający był występ w Lublinie, gdzie zaliczył dwie podobne kraksy, wynikające z własnych błędów. Jeśli w porę się nie obudzi, to w Zielonej Górze zacznie się robić gorąco. Klub dalej nie jest pewny utrzymania. - Nie widać perspektyw, żeby było lepiej. Za dużo notuje upadków. Nie wiem z czego to wynika. Wygląda to trochę jak przerost ambicji, bo te upadki są z jego winy - podkreśla były działacz. To jedyny ratunek dla polskiej gwiazdy Co jeśli dalsza część sezonu w jego wykonaniu będzie podobnie wyglądała? Scenariuszów jest kilka, lecz najpewniej pozostanie w Ekstralidze, bo wszyscy znają jego wartość. Często mówi się też, że wielu żużlowców ściga się jeszcze dodatkowych kilka lat w najlepszej lidze świata po prostu z racji nazwiska, czyli marce, jaką wyrobiono przed laty. To zarzucano m.in. Krzysztofowi Kasprzakowi czy nawet starszemu bratu Piotra, Przemysławowi. Ten jednak zdecydował się na drastyczny ruch i w ubiegłym roku zanotował kapitalny sezon w Metalkas 2. Ekstralidze. Tillinger nie ma żadnych złudzeń, że to powinien być ostatni rok Piotra w PGE Ekstralidze. - Staje się zawodnikiem pierwszoligowym. Powinien w przyszłym roku zejść klasę niżej. Nie jest powiedziane w stu procentach, że się odbuduje, ale jest na to duże prawdopodobieństwo - kończy.