Wielkie nadzieje wiązaliśmy z Discovery Sports Events, które przejęło prawa do organizacji żużlowego cyklu Grand Prix. Tymczasem po raz kolejny Amerykanie pokazali, że z szumnych planów ekspansji i rozwoju dyscypliny niewiele wynika. Liczy się przede wszystkim kasa, którą w dużej mierze pompują do budżetu Polacy. Niespełniony sen o Australii Zastanawialiśmy się długo, jak będzie wyglądać kalendarz cyklu Grand Prix na sezon 2024. Wiele mówiło się o nowych potencjalnych lokalizacjach. Kibice liczyli na to, że organizatorzy wyjdą poza utarty schemat i dostaniemy coś ekstra. Tymczasem szybko okazało się, że z tych nadziei nici. Zamiast nowych krajów - organizatorów mamy aż cztery rundy w Polsce. Ale o tym za chwilę. Najbardziej boli, że w kalendarzu nie będzie rundy w Australii. Dużo mówiło się o takim rozwiązaniu. To tam miałby potencjalnie cykl kończyć się i to tam koronowalibyśmy nowego mistrza świata. W kuluarach mówiło się, że Discovery prowadzi takie rozmowy, które łatwe nie są. Największym wyzwaniem były przede wszystkim kwestie finansowe i logistyczne. Cóż, po raz kolejny Amerykanie okazali się względem nich bezradni. Zasadniczo w cyklu mamy jedną zmianę. Niemieckie Teterow zastąpi niemieckie Landshut. Pozostali organizatorzy bez zaskoczeń. Fajnie, że jest Praga, Cardiff, czy Ryga, ale chyba każdy oczekiwał czegoś więcej. Co za bomba! Rosyjski gwiazdor przedłużył kontrakt z polskim klubem Polacy składają się na cykl Grand Prix W tym wszystkim irytujące jest też to, że aż cztery rundy z jedenastu odbędą się w Polsce. Warszawa, Wrocław, Gorzów, Toruń będą gościć najlepszych. Organizatorom jest to na rękę, bo przecież nikt nie płaci tak jak Polacy. Mam wrażenie, że jeśli za chwilę swoją gotowość do przeprowadzenia turnieju Grand Prix zgłosi Częstochowa czy Lublin, to Amerykanie chętnie się na to zgodzą. Ot, taki mamy klimat. Szkoda więc, że układając kalendarz cyklu promotor poszedł na łatwiznę. Ciekawostką w tym wszystkim jest też to, że Warszawa miała w pierwotnych planach otwierać przyszłoroczne mistrzostwa. Turniej na Stadionie Narodowym ma odbyć się 11 maja. To miało być huczne otwarcie, ale i z tego wyjdą nici. Okazuje się bowiem, że 27 kwietnia zobaczymy turniej w Gorican. Zaskoczeni? Pewni nie. Mistrz świata wyszedł na swoje. Ten transfer to strzał w dziesiątkę