Wydawałoby się, że skoro mamy trzech stałych uczestników Grand Prix, do tego piekielnie zdolnego Dominka Kuberę i kilku innych ligowych asów, to zbudowanie kadry na Drużynowy Puchar Świata nie przysporzy nam żadnych problemów. Nasza reprezentacja znalazła się jednak w tarapatach. Na nieco ponad dwa miesiące przed finałem DPŚ posiadamy solidnych kadrowiczów wyłącznie na papierze. Tak naprawdę obecnie w odpowiedniej dyspozycji znajduje się jedynie Bartosz Zmarzlik i na tym kończą się pozytywne informacje. Straciliśmy pewniaka. Gortat nie ma wątpliwości Piątkowe kwalifikacje do Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie jeszcze długo mogą się nam odbijać czkawką. To właśnie tam straciliśmy Kuberę. 24-latek nazywany następcą Zmarzlika i kandydatem na przyszłego mistrza świata (Marcin Gortat nie ma wątpliwości, że tak będzie, o czym mówił w rozmowie z nami) doznał kontuzji kręgosłupa, która oznacza najpewniej koniec sezonu, a w najlepszym razie 2-3 miesiące przerwy i ostrożny powrót na tor. Kubera był pewniakiem na DPŚ. Jego jednak już nie mamy. Idźmy dalej, bo takimi samymi pewniakami wydawali się Maciej Janowski i Patryk Dudek. Ci dwaj na razie jednak nie liczą się w Grand Prix. Obaj są poza TOP10, a Dudek jest lepszy jedynie od debiutanta Kima Nilssona. W lidze nie jest lepiej. Dudek wygrał tylko 5 z 25 biegów. Polak jeździ słabo. Przez silniki. Te robione przez Ryszarda Kowalskiego (najlepszego mechanika na świecie) mu nie pasowały, więc zamówił sprzęt u Michała Marmuszewskiego z Lublina. Przełomu na razie jednak nie ma. Zawodnik po zmianie tunera czasem potrzebuje nawet kilku miesięcy, żeby wyjść na prostą. To nie jest dobra wiadomość dla Dudka, a jeszcze gorsza dla reprezentacji. Trener kadry będzie musiał wziąć jeżdżącego w kratkę Janowskiego Jeżdżącego w kratkę Janowskiego trener kadry Rafał Dobrucki będzie musiał powołać. Raz, że finał jest na jego domowym torze we Wrocławiu. Dwa, że odstawiając Janowskiego, miałby jeszcze większy problem niż dając mu szansę i licząc na jego przebudzenie. Bo to nie jest tak, że w odwodzie czeka kolejka mocnych zawodników. A kadra potrzebuje czterech solidnych ogniw. Janowski też jeździ na silnikach Kowalskiego. W środowisku krąży taka opinia, że te lepiej sprawują się przy wysokich temperaturach. Chodzi o to, że wtedy łatwiej je dopasować i wyciągnąć z nich 100 procent mocy. Teraz pogoda jest nijaka, często jest zimno, ale w lipcu powinno być ciepło, więc jest szansa, że Janowski się obudzi. Dobrucki chyba nie będzie miał wyboru i będzie musiał się przeprosić z Januszem Kołodziejem, którego nie nominował do eliminacji Grand Prix, choć 38-latek szaleje w Ekstralidze i ma czwartą średnią. Na razie nie wyszedł mu jeden mecz. Kto czwartym do bryżdża? Zmarzlik, Janowski, Kołodziej, to już jest jakaś baza, ale z czwartym do brydża też łatwo nie będzie. Szymon Woźniak jeździ w tym roku dobrze, ale w kratkę. W niedzielę odpadł w eliminacjach SEC Challenge. Lepsi od niego okazali się zawodnicy z pierwszej i drugiej ligi. W Ekstralidze też miewa wpadki. Wciąż też nie znamy tak na dobrą sprawę odpowiedzi na pytanie, czy Woźniak potrafi trzymać ciśnienie w trudnych momentach. Rok temu położył ebut.pl Stali Gorzów finałowy mecz z Platinum Motorem Lublin. Jak raz dostał szansę w Speedway of Nations, to też zawiódł. Dobrucki może jednak stanąć przed pytaniem: jak nie Woźniak, to kto? Maksym Drabik (trzynasta średnia w Ekstralidze) omija kadrę szerokim łukiem. Nie interesują go nawet występy w eliminacjach do cyklu SEC i GP. Kacper Woryna, który rok temu był w gazie, po kontuzji na początku sezonu i odejściu menadżera Rafała Lewickiego, też jest gorszy niż rok temu. Być może selekcjoner będzie musiał się pochylić nad kandydaturą Piotra Pawlickiego. Średnią w lidze ma nie najgorszą, a na dokładkę nieźle sobie radzi w mocnej Betard Sparcie Wrocław. I to może jest jego największy atut. Wrocławski tor, podobnie jak w przypadku Janowskiego, jest jego domowym. Może się coś jeszcze oczywiście zmienić. Może za miesiąc będziemy się śmiali z tych problemów, które są teraz. W obecnym stanie nie jesteśmy jednak pewniakami do złota, a gdyby nie było Zmarzlika, to w ogóle moglibyśmy zapomnieć o medalu.