2,35 punktu na bieg. To wynik Krzysztofa Buczkowskiego w 2. Metalkas Ekstralidze. Lepszy był tylko Australijczyk Brady Kurtz. To jednak nie wystarczyło, aby zachęcić kluby z PGE Ekstraligi. Polak musi zatem spędzić kolejny sezon na zapleczu. Ma świetne rezultaty. Mimo to nikt go nie chce W 2021 roku Orlen Oil Motor Lublin pożegnał się z Krzysztofem Buczkowskim. Od tego czasu nie może znaleźć zatrudnienia w PGE Ekstralidze. Jego nazwisko często pojawia się w spekulacjach, ale na końcu i tak nie otrzymuje angażu. To na pewno spory ból dla Polaka, znanego z ogromnej ambicji i chęci powrotu do rywalizacji z najlepszymi. W ostatnich trzech sezonach był liderem NovyHotel Falubazu Zielona Góra oraz Polonii. Klub z Grodu Bachusa awansował do elity, a Buczkowski został pożegnany bez większego żalu. Zamiast niego postawiono na Przemysława Pawlickiego i Rasmusa Jensena. W tym roku awans wywalczył ROW, a kontrakt mają tam podpisać Gleb Czugunow i Maksym Drabik. Nawet beniaminek, który miał ograniczone możliwości na rynku, nie chciał zatrudnić Polaka. Ma szansę na powrót. Jest tylko jeden warunek Krzysztof Buczkowski, po przegranym finale, przedłużył kontrakt z Polonią Bydgoszcz o kolejne dwa lata. Cel jest jeden: awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Szanse na to są spore, bowiem klub wzmocnił się Szymonem Woźniakiem, który na zapleczu będzie gwiazdą rozgrywek. Wiele wskazuje na to, że jedynie awans Polonii pozwoliłby 38-latkowi wrócić do Ekstraligi. Gdyby udało się to w tym roku, to Buczkowski jeździłby w elicie, gdyż miał obiecane miejsce w zespole na wypadek awansu. Wydaje się, że jeśli teraz uda się awansować, to działacze nie zmienią planu. Buczkowski musi po prostu jeździć, tak jak w tym roku, kiedy był czołową postacią rozgrywek.