Polak po swoim debiucie mógł chodzić z podniesioną głową. Zdobył 4 punkty i zajął trzynaste miejsce. Pokonał Andersa Thomsena, Kima Nilssona, Leona Madsena oraz Taia Woffindena. Miał pecha w swoim trzecim wyścigu. Jechał drugi, ale postawiło Woffindena i przez to stracił jedną pozycję. Gdyby miał na swoim koncie 5 punktów, to mógł powoli myśleć nawet o walce o czołową ósemkę. Jak to jest wygrać wyścig podczas turnieju Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie? I to jeszcze w debiucie. Bartłomiej Kowalski: Dla mnie to szok, wygranie wyścigu w Grand Prix jest naprawdę czymś fantastycznym. Spełniło się moje marzenie z dzieciństwa. Właściwie nawet dwa, bo pierwszym było wystartowanie w turnieju. Zostało jeszcze trzecie, a jest nim zwycięstwo w całych zawodach. Poczułem ten smak, wiem, do czego mogę dążyć, żeby kiedyś w tej stawce się znaleźć.Wygrał pan z czwartego pola, które tego dnia było bardzo korzystne.- Może było ciut lepsze od pozostałych, ale cieszę się, że to wykorzystałem i nie zepsułem tej szansy. Przed biegiem miałem w głowie ułożony plan, który wypalił na pierwszym łuku. Później trzeba było tylko wytrzymać ciśnienie i przejechać te cztery kółka. Udało się, więc się z tego cieszę.Jaki to był plan?- Wyjść dobrze ze startu, złapać się szerokiej, zejść do środka toru i po prostu pojechać. To się powiodło, później trzymałem się jednej linii. Czułem, że motocykl ciągnie. Przywiozłem za sobą dwóch Duńczyków, także wszystko fajnie. Kiedy dowiedział się pan, że na pewno wystąpi pan w tych zawodach?- Na 100 proc. to w sobotni poranek. Miałem mało czasu. Może to też jest plus, bo w mojej głowie nie pojawiało się zbyt dużo myśli, chociaż od rana czułem lekki stresik. Chciałem wyrzucać z głowy takie myśli: "jak pójdzie" czy "nie zrobię żadnej wtopy". Myślę, że z tym sobie poradziłem. Po pierwszym wyścigu całkowicie zeszło ze mnie ciśnienie. Później tylko skupiałem się na torze i na jeździe. Muszę też powiedzieć, że dostałem szansę w takich słabych okolicznościach. Mocno trzymamy kciuki za Dominika Kuberę, żeby szybko się leczył i wracał. Brakowało go.Była nieprzespana noc?- Powiem tak. W nocy się nie budziłem, ale nie mogłem zasnąć. Miałem świadomość, że mogę wystartować na tej wielkiej arenie. Dobrze przespałem noc, rano był trening i później już zawody.Wspomniał pan o spełnieniu marzenia z dzieciństwa. Wcześniej przyjeżdżał pan do Warszawy jako kibic?- Byłem na każdych zawodach, więc jestem w temacie tych różnych niepowodzeń - od pierwszego Grand Prix do kolejnych. Uważam, że były one coraz lepsze, a tegoroczny turniej był najlepszy.Nie miał pan pretensji do Taia Woffindena o wyścig jedenasty? Sędzia nie powinien go przerwać?- Kompletnie nie miałem żadnych pretensji, ani do Taia, ani do kogoś innego. Choć uważam, że wyścig powinien być powtórzony.I co wtedy? Woffinden do wykluczenia? - Ciężko ocenić, najlepiej byłoby powtórzyć w czwórkę... Jestem zdania, że wyścig powinien zostać przerwany. Tak samo jak w sytuacji z Danem Bewleyem, kiedy stracił pozycję w półfinale. W tym samym miejscu jednego z zawodników pociągnęło.Szkoda tego wyścigu, bo miałby pan 5 punktów po trzech wyścigach i otworzyłaby się szansa nawet na półfinał.- Wtedy zaczęłaby się robić taka dodatkowa lekka presja nałożona przez siebie. Myślałbym poważnie o walce o te półfinały, ale dowiozłem jedynkę. Nie chciałem nakładać na siebie presji. Na to może przyjdzie jeszcze kiedyś czas. Ale kopniak na dalszą część sezonu jest...- Nie tylko na dalszą część sezonu, ale też na dalszą część kariery. Poczułem smak, o którym marzy wielu żużlowców. Wiem, że jest o co walczyć. Chciałbym kiedyś tutaj wrócić. To kolejne marzenie.